Niebieskie oczy starszej pani rozbłysły na samo wspomnienie tamtych czasów.
– Jeszcze herbatki miętowej, kochanie?
– Nie, dziękuję – Maggie lekko stuknęła łokciem Mike'a.
Śmiał się i może trochę zbyt blisko się do niej przysunął.
– Miała nam pani powiedzieć, co się stało po wyprowadzce naszych dziadków.
– No cóż, po zniesieniu ustawy o prohibicji większość takich obiektów zlikwidowano. Po co ludzie mieliby jeździć spory kawał drogi po butelkę whisky, kiedy mogli ją nabyć w najbliższym sklepie? Wiele takich domów jak wasz zamieniło się w przyzwoite bary, ale wasi dziadkowie mieli interesy w innych częściach kraju. Pozostawili tu starego dozorcę. Nazywał się Harry. Umarł kilka lat temu. Opowiadał mi, że ukrywał tam trzy czy cztery razy Dillingera.
Stara pani pamiętała mnóstwo anegdot o Dillin-gerze i stanowczo twierdziła, że ukrył gdzieś na terenie posesji zrabowane w bankach złoto.
– Przecież ten Harry z pewnością by je zabrał, gdyby tak rzeczywiście było – zauważyła Maggie. – Albo nasi dziadkowie. Nie mówiąc już o policji.
– Kochanie – roześmiała się staruszka. – Wszyscy tam szukali tego złota. Mimo to nie znaleziono nigdy dziesiątków tysięcy dolarów, jakie Dillinger podobno gdzieś zamelinował. Czy mówiłam wam już o Lorenie? To ona zajmowała tę błękitną sypialnię, tę z wychodzącymi na rzekę oknami.
Mike śmiał się od czasu do czasu z opowieści pani Elsy, ale słuchał jej uważnie.
W pewnym momencie Maggie poczuła jego rękę w swoich włosach. Przeczesywał je delikatnie, położywszy ramię na oparciu kanapy i najspokojniej się nimi bawił. Wolała nie zwracać na to uwagi starszej pani, więc, chcąc nie chcąc, poddawała się tej delikatnej pieszczocie.
A tymczasem staruszka opowiadała o tym, jak po domu snuły się dziewczyny w jedwabnych peniuarach ozdobionych długimi sznurami pereł i przystojni mężczyźni, którzy co noc narażali życie i jakoś chcieli to sobie zrekompensować. Romantyczna to była opowieść o zakazanych rozkoszach, niebezpiecznych podróżach i ukrytych skarbach. Maggie zapomniała o reszcie świata. Przysłuchiwała się słowom staruszki, poddawała pieszczocie palców Mike'a, masujących jej kark, i zachciało jej się mruczeć tak jak kot Pittsburg, który drzemał na jej kolanach.
Wreszcie ocknęła się, wyprostowała i zrzuciła kota na podłogę.
– Dziękuję pani za czas, który nam pani poświęciła – zwróciła się do Elsy Grogan. – Zasiedzieliśmy się okropnie.
Dopiero w samochodzie otrząsnęła się z wrażenia.
– Dobrze, że Dziadziuś był żonaty, kiedy ją poznał – zauważyła.
Mike roześmiał się w głos.
– Twój dziadek też nie był świętym, Ianelli – oburzyła się Maggie. – Nie rozumiem, dlaczego się śmiejesz,
– Nie z ciebie. Wyobrażałem sobie po prostu, jak wyglądała Elsa w negliżu z tamtej epoki.
Maggie także wybuchnęła śmiechem. Ale Mike nagle spoważniał.
– Słuchaj, trzeba się zdecydować – powiedział.
– Albo skręcam w lewo i jedziemy do agencji, albo jadę prosto, wracamy do domu i zaczynamy poszukiwać skarbu. Mów, co wolisz!
– Przecież wiesz.
– Czyżby?
– Zamknij się i dodaj gazu, Ianelli. Ale nie wyobrażaj sobie, że uwierzyłam w bujdy tej staruszki.
– Oczywiście, że nie – zgodził się Mike z powagą.
ROZDZIAŁ ÓSMY
W cztery godziny później Maggie czołgała się na czworakach po lawendowym pokoju, badając centymetr po centymetrze klepki podłogi.
– Jak skończymy z podłogami – oświadczyła -mam zamiar przejechać się windą kuchenną.
– Po moim trupie – żachnął się Mike.
– Sam powiedziałeś, że sznur jest całkiem mocny. Jest tam dosyć miejsca na jedną osobę. Jeżeli zwinę się w kłębek…
– Mowy nie ma.
– Pociągniesz mnie. Będę mogła zbadać wszystkie cztery ściany.
– Tam na pewno są gniazda nietoperzy.
– To samo mówiłeś, kiedy chciałam zbadać dziurę w podłodze na strychu. Wydaje ci się, że wystarczy, żebyś wspomniał o nietoperzach, i zaraz się wystraszę.
– Bo tak jest. Jesteś całkiem zielona.
Po czterech godzinach przeszukiwania domu Maggie wyglądała jak nieboskie stworzenie. Wybrudziła dżinsy i sweter, była potwornie rozczochrana.
Znaleźli pustą szafę pancerną, skrytki pod podłogą w dwóch sypialniach, ale poza pokładami kurzu nic tam nie było. Mike nie spodziewał się znalezienia skarbu i, szczerze mówiąc, wcale go nie szukał. Chciał po prostu towarzyszyć Maggie we wszystkim, co robiła.
– Maggie – odezwał się nagłe.
– Słucham?
Nie chciał za żadne skarby psuć jej humoru, ale niestety za dwadzieścia cztery godziny wracała do Filadelfii, chyba że udałoby mu się jej w tym przeszkodzić.
– Zastanawiałem się nad całą sytuacją – powiedział.
– Nad tym, komu można by sprzedać taki duży dom. Dla przeciętnej rodziny jest on naprawdę za wielki. Chyba że ktoś zdecydowałby się go zburzyć i zbudować w tym pięknym miejscu blok mieszkalny.
Maggie zadrżała.
– Nawet gdyby znalazł się indywidualny nabywca, musiałby przeprowadzić generalny remont, obniżyć sufity, podzielić pokoje, zdjąć wielkie żyrandole. Była by to wielka szkoda, ale cena energii elektrycznej jest zbyt wysoka, żeby ktoś mógł utrzymać to wszystko w dawnym stanie.
– Odpowiedni ludzie potrafiliby może zachować charakter domu.
– Owszem, gdybyśmy trafili na odpowiednich ludzi – zgodził się Mike. – Na przykład organizatorów kursów dla menedżerów, jak sugerowałaś. Albo dla młodych biznesmenów.
– To był utopijny pomysł, Ianelli. Dobrze wiesz.
– Czyżby?
– Trzeba być realistą.
– Czy doszłaś do wniosku, że twój pomysł był nierealny?
– Tak jest. Przede wszystkim mam dobrą posadę w Filadelfii.
– Tak mnie zapewniałaś. Jesteś asystentką szefa Firmy, prawda?
– Prawda.
– Wspominałaś coś o szefie. To podobno bardzo porządny człowiek.
– Owszem.
Mike znowu dotknął bolącego miejsca. Maggie lubiła swojego szefa. Nauczył ją wszystkiego, co trzeba znać w tej branży. Kłopot polegał jednak na tym, że miał zaledwie trzydzieści kilka lat i zajęcie stanowiska po nim było kwestią co najmniej trzech dekad. Innymi słowy, szanse awansu były odległe.
– To nie tylko kwestia mojej posady – powiedziała poważnie. – Są inne przeszkody. Nie wiem, czy dałabym sobie radę z uruchomieniem tych kursów. Jestem wprawdzie dobrą organizatorką, ale to za mało. Potrzebny jest czas i kapitał, którego nie mam. Głównie kapitał, bo remont tej rudery pochłonie spory majątek. Nie wyobrażasz sobie chyba, że ktoś przy zdrowych zmysłach zainwestowałby pieniądze w tak niepewny interes.
– Znam faceta, który nazywa się Allen Frisk. Jest bankierem. Rozmawiałem z nim przed kilkoma tygodniami, moja ty kochana, zielonooka frajerko. Porozum się z nim. Przedstaw mu swoje plany. Może nie uzna twojego projektu za niepewny interes. Przekonaj go. Sądzę, że będzie zainteresowany twoim pomysłem.
Maggie jakby wyrosły skrzydła. Poczuła przypływ energii. W jej głowie kłębiły się tysiące myśli. Była zdumiona, że Mike tak bardzo się dla niej starał. Zdumiona i przerażona zarazem.
Marzyła o tym, żeby wejść w posiadanie tego domu. Przez ostatnie dwa miesiące myślała wyłącznie o tym, jak go wyremontować, jak założyć w nim kwitnące przedsiębiorstwo. Wszystko komplikowało się jeszcze z powodu jej stosunku do Mike'a. Nie mogła myśleć o domu nie myśląc jednocześnie o nim.