Dziewczyna pokiwała głową.
Kłamca z niedowierzaniem patrzył na swoich przyjaciół. W oczach całej trójki widział ten sam fanatyczny blask. Nie było go tylko przez tydzień, a oni już patrzyli na świat oczyma Knoxa. Musiał coś z tym zrobić. I to szybko.
- Słuchajcie - powiedział w końcu nieznoszącym sprzeciwu głosem. - Bardzo się cieszę, że doceniliście sztukę pana Knoxa, cieszę się też, że odkryliście w sobie artystycznego ducha. Pióro mocniejsze od miecza, jak mawiają, prawda? Ale jeśli zaraz się nie opamiętacie, spuszczę wam na głowy i pióra, i miecze. W pakiecie, wraz z całą resztą anielskich legionów. Czy to jasne?
Przeniósł wzrok na Jenny.
- Na ciebie też coś znajdę, więc się tak nie uśmiechaj. Są rzeczy, przed którymi nie obroni cię nawet archanioł, kochanie.
Klasnął w ręce i podszedł do swojego stoliczka. Ściągnął bluzę przez głowę.
- Skoro wszystko sobie wyjaśniliśmy, czas brać się do roboty. Ja gram według wersji poprawionej - zapewnił, po czym uśmiechnął się rozbrajająco. - Pozostali zresztą też. Właśnie pilnie studiują zmiany. Będzie klapa, gdy tylko wy zagracie według starego scenariusza, nie? I ludzie uznają to za pierwszą porażkę Knoxa, a chyba tego byście nie chcieli, co? Mam więc nadzieję, że oprócz głupich rozważań znaleźliście czas, by przećwiczyć to, co wam dałem?
Trójka Sług Metatrona popatrzyła po sobie niepewnie. Oczywiście nie zdążyli.
Pędem rzucili się ku scenariuszom.
* * *
- Weź udział w trudach i przeciwnościach losu jako dzielny żołnierz Jezusa Chrystusa - powtórzył sobie raz jeszcze ojciec Maksymilian, zanim wszedł na salę.
Bał się i nie zamierzał tego ukrywać. Lękał się jak zawsze, gdy przyszło mu obcować z prawdziwym dziełem Szatana. Ten spektakl zaś z całą pewnością do takich należał. A Theodor Knox był sługą księcia ciemności.
Kapłan rozejrzał się, przypatrując z uwagą innym wchodzącym na salę ludziom. Byli tam dżentelmeni we frakach, damy w wieczorowych sukniach, ale i zwykli robotnicy o przepitych twarzach i zgrubiałych od ciężkiej pracy dłoniach. Przy kasach awanturowała się właśnie banda skinheadów, większość w koszulkach z innego spektaklu Knoxa, „Prawdziwe życie Rzeszy”, a obok toalet dyskutowała zacięcie grupka mniej lub bardziej znanych scjentystów. Ze schodów, gdzie stał ojciec Maksymilian, nie dawało się dostrzec końca kolejki.
Ksiądz przeżegnał się pobożnie na widok kurtyny, na której namalowano ukrzyżowanego Jezusa, po czym ruszył wzdłuż rzędów, by dopchać się na swoje miejsce.
Westchnął ciężko. Nagle jego misja polegająca na napisaniu uczciwej i rzetelnej recenzji do „Harold’s Tribune” przestała mu się wydawać tak istotna. Przecież cokolwiek by napisał, i tak ludzie będą interpretować spektakl po swojemu. A raczej po Knoxowemu.
Chryste - pomyślał - chroń swój Kościół!
* * *
- Sporo ich - mruknął Bachus, wyglądając zza kurtyny. - Chyba zaczynam się denerwować.
- To łyknij sobie na uspokojenie - zaproponował Eros. On wydawał się dużo spokojniejszy, przede wszystkim dlatego, że do jego scen było jeszcze daleko.
- Zwariowałeś? - żachnął się bóg wina. - Przecież pan Knox…
- Cii! - syknął ktoś.
Na publice zgasły światła i kurtyna powoli zaczęła się rozsuwać.
* * *
Ojciec Maksymilian oglądał spektakl z coraz bardziej mieszanymi uczuciami. W pewnym sensie czuł się zawiedziony. Te wszystkie buńczuczne słowa o odmienieniu oblicza Kościoła, o odkryciu skrywanej prawdy okazały się być jedynie marnymi sloganami. Sensacyjną reklamą nastawioną na zysk.
Tak naprawdę jednak kapłana przepełniało szczęście. Wszystko bowiem, co do tej pory ujrzał, było zgodne z prawdą ewangeliczną, a w dodatku grane nader porywająco. Trochę co prawda gubiła się chronologia wydarzeń, ale ich przebieg przedstawiono nienagannie.
Chociaż właściwie… Miejsce należące do Knoxa było puste. Nie oglądał własnego spektaklu, a to mogło oznaczać tylko jedno - bał się reakcji tłumu. Więc może po prostu zło w spektaklu jeszcze się nie ujawniło? Może dopiero się pokaże…
Kapłan zadrżał.
Na scenie Jezus wraz z uczniami weszli właśnie do świątyni.
* * *
Jezus odwrócił się, a na jego twarzy gościł smutek wymieszany z gniewem. Z trzymanego w ręce sznurka skręcił bicz i jął przewracać stragany stojące w świątyni. Wywracał wszystko, aż doszedł do sprzedawców gołębi.
- Zabierzcie je stąd - polecił, uspokajając się nieco. - I nie czyńcie z domu Ojca mego targowiska.
Wszyscy, łącznie z jego uczniami, wpatrywali się w niego ze zdumieniem, ale on tylko wzniósł oczy ku niebu i zaczął się bezgłośnie modlić.
Po chwili pojawili się faryzeusze, ale widząc go pogrążonego w modlitwie, bali się podejść. On zaś wkroczył na podwyższenie i zaczął nauczać.
* * *
Ernest Thumb nie był od rozumienia. Nie zdziwiło go zatem szczególnie, że nie rozumiał, co się właśnie działo. Znał scenariusz Knoxa na pamięć i wiedział, że nie miał on nic wspólnego z tym, co działo się właśnie na scenie. Z drugiej jednak strony przecież rozmawiał z reżyserem osobiście przed samym spektaklem i ten powiedział mu, że wprowadził pewne zmiany. Nie ostrzegł tylko, że ai tak wielkie. Poza tym chyba po raz pierwszy zdecydował się nie oglądać swojej premiery. Ba, nie chciał nawet czekać za kulisami, wolał pójść do domu.
Kierownik sceny westchnął. Stanowczo nie był od rozumienia.
* * *
Rzucona do jego stóp niewiasta całkowicie zamazała znaki, które kreślił na piasku.
Jezus lekko uniósł głowę. Uśmiechnął się smutno, gdy dostrzegł uczonych w piśmie.
- Ta kobieta winna jest cudzołóstwa! - nieomal krzyknął jeden z nich, ten stojący na przedzie. - Mojżesz kazał nam takie kamienować. A ty co polecisz?
Jezus zerknął na kobietę, potem na jej oprawców i na powrót wrócił do kreślenia liter.
- Zaprawdę powiadam wam - niemal szeptał - kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień.
Uczeni w piśmie zmieszali się. Krzyczeli coś jeszcze przez chwilę, ale coraz bardziej zaczęli się wykruszać.
Gdy wszyscy już zniknęli z placu, kobieta powoli wstała. Lekko rozchyliła szatę, ukazując drobne, jędrne piersi.
- Potrafię się odwdzięczyć, jeśli chcesz.
Ale on tylko uniósł wzrok i przez chwilę patrzył jej w oczy. Zawstydzona poprawiła szatę.
- Nie potępili cię - stwierdził Jezus.
- Nie, Panie.
- I ja cię nie potępiam. Idź i nie grzesz więcej.
Raz jeszcze opuścił głowę i zaczął kreślić patykiem po piasku…
Zgasły światła. Zakończył się akt pierwszy.
* * *
…A potem drugi…
* * *
- I jak wypadłem? - zapytał Eros-Piłat, schodząc ze sceny.
- Znakomicie - odparł aktor grający Judasza. Mówił nieco chrypliwie, bo kostiumolog zrobił mu zbyt ciasną pętlę do sceny samobójstwa. - Zwłaszcza umywanie rąk wyszło panu doskonale.
Eros dumnie uniósł głowę i posłał Bachusowi pełne wyższości spojrzenie.
- Widzisz? - powiedział. - I ani razu się nie pomyliłem. Nie to co ty.
- Cicho - skarciła ich Jenny. Stała przy samym wejściu i przyglądała się drodze krzyżowej. Obok niej wyglądali zza kulis aktorzy grający Marię i Jana.
Ze sceny dobiegł ich przeciągły jęk przybijanego do krzyża Jezusa. Był to dla nich sygnał. Powoli wyszli na scenę i wmieszali się w tłum statystów. Nadchodził czas na wielki finał.