– Jakże mogłabyś mi się nie podobać ty, dziewczyna, która wypychała sobie biustonosz papierem, która przywlokła ze sobą w worku cały sklepik spożywczy, która sklęła mnie za to, że nie chcę brać się ze światem za bary… Zbliżył twarz do jej policzka.
– Jak mogłaś myśleć, że mi się nie podobasz! Pokochałem cię od pierwszego wejrzenia. Byłaś taka autentyczna! Całkiem zawróciłaś mi w głowie!
Umilkł i uśmiechnął się szelmowsko.
– Ale przyznaj się, że rzuciłaś się na mnie. Będę musiał powiedzieć naszym dzieciom, jaka była z ciebie bezwstydna dziewczyna. I naszym wnukom także. I dzieciom naszych wnuków…
– Tylko wobec ciebie tak się zachowałam. Od razu zrozumiałam, że jesteś dla mnie stworzony. Ty jeden jedyny.
– 1 to mimo że popełniałem tyle błędów. Że uchodziłem za złodzieja. Jeżeli ci się wydaje, że dostajesz świętego, to…
– Słuchaj, Ianelli, przez całe moje dzieciństwo miałam do czynienia ze świętymi. Na świętego Patryka, czy pocałujesz mnie wreszcie, czy każesz mi czekać do rana?
Więc pocałował ją, a to doskonale umiał. Wziął ją w ramiona i przytulił. Świat zawirował. Jakże cudowny był jej Mike, jaka wspaniała rzeczywistość.
– Kochanie.
– Słucham?
– Wydaje mi się, że czuję zapach dymu.
– Mnie też -mruknęła i mocniej do niego przylgnęła.
Mike odsunął się łagodnie i wstał. Po sekundzie pociągnął ją, a ręką wskazywał w kierunku domu.
Swąd stawał się coraz silniejszy. Spojrzeli na siebie i puścili się biegiem.
Wpadli do domu jak szaleni. W środku dym gęstniał z sekundy na sekundę. Obydwa klany schroniły się do najdalszego z pokojów.
– Maggie! Michael! Gdzie byliście? – krzyknęła Barbara na ich widok. – Gordon próbował rozpalić ogień w kominku, no i…
Zrobił to w jedynym kominku, którego drożności Mike nie sprawdził. Mike przyklęknął i szybko zgasił tlące się w nim szczapy. Maggie przyniosła z kuchni wiadro wody. Po chwili było po wszystkim.
– Komin jest zatkany – oświadczył Mike. – No, ale jest już po strachu.
– Nietoperze? – zaniepokoiła się Maggie,
– Chyba nie. Pewnie przesunęły się cegły.
Maggie zbladła na myśl o tym, że niewiele brakowało, by spłonął cały dom.
Mike wyciągnął rękę, sięgnął w głąb komina i wyciągnął spory przedmiot. Na pierwszy rzut oka wyglądało to na przypaloną cegłę, na drugi na bryłę złota.
Po raz pierwszy od kilku godzin zapanowała w domu chwila ciszy. Trzydzieści osób tłoczyło się w milczeniu, by obejrzeć zdobycz Mike'a. Tylko Maggie wolała jej nie widzieć.
– Skarb Dziadziusia? – szepnęła.
Milczenie ustąpiło okrzykom radości. Ktoś otworzył butelkę szampana. Mike położył bryłę kruszcu na podłodze i szepnął coś matce Maggie do ucha.
– Wychodzimy stąd – powiedział do Maggie.
– Teraz?
– Teraz.
Zaprowadził ją na werandę, podniósł i posadził na parapecie okna. Szybko zeskoczyła i chciała uciec, ale Mike złapał ją i zaczął ściągać z niej sukienkę. Wsunęli się przez okno do błękitnej sypialni.
– Czy drzwi na korytarz są zamknięte? – zapytał Mike.
– Tak, nie chciałam, żeby tu ktoś wchodził.
Przytłumione głosy i śmiechy dochodziły z salonu.
Ale tu, w błękitnej sypialni, było cicho i przytulnie. Pokój jak gdyby na nich czekał.
– Wiec Dziadziuś nie kłamał – szepnęła Maggie.
– Myślę, że żaden z naszych dziadków specjalnie nie dbał o złoto. Może to skarb Dillingera.
– Być może.
Mike zdjął z siebie ubranie, razem osunęli się na wielkie łoże. Zasunął błękitną kotarę. Znaleźli się w magicznym świecie.
Maggie uśmiechnęła się. Uśmiechem śmiałym, wróżącym wiele dobrego, pomyślał Mike, uśmiechem obiecującym więcej miłości i rozkoszy, niż należało się jakiemukolwiek mężczyźnie.
– Nasi dziadkowie – powiedział cicho – byli wspaniali.
– Tak myślisz?
– Doskonale wiedzieli, co robią. Są skarby, które nie mają żadnego znaczenia, bo trzeba je oddawać rządowi. A co to za przyjemność.
– Rzeczywiście.
– Są jednakże takie, które wolno zatrzymać i cieszyć się nimi do końca życia. Maggie, powiedz mi słowa, które tak bardzo pragnę usłyszeć.
– Kocham cię.
– Długo czekałem na te słowa. Powiedz, czy jesteś bardzo grzeszną kobietą?
– Bardzo. Zresztą, czy mogłabym być inna w tej sypialni? Każda kobieta, która się tu znajdzie, musi się stać odważna, zuchwała.
– Na całe życie?
– Na całe życie.
– Zawsze będziemy razem?
– Zawsze.
– Nigdy cię nie puszczę, nie łudź się. W tym łóżku poczniemy mnóstwo dzieci.
– Po raz pierwszy o tym słyszę.
– No właśnie.
– Słuchaj, Ianelli, może powinieneś trochę odpocząć, bo czeka cię dużo roboty.
Mike roześmiał się cicho i przytulił do siebie swoją wspaniałą, zielonooką kobietę. Wcale nie wiedziała, jak gorąco pragnął ją uszczęśliwić. Wcale a wcale.
Jennifer Greene