Loki skinął głową.
- Rozumiem zatem, że czujecie się w obowiązku pomścić przyjaciela i nie spoczniecie, póki…
- Ależ skąd! - Bachus wszedł mu w zdanie. - Nie znosiłem palanta i uważam, że dobrze się stało. Kłamca uniósł brwi.
- Nie spodziewałem się podobnej odpowiedzi - przyznał. - Ale i tak nie mogę tak po prostu pozwolić wam odejść. - Uniósł pistolet i wycelował w głowę Erosa. - Mam swoje obowiązki, rozumiecie, prawda?
- Nie rób tego! - krzyknął Bachus, sięgając do kieszeni.
Aniołowie przyglądali mu się z niepokojem, a jeden nawet sięgnął po przypięty do pasa sztylet, by w razie czego rzucić w boga wina, zanim ten zrobi coś naprawdę głupiego. On jednak wydobył z kieszeni jabłko. Uniósł je do góry niczym kapłan świętą relikwię.
- Jeśli pozwolisz nam odejść, damy ci to - powiedział. - Mamy więcej.
- Ten pan nie ma pojęcia, co to, Bachusie - stwierdził Eros.
Loki wzruszył ramionami.
- Przeciwnie - powiedział. - Doskonale wiem. To jest jabłko, owoc z drzewa zwanego jabłonią. Całkiem smaczny, choć bywa kwaskowaty, zależy od odmiany. Ale teraz wybaczcie, nie jestem głodny.
Ponownie uniósł pistolet, tym razem celując w Bachusa.
Bóg wina zadrżał, ale nie opuścił owocu.
- To jabłko z gaju Hesperyd - oznajmił, kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa. - Ma prawdziwą moc. Taką, która sprawia, że…
- Dość - przerwał mu Kłamca. - Nie mam zamiaru o tym słuchać.
Skinął na dwóch spośród aniołów.
- Wy dwaj, zwiążcie ich. Po zastanowieniu nie będę do nich strzelał. Nie miałem ich w kontrakcie, a może archaniołowie mają co do nich jakieś plany. Reszta niech leci… tam gdzie zwykle latają anioły, gdy mają wychodne. Już was nie potrzebuję. A, i niech ktoś da znać Gabrielowi, że wykonałem robotę i teraz wisi mi parę piórek. No i że czekam tu na niego.
Skrzydlaci posłusznie wzbili się w powietrze, pofrunęli nad Styksem. Dwaj, którzy pozostali, sprawnie uwinęli się ze związaniem bogów, po czym również odlecieli w stronę drugiego brzegu.
Loki schował pistolet do kabury i przysiadł na leżącym nieopodal kamieniu.
- Chyba zbyt słabo znałem waszą historię - odezwał się do związanych. - Nie przyszło mi do głowy, że największym spośród was może być człowiek, a nie ojciec bogów. Muszę się jeszcze wiele nauczyć.
Podniósł z ziemi płaski kamyczek i puścił go po wodzie. Z uśmiechem patrzył, jak ten odbił się sześć razy, zanim zniknął w czarnych odmętach. Kłamca znów przeniósł wzrok na swoich więźniów.
- O co chodzi z tymi jabłkami?
Bachus odchrząknął.
- To owoce ze świętego drzewa, którego strzegł smok, zanim… - zaczął.
- Ja wyjaśnię - przerwał mu Eros. - Panu trochę się spieszy, więc przechodząc do sedna: one sprawiają, że ludzka wiara staje się potężniejsza. To coś jakby wzmacniacz dla mocy tkwiącej w ludziach. Bo to oni tworzą takich jak my, wie pan o tym, prawda?
Coś zaczynało świtać w głowie Lokiego. Kłamca sięgnął do kieszeni po wykałaczki.
- A czy czasem nie sprzedaliście żadnego z tych jabłek? Na przykład Anubisowi?
Bogowie spojrzeli po sobie ze zdumieniem.
- Jakieś trzy - cztery lata temu natknęliśmy się na tego sukinsyna - mruknął niechętnie Bachus.
- No to mamy ze sobą coś wspólnego. - Uśmiechnął się Loki, ale zatrzymał dla siebie to, jak upokorzył egipskiego boga, który próbował zdobyć nowych wyznawców.
- Doprawdy? - Eros również się uśmiechnął, tylko dwa razy życzliwiej. - Ja od razu sobie pomyślałem, że nas różnią tylko drobiazgi. Jest w panu coś bardzo sympatycznego. A ten Anubis powiedział wtedy, że ma pomysł, jak pozbyć się aniołów. Odmówiliśmy mu oczywiście, a on, proszę sobie tylko wyobrazić, ukradł nam kilka jabłek. Potem słuch po nim zaginął. Dopadł go pan? No jakże się cieszę!
- Nieważne! - Kłamca machnął ręką. - Więc jak rozumiem, w zamian za koszyk cudownych jabłek mam dać wam wolność, tak? Na to liczycie.
- Tak - powiedział Bachus.
- Nie - stanowczo zaprzeczył Eros.
Bóg wina posłał przyjacielowi zdumione spojrzenie. Tamten tylko wzruszył ramionami.
- Widzę, że jest pan człowiekiem solidnym i poważnie traktuje pan pracę - powiedział. - Cóż to więc dla nas za interes, że teraz nas pan uwolni, a jutro znowu zacznie obławę? Dziś chodziło panu o Zeusa, nie o nas, ale jeśli dostanie pan rozkaz… Przecież wszyscy tu jedziemy na jednym wózku, może dojdziemy do porozumienia?
Loki pokiwał głową i uśmiechnął się. Podobał mu się sposób myślenia boga miłości, tak daleki od sposobu rozumowania aniołów.
- Co zatem proponujesz? - zapytał.
Eros zmrużył oczy, zastanawiając się.
- Myślę, że mógłby pan wziąć nas na służbę - powiedział i dodał szybko: - Ja osobiście czułbym się zaszczycony.
- Ze swojej strony - Bachus podłapał wątek - zapewniam pełną dyspozycyjność.
Wykałaczka przewędrowała z jednego kącika ust Lokiego do drugiego. Propozycja wydała się kusząca.
- Tylko że ja nie jestem Zeus. U mnie trzeba naprawdę pracować - powiedział Kłamca, uśmiechając się. Wstał i spojrzał na Styks. - Zobaczymy, co się da zrobić.
W ich stronę leciała sześcioskrzydła postać. Z całą pewnością wezwany Gabriel.
* * *
- Tam leży ciało Zeusa - Loki wskazał leżące w bramie zwłoki.
Gabriel skinął głową. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął kopertę z piórami. Podał ją Kłamcy.
- A tamci? - spytał, wskazując brodą związane bóstwa. - Co to za jedni i co tu robią?
Loki wziął kopertę i po raz pierwszy w życiu schował, nie sprawdzając zawartości. Uśmiechnął się przymilnie.
- Wiesz, myślę, że jestem ci winien przeprosiny, Gabrielu - powiedział, ruszając wzdłuż brzegu Styksu. Archanioł podążył za nim.
- Za co chcesz mnie przepraszać?
- Za to, co mówiłem wtedy na plaży - wyjaśnił Kłamca. - Rzeczywiście miałeś wtedy rację co do tego, że nie pracuję już równie szybko jak kiedyś. Szczerze mówiąc, są chwile, gdy martwię się, czy podołam zadaniom. - Spojrzał Gabrielowi prosto w oczy. W jego wzroku znać było smutek. - Wiesz, wróg ciągle się zmienia, a ja jestem tylko podrzędnym bogiem… Jednym.
Ukradkiem przetarł oczy rękawem.
- Zwłaszcza od śmierci Sygin nie potrafię tak bardzo oddać się pracy.
Gabriel westchnął głęboko i położył rękę na ramieniu Kłamcy.
- No, daj spokój! Mogę ci jakoś pomóc?
- Tak - wyszeptał Loki. - Myślę, że możesz.
* * *
Bachus przyglądał się pożegnaniu Lokiego i Gabriela. Oczywiście z tej odległości nie sposób było usłyszeć, o czym mówią, ale widać było, że rozstają się w przyjacielskiej atmosferze. Zanim archanioł odleciał, kilkakrotnie uścisnęli sobie ręce, a gdy skrzydlaty był już w powietrzu, Kłamca nawet mu pomachał. Potem dziarskim krokiem ruszył w ich kierunku.
- I co? - zapytał Bachus.
Loki wzruszył ramionami.
- Powiedział, że musi jeszcze obgadać to z pozostałymi, ale on sam jest skłonny dać wam szansę. Powiedzmy, okres próbny. - Kucnął i przeciął więzy najpierw Erosa, a potem Bachusa. - Żadnego picia i dziwek w pracy. Żadnych ale ja nie wiem, ale ja nie potrafię. Nasi szefowie będą oczekiwali określonej ilości nawróceń czy usuniętych demonów i innych takich, ale…
- Potrafimy ciężko pracować, Kłamco - wszedł mu w zdanie Eros.
Loki uśmiechnął się, widząc, że bóg miłości poczuł się pewniej i przestał mówić do niego na pan. Ale nie skomentował tego.
- To się okaże. Póki co odpowiadacie przede mną i słuchacie każdego mojego polecenia. To, mam nadzieję, jest jasne?
Bogowie pokiwali głowami.
Kłamca wstał i schował nóż. Sięgnął do kieszeni po wykałaczki.