Ale Maggie trudno było zasnąć. Nałożyła ciepłą flanelową koszulę, zapięła szczelnie śpiwór, ale nie mogła zmrużyć oka.
Mike wybrał pokój seledynowy, ona zaś różowy, ten z ogromnym łożem i lustrzaną ścianą.
Przez brudne szyby zaglądało światło księżyca, oświetlając jedwabne draperie i brokatowe poduszki.
To nie jest pokój dla jednej osoby, pomyślała Maggie. W tym łożu powinno leżeć dwoje ludzi, zasłony powinny być zaciągnięte. Na stoliku przy łóżku powinny stać kielichy z szampanem, na podłodze leżeć niedbale rzucona odzież. Damska i męska. Na jednym krześle długi sznur pereł, na drugim smoking, na trzecim jedwabny smokingowy pas. W powietrzu powinien unosić się silny zapach francuskich perfum,
To była autentyczna sypialnia rozpustnej damy. Wszystko w tym domu emanowało seksem. Kobiety tamtych czasów nie były nieśmiałe. W przeciwieństwie do Maggie, brały inicjatywę w swoje ręce, uwodziły mężczyzn, którzy im się podobali.
Gdyby ona miała prawo wyboru, wzięłaby sobie niewątpliwie Mike'a, co do tego nie miała wątpliwości. Gdy przymykała powieki, widziała go, jego przepastne, ciemne oczy, jego szerokie bary, silne ramiona.
Usiłowała za wszelką cenę zasnąć, ale nagle poczuła aa twarzy dziwny powiew. Coś miękkiego, jedwabistego musnęło jej policzek. Usłyszała dziwny, uporczywy dźwięk podobny do bzykania gigantycznej muchy. Po chwili poczuła dziwny zapach. Otworzyła oczy i zobaczyła wpatrzone w siebie, zawieszone w powietrzu dwa przenikliwe oczka. Żywe, prawdziwe oczka.
– Jasny gwint! – wrzasnęła, błyskawicznie rozpięła śpiwór i ciągnąc go za sobą, wybiegła z pokoju. Znalazłszy się na korytarzu, gwałtownie otworzyła jedyne zamknięte drzwi, domyślając się, że za nimi śpi Mike.
W ciemnościach zamajaczył zarys jego okutanej kołdrami postaci,
– Mike! Michael! – wrzasnęła. – Tam jest jakiś potwór! Coś okropnego! O Boże, nie zamknęłam drzwi! Zaraz się tu dostanie!
Zatrzasnęła drzwi i wskoczyła na łóżko. Mike ujął ją silnie za ramiona, nie po to, by ją przytulić, ale zatrzymać, a może uchronić przed nie wiadomo czym.
– Maggie, co, do licha…
– Mówię ci, że tam jest potwór. Latające licho! Ma dwa czarne oczka. Rzuciło się na mnie! Daję ci słowo!
– Wierzę ci, wierzę! Uspokój się!
Mike z trudem wracał do rzeczywistości z głębokiego snu. Bardzo nie lubił być budzony. Szczególnie tak brutalnie. Maggie rzuciła się na niego całym ciałem, a potem skuliła się uderzając go kolanami w brzuch. Jeszcze chwila, a nigdy już nie będzie mógł robić pewnych rzeczy, a bardzo je lubił. Co za sposób na chronienie się przed jakimś wyimaginowanym niebezpieczeństwem!
Udało mu się odsunąć od siebie jej kolano, zrzucić jej śpiwór na ziemię, wreszcie owinąć ją w swoją kołdrę. Przycisnął Maggie mocno do siebie i przytrzymał.
– Flannery – powiedział stanowczym tonem. – Nie wygłupiaj się. To na pewno była mysz.
– Myszy nie fruwają.
– No to wiewiórka. Zaraz ją przepędzę. Na razie uspokój się, dziewczyno. Nic ci się złego nie stanie, daję ci słowo honoru.
– Traktujesz mnie jak wariatkę. Ja sobie niczego nie wymyśliłam. Powiadam ci, że…
– Dobrze, no, już dobrze.
– To było jakieś paskudne, śmierdzące stworzenie – tłumaczyła. – Żywe. Nie wymyśliłam go sobie.
Mike też nie był wytworem jej wyobraźni. Wchłaniała w siebie jego męski zapach, ciepło jego muskularnego ciała. Nie zdając sobie z tego sprawy, zaczęła szukać jego ust.
Nie znalazła ich jednak.
– Lepiej się już czujesz? – zapytał Mike energicznym tonem.
– Lepiej.
– No to puść mnie, Maggie.
Ze zgrozą zorientowała się, że trzyma go ze wszystkich sił. Odsunęła się i mimo ciemności zarumieniła się jak podlotek.
Mike przeskoczył przez nią, włożył dżinsy, zapiął je: sięgnął po buty.
– Nie chodź tam – szepnęła. – Boję się o ciebie,
– Mam duże doświadczenie z potworami, zapewniam cię.
– Nie wierzysz mi.
– Wierzę, wierzę.
– A jeżeli ten potwór cię ugryzie?
– To ja go też ugryzę. Uspokój się. Nawet jeżeli to jest smok, poradzę sobie z nim.
Po chwili zniknął z pokoju i starannie zamknął za sobą drzwi.
Maggie leżała spokojnie, choć myśli kłębiły się w jej głowie. Wciąż czuła zapach ciała Mike'a i ciepło jego ust. Co, u licha, czyżby to był sen? Czy Mike ją pocałował? Tak, na pewno. Nie mogłaby sobie przecież wymyślić czegoś tak konkretnego.
ROZDZIAŁ TRZECI
Mike, lekko się zataczając, przeszedł niepewnie przez ciemny hol i otworzył drzwi różowej sypialni. W powietrzu unosił się najwyraźniej zapach dzikiego zwierzęcia. Mimo to panowała tam kompletna cisza. Zapalił światło.
Natychmiast poczuł, że coś nieprzyjemnego dotyka jego twarzy. Jednocześnie rozległ się pełen przerażenia pisk. Mike błyskawicznie zgasił światło, wybiegł z pokoju i zatrzasnął drzwi. Wpadł na Maggie i zdenerwował się.
– Więc co t o jest?
– Miałaś zostać w moim pokoju!
Co za dziewczyna. Ruszyła za nim na bosaka, nawet nie narzuciła czegoś na tę swoją flanelową koszulę. W ręku trzymała, nie wiadomo po co, duży ręcznik.
– Chciałam cię przeprosić za moje głupie zachowanie. Myślę, że razem damy sobie lepiej radę. Przez chwilę trzęsłam się, ale już mi przeszło.
– Trzęsłaś się jak galareta. I jeszcze się trzęsiesz.
– Chcę ci pomóc.
– Poradzę sobie sam. Idź sobie, dobrze?
– Czy to jest wiewiórka?
– Nie, chyba nietoperz.
Maggie zbladła. Mysz czy wiewiórkę mogłaby jeszcze znieść, ale nietoperza! Zgroza!
– Zostaw to mnie – zażądał Mike. -I wracaj do pokoju!
– Przyniosę coś, co ci się na pewno przyda – wymamrotała Maggie przez zaciśnięte usta i szybko zbiegła na dół.
W jednej z kuchennych szaf znalazła szmaty oraz kij od szczotki i powróciła z nimi na górę.
– Wspaniale-pochwali ją Mike. -A teraz wynoś się sad wreszcie.
Zaczęła protestować, ale on szybko wszedł do różowej sypialni i zatrzasnął za sobą drzwi.
Zapalił ponownie światło i zaczął ścigać czarnego potworka. Nietoperz rzeczywiście wyglądał przerażająco. Fruwał z kąta w kąt, rozpinając czarne skrzydła na szerokość co najmniej metra. Mike zamachnął się na niego kijem dwa razy i dwa razy spudłował,
Za trzecim razem trafił. Obrzydliwe stworzenie zwinęło skrzydła i spadło na ziemię. Leżało teraz podobne do małej czarnej kupki nieszczęścia. Zawinął je w przyniesioną przez Maggie szmatę, zszedł na dół: wyrzucił nieboraka na dwór.
Wrócił do holu i przez dłuższy czas przechadzał się nerwowo tam i z powrotem. W jednej ze ściennych szaf znalazł metalowy parawan i zastawił nim otwór kominka. Uznał, że tamtędy nietoperz dostał się do domu. Wreszcie umył ręce i powoli powrócił na górę.
U szczytu schodów zastał zmarzniętą Maggie, która tam na niego czekała. Nie spodziewał się jej. Trzęsła się z zimna i wyglądała tak, jak gdyby miała za chwilę zasnąć na stojąco.
– Czy chcesz dostać zapalenia płuc?
– Powinnam ci była pomóc. Nie cierpię bab, które podnoszą krzyk i zwalają wszystko na mężczyzn.
– Nietoperze podobno bardzo nie lubią kobiet -pocieszał ją Mike. -Wiec wybaczamy wam, jeżeli się ich szczególnie boicie. Ładnie, że czekałaś na mnie – dodał nagle, poruszony myślą, że od dawna nikt na niego nie czekał i to z żadnego z możliwych powodów.
– Poza tym – dodał po chwili – niebezpieczeństwo minęło. Jeden kominek jeszcze się żarzy, a drugi zastawiłem.
Mimo jego zapewnień Maggie nie ruszała się z miejsca,