Выбрать главу

Przez cały dzień nie rozstawali się ani na chwilę i było im bardzo dobrze. Głupia zabawa w poszukiwanie skarbu służyła Maggie wyłącznie jako pretekst do robienia czegoś razem z Mikiem. Pragnęła zgromadzić wspomnienia na całą długą mroźną zimę, zakodować w pamięci dźwięk jego śmiechu. Przecież nie było w tym nic złego?

A może tak, pomyślała ze smutkiem. Przyznała w duchu, że jest w nim zakochana, że jego bliskość wywoływała w niej nadzieję na wzajemność. Bo przecież lanelli był dla niej naprawdę miły. No i gotowy iść z nią do łóżka. Ale od tego do miłości było bardzo daleko.

– Flannery, czy długo będę czekał?

Maggie wyprostowała się.

– Na co?

– Na odrobinę szczerości.

Jego ciemne oczy wpatrywały się w nią przenikliwie. Co mu odpowiedzieć? Mike był z nią szczery, to pewne. Ale co mu powiedzieć? Spędzili ze sobą dwie wspaniałe noce. Ale czy to powód, żeby sobie wmawiać dozgonną miłość?

Maggie zabrała się znów do opukiwania klepek podłogi. Natrafiła na luźną deseczkę, zaraz potem na drugą. Mike błyskawicznie znalazł się przy niej.

– Nie róbmy sobie nadziei. To na pewno jeszcze jeden pusty schowek.

– Nie szkodzi.

– Zabieraj ręce. Wsunę tam łom.

– Przyciąłeś mi palec.

– Pokaż.

– Nieważne. Podważaj deskę.

Schowek miał ponad pół metra głębokości i wyłożony był, podobnie jak dwa pozostałe, miedzianą blachą. Tyle że nie był pusty. W pięć minut później Mike podał Maggie zieloną butelkę. Po chwili tuzin zielonych butelek szampana zapełniło parapet dużego okna.

– Może to i lepsze od sztab złota? – zauważyła Maggie bez większego przekonania.

– Ten szampan jest na pewno do niczego. Tyle lat pod podłogą, przy takich zmianach temperatury.

Maggie wzruszyła ramionami.

– Skrytka była dobrze izolowana, a każda butelka szczelnie zapakowana. Pamiętaj, że dziadkowie byli ekspertami od ukrywania alkoholu.

– Otwórzmy jedną i zobaczmy.

Podał jej rękę i pomógł się podnieść. Stanęła przed nim. Spojrzała mu w oczy. Poczuła na sobie jego ciepły oddech, jego dużą ciepłą rękę na plecach.

Zapanowała cisza. Przez cały dzień śmiali się i gadali, a teraz nie potrafili wymówić ani słowa.

– Wypijemy za twój skarb, Maggie – odezwał się wreszcie Mike. – A potem za to, by twoje plany się ziściły.

– Dobrze – wymknęło jej się mimo woli.

– Nie zmienisz zdania?

– Jeżeli powrócisz na ziemię w następnym wcieleniu, to na pewno w charakterze borsuka. Nie, zdania nie zmienię.

– Jesteś pewna?

– Wiem, że to szaleństwo.

Maggie zamknęła oczy.

– Mogłabym zwrócić się do banku dopiero za trzy miesiące. Muszę mieć dokładny kosztorys doprowadzenia tej posiadłości do porządku. Bank na pewno zażąda dowodów na to, ze moje przedsięwzięcie ma szansę powodzenia, więc potrzeba mi będzie trochę czasu na skontaktowanie się z wieloma organizacjami…

Mike uśmiechnął się od ucha do ucha. Było jasne, że Maggie od dawna zastanawia się nad możliwością zatrzymania tego domu dla siebie.

– Zdążysz ze wszystkim do sierpnia – zapewnił ją.

– To wykluczone – westchnęła.

Co za uparciuch z tego Mike'a. Nie warto się z nim sprzeczać. Ubzdurał sobie, że ona potrafi czynić cuda, i nie ma siły, by go przekonać, że jest w błędzie.

– Przyrzekam ci, ze kiedy będziesz miała wszystkie dane, opracuję ci kosztorys. Zastanów się po prostu dokładnie, co chcesz tu zrobić…

– Ianelli?

– Słucham?

– Czy moglibyśmy na minutę zapomnieć o tej sprawie?

– Za bardzo naciskam? – zapytał ze skruchą.

– W poprzednim wcieleniu musiałeś być walcem drogowym. Gdzie moja butelka?

Siedzieli na brzegu rzeki. Mike przyniósł pled, puszkę solonych orzeszków oraz butelkę szampana. Popijali, wpatrywali się w niebo. Byli odprężeni, weseli.

Słońce odbijało się w leniwie płynącej wodzie. Ptaki były zbyt gnuśne, by przerwać poobiednią drzemkę, tylko wiewiórki opuszczały swoje dziuple, ponieważ Mike rzucał im orzeszki. Wiał słaby, ciepły wiatr, poruszając łagodnie gałęziami drzew. Być może często bywały takie wiosenne dni, ale Maggie ich sobie nie przypominała.

Piła i przyglądała się Mike'owi spod półprzymkniętych powiek. Uśmiechał się z zadowoleniem.

– Wiesz, co ci powiem? – odezwała się w pewnym momencie Maggie. – Najlepsza rzecz w szampanie to nie jego smak ani nie żaden „bukiet" czy bąbelki, ale możliwość popijania go w pełnym świetle dnia, prosto z butelki. Czy wyobrażasz sobie większą degrengoladę?

– Absolutnie nie.

– Nie jesteś lepszy ode mnie.

– Od dawna o tym wiem. Podaj butelkę, zielonooka njmfo.

Maggie usiłowała zmobilizować wystarczającą ilość energii, żeby go kopnąć, ale szampan i słońce wyraźnie ją osłabiły. Leżała zupełnie odprężona, z rękami pod głową, wyciągniętymi nogami i przymkniętymi powiekami. Nie wyobrażała sobie możliwości zmiany pozycji. Nie potrafiła logicznie myśleć. Zapach rzeki, trawy, cały ten aromat wiosny był zbyt oszałamiający.

Nagle zobaczyła tuż przed sobą oczy Mike'a. Leżał tuż obok niej, toteż nie było w tym nic dziwnego.

– Myślę, że nie wypiłaś więcej niż jeden kieliszek szampana – zauważył. – Ale te szampańskie bąbelki dziwnie uderzają do głowy. To tak, jakby pociąg towarowy nagle przemienił się w gutaperkę – dodał enigmatycznie.

– Bez porównań z towarowymi pociągami – mruknęła Maggie. – W lutym nie naigrawałeś się tak ze mnie.

– Nie?

Boże, jak ją denerwował. Zamknęła oczy i pomyślała o tym, jak inny był Mike zaledwie dwa miesiące temu. Ponury, zamknięty w sobie, pozornie spokojny. Teraz bez przerwy z niej żartował, wciąż się uśmiechał i obserwował ją swoimi ciemnymi oczami. Właściwie ją to cieszyło. Pewnie coś dobrego zdarzyło się w jego życiu. To nie jej sprawa, ale niech mu będzie.

Własna sytuacja cieszyła Maggie znacznie mniej. Nowe wcielenie Ianellegó niepokoiło ją. Zamierzała spędzić dzień w biurze agencji handlu nieruchomościami, a nie na poszukiwaniu skarbów. Jeszcze przed kilkoma godzinami wcale nie myślała o zatrzymaniu tego domu, a już na pewno nie spodziewała się, że będzie leżała na pledzie nad brzegiem rzeki i piła szampana.

Do tego wszystkiego ten okropny człowiek zachowywał się tak, jak gdyby od dawna marzył o tym, by przebywać w jej towarzystwie. No, ale na pewno ta sytuacja nie potrwa długo. Maggie naprawdę nie miała apetytu na przelotne romanse.

Ale co tam. Na razie wypije jeszcze trochę szampana i podda się urokowi chwili. Później będzie musiała za to zapłacić. To pewne.

– Jeżeli nie śpisz, to chciałbym ci coś powiedzieć – odezwał się Mike.

– Zamieniam się w słuch.

Mimo to milczał przez dłuższy czas i tylko leżał ze wzrokiem wbitym w niebo, żując źdźbło trawy. Emanowało z niego rozkoszne lenistwo.

Nagle uniósł się na łokciu i ożywił niemal w mgnieniu oka.

– Doleję ci trochę szampana i opowiem coś – oświadczył.

– Coś się stało? – zaniepokoiła się Maggie. Szampan przestał jej jakoś smakować.

Mike usiadł i oparł się plecami o pień starego drzewa.

– Jesteś jedyną kobietą, jaką spotkałem, która nie zanudza mnie pytaniami – oświadczył.

Próbowała się uśmiechnąć, ale jej to nie wyszło.

– Na samym początku zorientowałam się, że nie lubisz, żeby cię indagowano – odparła.

– No tak – przyznał – ale to nie miało nic wspólnego z twoją osobą.

– Uważam, że każdy ma prawo do prywatności.

Mike zaczął starannie obierać patyk z kory.

– Powiem ci coś – oświadczył. – Otóż w czerwcu zeszłego roku straciłem pracę w firmie Stuart-Spencer. Jako powód podano reorganizację przedsiębiorstwa i związaną z tym likwidację mojego stanowiska. Było to kłamstwo. Odpowiadałem za finanse i okazało się, że w kasie brakuje czterdziestu tysięcy dolarów. Tylko trzy osoby miały dostęp do tej kasy. Prezes, wiceprezes i ja.