Выбрать главу

* * *

Co prawda reflektory nie pozwalały mu widzieć publiczności, ale Loki był pewien, że jednak plan się udał. To nadal był spektakl Knoxa, to jego nazwisko widniało na plakatach i biletach. Jemu też dziękowano na początku przedstawienia. A ludzie nauczyli się wierzyć Knoxowi, zawsze i wszędzie.

Kłamca poruszył palcami zdrętwiałych od wiszenia rąk i podciągnął się do góry.

- Wykonało się! - zawołał w głębi duszy rozbawiony dwuznacznością tych słów.

A potem skonał.

* * *

Ojciec Maksymilian nie czuł już rąk, a mimo to nie przestawał klaskać. Łzy ciurkiem płynęły mu po twarzy. I widział, że nie był osamotniony w swym wzruszeniu. W zasięgu jego wzroku wszyscy mieli mokre policzki. Płakali nawet operatorzy umieszczonych na wysięgnikach kamer.

Ktoś krzyknął nazwisko reżysera i zaraz głośne i miarowe Knox, Knox niosło się po sali raz za razem. Ksiądz też krzyczał. Młody skinhead chwycił go za rękę i podniósł ją do góry. Krzyczał coś o Jezusie, który jest dobry. To było szaleństwo, prawdziwa histeria. Ale jeśli Bóg patrzył na nią z góry, z pewnością też wiedział, że jest dobra.

dzień po premierze

- …Myślę więc, że powinieneś uznać to za spełnienie warunku - zakończył swój wywód Loki. - Tym przedstawieniem nawrócą setki, może i tysiące. A co do choroby psychicznej tego Knoxa… Jest wojna, to są i drobne straty.

Gabriel zamyślił się. Nawet z samym Lokim mieli już sporo problemów. Perspektywa, że teraz będzie on miał własną grupę, wciąż napawała archanioła przerażeniem. Choć z drugiej strony się spisali. Przedstawienie było niesamowite.

- Kościół pamięta już takie zrywy - powiedział skrzydlaty. - W jednej chwili wszyscy się jednoczą, kibice piłkarscy wpadają sobie w ramiona, politycy deklarują uczciwość, a potem pstryk i nikt już o nawróceniu nie pamięta… Tak to jest, gdy podstawą wiary są emocje.

- Nawet jeśli naprawiliśmy świat na tydzień, to uważam, że zasłużyli na zaufanie - stwierdził Loki. - A poza tym… jak rany, Gabrielu. Coś nam się, cholera, należy za udział w tej bladze. Bajeczka o Jezusie nie miała lepszej promocji od pierwszego wydania Nowego Testamentu.

Twarz boskiego posłańca spochmurniała.

- Dlaczego uważasz, że to blaga? - zapytał.

Loki wzruszył ramionami.

- Wiesz, te wszystkie zakazy, które was blokują… Gdyby był tu naprawdę, to jako syn Boga mógłby je z was zdjąć, czyż nie? Naprawić niedopatrzenia tatusia…

- Owszem - westchnął archanioł. - Mógłby, gdybyśmy mieli dla niego wówczas jakiekolwiek znaczenie. Ale jemu, gdy przybył, zależało tylko na ludziach. Zstąpił jako człowiek, by ocalić swoich ukochanych braci i siostry. A potem, gdy dokonał aktu zbawienia, po prostu odszedł. Żaden z nas nie zamienił z nim nawet słówka.

Loki patrzył na Gabriela z niepewną miną. Przez moment wydało mu się nawet, że tamten ma łzy w oczach.

- Gdy dowiedzieliśmy się, że ma przybyć - kontynuował archanioł - zgotowaliśmy mu powitanie. Zstąpiliśmy na ziemię, by śpiewać i grać dla niego oraz ogłosić jego przyjście. A wiesz, co zrobił on, gdy zakończył swą misję? Zstąpił do piekła, by pomówić z Lucyferem. Żaden z nas nie dostąpił takiego zaszczytu jak ten upadły…

Loki wstał i poklepał skrzydlatego po ramieniu.

- Tak to już jest z przełożonymi - powiedział. - Jeśli robisz coś dobrze, nikt cię nie widzi. Dopiero jak coś spieprzysz, masz szansę spotkać prezesa. Ale gdy przychodzi do ogłoszenia wyników firmy, kogo zaproszą na przyjęcie?

Archanioł przetarł oczy i uśmiechnął się.

- Równy z ciebie gość, Kłamco - powiedział.

- Nie zapominaj o tym przy wypłacie - rzucił wesoło Loki.

Zadzwonił telefon, a po chwili z kuchni dobiegł ich głos Erosa.

- Szefie, dzwoni jakiś facet z Polski. Mówi, że jest producentem i współzałożycielem grupy Słudzy Metatrona, a my bezprawnie wykorzystaliśmy ich nazwę i coś im się z tego tytułu należy. Słyszę, że stoi z nim jakiś inny gość, podobno etatowy reżyser grupy, i strasznie się piekli. Co mam im powiedzieć?

Kłamca skrzywił się w uśmiechu.

- Powiedz mu, że bardzo im dziękujemy - powiedział. - Dodaj też, żeby przygotowali się na wielką karierę, bo Słudzy Metatrona są teraz sławni, a my nie zamierzamy więcej używać tej nazwy.

Sięgnął po pudełko wykałaczek.

- Aktorstwo jest przereklamowane.

BÓG MARNOTRAWNY

Rzym

Chodź, przystojniaczku, zabawimy się.

Niewysoki, łysiejący jegomość o prezencji księgowego mafii zatrzymał się w pół kroku i rozejrzał niepewnie. Nikt go jednak nie widział, więc podszedł do wspartej o ścianę kobiety.

Na swój delikatny, dziewczęcy sposób była bardzo piękna. Miała drobny, lekko zadarty nos, wydatne usta i naprawdę wielkie, ciemne oczy. Nosiła dżinsową kurtkę i takież spodnie. Wyglądała raczej na koleżankę z sąsiedztwa niż prostytutkę, ale wystarczyło, że się uśmiechnęła, a cała jej niewinność znikała w jednej chwili. Ta dziewczyna była wcielonym pożądaniem.

- No dalej, złociutki - zachęcała. - Wiem, że bardzo chcesz mi go wsadzić. Za dwadzieścia dolców zafunduję ci wycieczkę do nieba i z powrotem. Co ty na to?

Wysunęła lekko język i zwilżyła wargi. Palec wskazujący jej lewej ręki krążył wokół piersi, zataczając coraz mniejsze kręgi.

Mężczyzna raz jeszcze rozejrzał się, po czym sięgnął do kieszeni po portfel. Widocznie uznał, że stać go będzie na tę wycieczkę, bo uśmiechnął się szeroko.

- Gdzie pójdziemy? - zapytał.

* * *

Zaczęła od tańca. Była w tym naprawdę dobra. Każdy ruch jej bioder poruszał zmysły, a ręce falowały płynnie przed twarzą mężczyzny niczym węże tańczące w takt melodii fakira. Jędrne piersi lśniły od potu i wonnych olejków.

- Raduj się swym szczęściem, człowieku - wyszeptała w ekstazie, odrzucając do tyłu głowę - bo dziś dostąpisz zaszczytu napełnienia mnie swym nasieniem.

Mężczyzna zrobił głupią minę, ale uznał to za znak, że skończyło się bierne oglądanie. Niecierpliwym ruchem rozpiął pasek i ściągnął spodnie. Gwałtownym szarpnięciem zsunął szorty i wyciągnął ręce w stronę dziewczyny. Ta skoczyła na niego, dociskając swoje usta do jego ust… A potem zabrała go na przejażdżkę.

* * *

Gdy już była pewna, że zasnął, ostrożnie wyśliznęła się z jego objęć i sięgnęła ręką do szuflady. Pomacała przez chwilę, aż natrafiła na długi metalowy przedmiot. Wyciągnęła go i obejrzała pod światło. Wciąż były na nim ślady krwi po poprzednim razie. Kiedy to było? Dwa lata temu? Trzy? Nie pamiętała. Miała jednak pewność, że i tym razem jej ukochana broń spisze się jak należy.

Szpikulec do kruszenia zlodowaciałych serc bezdusznych mężczyzn - czy nie kryła się w tym jakaś poetycka sprawiedliwość?

Ujęła przedmiot w prawą dłoń, odwróciła się… i zamarła.

Leżący obok niej klient w niczym nie przypominał już podstarzałego księgowego. Teraz wyglądał raczej jak muzyk rockowy z okładki pisma dla nastolatek albo serialowy bad guy. Miał długie blond włosy i równo przystrzyżoną brodę okalającą nieco kanciastą twarz. Gdy się uśmiechnął, niedoszła zabójczyni ujrzała dwa rzędy równych zębów.

- Cóż to, kochanie? - zapytał Loki. - Czyżbym zrobił coś nie tak? Przypominam, że to ja tutaj płacę i wym…

Błyskawicznie rzucił się na bok, unikając starannie wymierzonego ciosu. Jego lewa ręka wystrzeliła w górę, łapiąc dziewczynę za nadgarstek i blokując kolejne uderzenie.

- Oj, moja droga - stęknął - tak to się bawić nie będziemy.