– Nie bądź taki wścibski, Ianelli. Pokaż forsę. Wyciągnął portfel.
– Schowaj to. Chodzi o bilon, człowieku.
– Aha. Gramy wysoko!
– Tak jest, przystojniaku!
Maggie zaczęła rozdawać karty. Robiła to z wprawą rasowej hazardzistki.
– Prawdziwą forsę odłóż na później, bracie.
Ruchem głowy wskazała na schody.
– Później urządzimy sobie jeszcze inną zabawę – przyrzekła. – Mamy tu wszystko, czego dusza zapragnie. Oczywiście za określoną cenę. Piękne kobietki, whisky, ruleta…
– Czułem to.
Nie miała pojęcia o pokerze. Mike zaproponował, żeby zagrali w remika. Ale i tak ją ograł.
Za ich plecami płonął na kominku wesoły ogień. Noc wypełniła wszystkie kąty. Ale nisza, w której siedzieli, była jasna i przytulna.
Mike nie mógł oderwać oczu od Maggie. Boa z piór dokoła jej szyi było brudne i przeżarte przez mole. Wyglądała w nim bardzo zabawnie, zwłaszcza że narzuciła je na swój gruby czerwony sweter. Kapelusz zsunął się jej na oczy. Po wypiciu dwóch małych kubków whisky była już trochę wstawiona. Jej oczy stawały się coraz bardziej zielone.
Od czasu do czasu wtrącała mimochodem uwagi na temat domu, o tym, jak by to było dobrze, gdyby go nie sprzedali, ale zachowali dla siebie, i o tym, jakie w nim tkwiły możliwości. Ale Mike myślał tylko o możliwościach, jakie tkwiły w Maggie. Na dworze szalała burza. Wiatr wzmagał się z minuty na minutę, grożąc przejściem w huragan. Przespanie tu jeszcze jednej nocy może być niebezpieczne, myślał Mike. Różne czyhały na niego niebezpieczeństwa, szczególnie jedno w postaci rudowłosej czarodziejki o dużych zielonych oczach, która wciągała go coraz bardziej w świat swojej wyobraźni.
– Zaczyna się robić późno – zauważył. – Czy nie sądzisz, że należałoby skończyć tę zabawę?
Trzeba iść spać, pomyślał, zanim stanie się coś, czego oboje będą żałowali.
– Nie chcę spać – burknęła. – Nienawidzę tego – dodała bez sensu.
Znowu rozdała karty.
Po dwóch zagraniach oświadczyła, że ma tego dość.
Nie powinnam była pić whisky, pomyślała, przecież zawsze szybko potem zasypiam.
Mike wrzucił papierowe kubki do kominka, wygasił go, a Maggie odłożyła boa, kapelusz i wszystkie inne drobiazgi z powrotem do kufra.
Razem zaczęli się wspinać po schodach. Mike objął ją ramieniem i pomagał iść.
– Czy często tak dużo pijesz?
– Zazwyczaj ograniczam się do wody mineralnej.
– To jedyna rzecz, jakiej z sobą nie przywiozłaś.
– Powinieneś mnie zobaczyć, jak jadę na wycieczkę. Zabieram ze sobą dom, garaż, a nawet podjazd.
– Nie jest ci za ciężko?
– Nie doceniasz sił kobiety, bracie.
Gdy stanęli na podeście, Maggie ziewnęła szeroko i uśmiechnęła się. Cały ten dzień i wieczór uznała za bardzo udane. Wiedziała już, że jest zakochana, ale nie miała najmniejszego zamiaru przyznać się do tego. Szczególnie Mike'owi.
Mike nie odpowiedział uśmiechem na jej uśmiech, ale nie zsunął ręki z jej ramienia. Patrzył na nią uważnie, przeciągle, jakby chciał zapamiętać każdy rys jej twarzy. Nagle pogłaskał spływające na policzek pasemko włosów.
Serce podskoczyło jej w piersi. Przez cały wieczór paplała jak najęta, teraz słowa uwięzły jej w gardle.
– Zmęczony? – zapytała po dłuższej chwili. – To był długi dzień.
– O, tak.
Nie dotykaj jej, lanelli, myślał. Za dużo wypiła. Nie panuje nad sobą. A ty tak.
Ale co robić, kiedy jej kasztanowe włosy były jak jedwab pod jego palcami.
Na górze było znacznie zimniej niż na parterze, cienie zdawały się głębsze, noc ciemniejsza.
– Powinniśmy iść spać.
– Tak.
Nie miał jej nic do zaofiarowania. Nie miał pracy, pieniędzy, nie miał też przyszłości. Przez cały dzień starał się utrzymać dystans pomiędzy nimi, nie wspominał o swoich prywatnych sprawach.
Ale cóż z tego, kiedy Maggie była tak ponętna, tak piękna. Chciał, żeby o tym wiedziała. Nie przyszło mu nawet do głowy, że mogła nim być na serio zainteresowana. Nie miała przecież pojęcia, kim jest Michael lanelli.
Uległa mu poprzedniej nocy tylko dlatego, że potrzebny jej był kochanek na kilka godzin, najlepiej człowiek zupełnie obcy. Najprawdopodobniej nie miała w ogóle zamiaru poznawania go, spotykania się z nim w przyszłości. Chciała się może pozbyć kompleksów, przekonać, czy jakiś mężczyzna uzna ją za ponętną kobietę. Potrzebne jej to było. Obdarzyła go zaufaniem, co było niebezpieczne i niemądre, ale wzruszyło go. Wszystko, co mógł jej dać, to była ta jedna noc, podczas której odegrał rolę kochanka jej marzeń.
Pochylił się nad nią i musnął wargami jej włosy, Potem pocałował ją lekko w usta na dobranoc, łagodnie, jak stary przyjaciel.
I mogłoby się na tym skończyć, gdyby nie to, że jej wargi zadrżały pod lekkim naporem jego ust, palce zacisnęły się na jego ramieniu, a szmaragdowe oczy zabłysły jak dwie gwiazdy.
Zabrakło jej tchu. Oderwała się od niego i spojrzała mu prosto w twarz. Jego wzrok przeszył ją na wskroś. Uśmiechnął się i znowu przywarł do jej ust. Objął ją mocno, bardzo mocno. Przytulił do siebie. Jego usta miały smak whisky, cukierka ślazowego i jeszcze czegoś nieokreślonego. Był ciepły i budził pożądanie.
Zawisła na jego szyi, trzymała się go tak kurczowo, jak gdyby go nigdy nie miała puścić. A on tulił ją do siebie tak silnie, jak gdyby się bał, że dziewczyna wymknie mu się i że jej nigdy nie dogoni. Całował ją delikatnie, jak gdyby była czymś niezwykle kruchym i cennym. Całował ją tak, jak gdyby chciał wyssać z niej całą wolę, mieć ją na zawsze.
Jego wargi błądziły po jej czole, oczach, włosach, policzkach, podbródku i znowu po powiekach, czole, szyi.
Oddychał z trudem.
– Maggie…
– Słucham…
– Czy każesz mi… – wyszeptał ochryple. – Czy każesz mi spać samotnie?
ROZDZIAŁ PIĄTY
Maggie chciała mu odpowiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle. Ciemny, zakurzony podest schodów przemienił się w jej wyobraźni w zaczarowane wnętrze pałacu. Działy się cuda. Silny mężczyzna przyznał się do słabości. Niezbyt urodziwa dziewczyna stała się przedmiotem pożądania. Zwyczajna kobieta stała się nagle niebezpiecznie ponętna.
Maggie wiedziała dobrze, że cudów nie ma, że stojący przed nią mężczyzna jest zwykłym człowiekiem, a nie królewiczem z bajki. Usiłowała myśleć logicznie, ale to było niemożliwe. Postawił jej bardzo proste pytanie, pytanie, jakie mężczyźni stawiają kobietom od zarania dziejów. Nie było skomplikowane. Istniały na nie tylko dwie odpowiedzi. Mądre „nie" lub szalone „tak".
Maggie patrzyła na żyłkę pulsującą na jego szyi.
– Pocałuj mnie jeszcze raz – szepnęła.
Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak napięty był Mike, aż poczuła drżenie jego rąk ujmujących jej głowę, aż poczuła smak jego ust, cudowny, ciepły. Zarzuciła mu bezwiednie ręce na szyję.
– Och, Maggie…
Głos mu drżał. Nie potrafił zresztą wydobyć z siebie nic poza jej imieniem. Uniósł ją lekko i poszedł powoli przez hol, oświetlony tylko jedną żarówką, do błękitnej sypialni,
Opadł wraz z nią na łóżko. Stare sprężyny jęknęły pod ich ciężarem.
Powoli odsunął wargi od jej ust. Pożądanie rosło w nim niespiesznie, jak przypływ morza. Czule gładził policzek Maggie, a potem sięgnął za siebie i po kolei rozwiązał cztery kokardy przytrzymujące zasłony łoża.
Światło dochodzące z holu prześwitywało przez niebieski jedwab, otaczając ich niemal nieziemską poświatą. Ciało Maggie nabrało dziwnego połysku. Mike marzył już tylko o tym, by dać jej jak najwięcej szczęścia.