Выбрать главу

Ernest Thumb skończył przecierać szkła i powoli założył okulary na nos. Nie miał pojęcia, kto wymyślił slogan, że złe wiadomości lepiej podawać na raty, ale najpewniej ów ktoś sam nigdy tego nie robił.

- Wyszli przed chwilą. - Kierownik sceny postanowił nie owijać w bawełnę. - Podobno pół godziny temu przyszedł tu i zatrudnił ich osobiście sam Spielberg.

- Kto?!

- Spielberg - powtórzył Thumb. - „E.T.”, „Park Jurajski”…

- Znam Spielberga, idioto! - warknął Knox. - Pracowałem z nim przecież. Był tutaj? Spielberg?!

- Tak, panie Knox.

Trzeba było przyznać reżyserowi, że choć czerwony z wściekłości, naprawdę starał się nad sobą panować. Thumb jednak przezornie cofnął się jeszcze o krok, uważnie patrząc to na twarz, to na ręce szefa. Dał mu czas na uspokojenie.

- Więc jak, panie Knox? - zapytał po chwili. - Mam odwołać dzisiejszą próbę?

Reżyser ledwo zauważalnie pokiwał głową. Statyści na scenie odetchnęli z ulgą.

* * *

Telewizyjny prezenter z czerwonym krawatem do zielonej marynarki wyglądał jak idiota. Głos za to miał ciepły i głęboki. Z pewnością byłby doskonałym radiowcem.

- …reżyser zapowiedział jednak - mówił do kamery, ale zezując lekko na bok, jakby miał źle ustawiony ekran z tekstem - że zmiany personalne nie wpłyną ani na jakość sztuki, jej przekaz, ani też nie opóźnią zapowiedzianej rekordowo szybko, bo już na przyszły miesiąc, premiery.

Na ekranie pojawił się materiał filmowy z „Prawdziwego życia Rzeszy” ukazujący Knoxa, nieco podstarzałego, łysiejącego mężczyznę w sztruksowej marynarce i z papierosem w kąciku ust. Właśnie instruował stojących w szeregu nazistów. Nastąpiło rozmycie i na ekranie pojawiła się niemal identyczna scena, z tym że nazistów zastąpili rzymscy legioniści. Odezwał się głos z offu:

- Oczekiwane przez wszystkich „Prawdziwe życie Jezusa” zaprezentowane zostanie trzeciego września. „Time” już określił to największym wydarzeniem kulturalnym ćwierćwiecza, biskupi kościołów protestanckiego i katolickiego wyrazili niepokój, powstrzymali się jednak z komentarzami do czasu…

Bachus wyłączył telewizor.

- No i klapa - westchnął zrezygnowany. - Cała ta szopka nie zdała się na wiele. Można się było domyślić.

- Czego? - zapytał Loki. Wyraz jego twarzy sugerował, że jest w nastroju skrajnie odmiennym od boga wina.

- Że niezależnie od naszych sztuczek on i tak znajdzie sobie ekipę, która u niego zagra. Aktorzy wręcz modlą się do niego!

- Zwłaszcza że z tym Spielbergiem to i tak przesadziłeś - poparł przyjaciela Eros. - Nie powinieneś zmieniać się w tak znane postaci, bo kiedyś narobisz tym sobie kłopotów.

- Jakbym już to gdzieś słyszał - mruknął Kłamca. - A co do sprawy przedstawienia, to wdrożyliśmy dopiero pierwszą część planu. Druga będzie trudniejsza, ale jak mawiają, przez ciernie do gwiazd, nie?

Obaj bogowie popatrzyli na niego z wyrazem niezrozumienia na twarzach. Loki uśmiechnął się.

- To przecież oczywiste, że Knox nie zarzuci spektaklu z powodu kłopotów z aktorami - wyjaśnił. - Jasne też, że wszyscy będą walić drzwiami i oknami, byle u niego zagrać. A żeby nie dać im szansy, musimy być po prostu najlepsi.

Eros zakrztusił się swym martini.

- Ty chcesz, żebyśmy my… znaczy… żebyśmy… - nie mógł się wysłowić.

- Tego właśnie chcę - potwierdził Kłamca. - Jeśli nie możesz pokonać wroga, przyłącz się do niego, to moja dewiza. Zagramy u Knoxa.

* * *

- Nie chcę grać Szymona Piotra! - zaperzył się Bachus, gdy Kłamca odczytał mu jego rolę. - Z tego, co słyszałem, ten cały Knox każe mi śmierdzieć rybami!

- I schudnąć - dodał Eros, nie kryjąc rozbawienia. Miał powód do radości, jemu dostała się rola Piłata, a ten raczej nie śmierdział. - Ale dobrze ci to zrobi. Od dawna wyglądasz już jak skórzany bukłak.

Grubas wykonał obelżywy gest i z kieliszka boga miłości zapachniało nagle octem. Eros roześmiał się i wylał wszystko do doniczki.

- Mnie niepokoi tylko jedno, szefie - powiedział. - Choćbyśmy nie wiem jak się starali, jest nas tylko trzech. Jesteś pewien, że zdołasz utrzymać taką bandę iluzyjnych postaci na wodzy?

- Nie zamierzam ich wszystkich tworzyć - odparł Kłamca. - Nie są nam potrzebni. Dla mojego planu wystarczy obsadzić najważniejsze role. Jak wasze właśnie czy moja, no i…

Przeszedł się po pokoju, rozważając krążący mu po głowie pomysł. Nie był do końca przekonany, ale musiał działać szybko, a aniołowie nie patrzyliby przychylnie na nowy nabór do jego małego oddziału. Nie pozostał mu więc żaden wybór.

- Potrzebujemy jeszcze kogoś, panowie.

* * *

Jezus podniósł się powoli zza stołu i podszedł do wyprężonego jak struna Jana. Poklepał go przyjaźnie po policzku.

- Znakomicie się spisałeś - wyszeptał. - Naprawdę jestem z ciebie dumny, synu. Cała moja rodzina jest. Apostoł jeszcze bardziej wyprężył pierś.

- Zrobiłem to z przyjemnością, Panie.

- Z pewnością tak właśnie było. - Jezus pokiwał głową. Sięgnął po stojący za nim na ławie dzban i nalał sobie wody do glinianego kubka. - A powiedz mi, proszę, jak tam ostatni połów?

- Znakomicie, Panie. Jak zawsze. - Jan na krótką chwilę obejrzał się, by zobaczyć, co robi Chrystus, po czym ponownie wbił wzrok w ścianę przed sobą.

Jezus, który zauważył ten ruch, uśmiechnął się. Z kubkiem w dłoni wrócił za stół.

- W takim razie weźmiesz jedną z największych ryb - polecił uczniowi. - Weźmiesz ze sobą Jakuba i Andrzeja i zaniesiecie ją do domu celnika Mateusza. Z pozdrowieniami od Boga Ojca, który wciąż czeka na należny mu procent od jego zysków. A jeśli to nie pomoże, zabijcie tego konia od namiestnika, a jego łeb włóżcie mu do łożnicy.

Jan skinął głową.

- Tak, Panie. Przyrzekam, że zrobię wszystko, co w mo…

Jezus uniósł rękę, by go uciszyć. Uśmiechnął się do stojącej w progu kobiety.

- Witaj, Marto…

- Stop! - krzyknął reżyser. Momentalnie zmieniły się światła: te na scenie przygasły, za to rozbłysły na widowni. - Jezus, do kurwy nędzy, co miałeś teraz zrobić?!

Aktor speszył się odrobinę.

- Ja miałem teraz powiedzieć… - zaczął, ale Knox nie dał mu skończyć.

- Miałeś się lekko skrzywić, bałwanie! - wrzasnął. - Napisałem to przecież wyraźnie. Jezus krzywi się lekko, dając widzowi do zrozumienia, że jest pewien, że Marta słyszała ich rozmowę i właśnie wydała na siebie wyrok. Jak widz ma się tego domyśleć, skoro dajesz mu tylko ten swój tępy wyraz twarzy i prostacki uśmieszek? No jak, ja się pytam?!

Na moment zapanowała cisza. Reżyser sięgnął po papierosa, a siedzący obok niego kierownik sceny odpalił zapalniczkę i podał mu ogień. Knox zaciągnął się.

- Ty, Marto, byłaś w porządku - powiedział już spokojniej. - Tylko jeśli mogę prosić, odrobinę więcej pogardy w spojrzeniu. Tak jak to ćwiczyliśmy, dobrze? Pamiętaj, że naprawdę go nie znosisz. Przecież on i jego ludzie niemal zakatowali twojego brata, zanim ten przysiągł im lojalność.

Dziewczyna pokiwała głową. Zgasły światła, a aktorzy zajęli.

- Jeszcze jedna taka akcja i szukaj mi nowego Jezusa - szepnął Knox do Thumba.

Ten skinął głową, zastanawiając się, gdzie go znajdzie. Bo że akcja będzie mieć miejsce, tego mógł być pewien.

* * *

Jenny przenosiła wzrok z jednego boskiego oblicza na drugie. Na każdym z nich szukała choć cienia rozbawienia. Nic z tego, wyglądało na to, że mówili poważnie.

- Że co mam zrobić? - zapytała. Wolała mieć pewność.