Выбрать главу

– Nie jest jeszcze wyjaśniona. Oczywiście, mamy Chantry’ego. Ale pozostało jeszcze wiele spraw nie wyjaśnionych. Dlaczego przybrał nazwisko Johnson, nazwisko człowieka, którego zabił?

– Żeby ukryć fakt, że prawdziwy Johnson zniknął. Mackendrick potrząsnął głową.

– Wydaje mi się to bezsensowne.

– Zabójstwo Johnsona też nie miało większego sensu. Ale popełnił to morderstwo i ta kobieta wiedziała o tym. Wykorzystała tę świadomość, by zapanować nad nim całkowicie. Był właściwie więźniem w domu na O1ive Street.

– Ale dlaczego jej na nim zależało? Przyznałem, że nie mam pojęcia.

– Może łączył ich kiedyś jakiś związek. Powinniśmy rozpatrzyć i taką możliwość.

– Łatwo panu mówić. Johnson nie żyje od dwudziestu pięciu lat. Ta kobieta odmawia zeznań. Chantry również.

– Czy mogę spróbować skłonić go do mówienia?

– To nie zależy ode mnie, Archer. Sprawa wygląda poważnie, więc prokurator okręgowy przejął całe śledztwo. Chantry jest najsławniejszym człowiekiem, jaki mieszkał w tym mieście. – Zaczął powoli uderzać pięścią w blat biurka, jakby grał marsza żałobnego. – Jeżu, jak nisko upadł ten facet.

Wsiadłem do samochodu i przejechałem kilka ulic dzielących mnie od gmachu sądu. Jego prostokątna, biała wieża z zegarem była najwyższą budowlą wzniesioną w centrum miasta. Pod czterema wielkimi tarczami zegarowymi biegła galeryjka widokowa, otoczona barierą z czarnego kutego żelaza.

Stała na niej akurat jakaś rodzina turystów; mały chłopiec oparł brodę o barierę, spojrzał w dół i zaśmiał się do mnie przyjaźnie. Odwzajemniłem jego uśmiech.

Był to chyba ostatni uśmiech, na jaki zdobyłem się tego popołudnia. Niemal przez dwie godziny wyczekiwałem na korytarzach urzędu prokuratora okręgowego. Udało mi się w końcu go zobaczyć, ale nie doszło do rozmowy. Przez poczekalnię przemknął szybko młody człowiek o bystrym spojrzeniu; miał wielkie czarne wąsy, które zdawały się nieść go naprzód, jakby były skrzydłami jego ambicji.

Próbowałem dostać się do któregoś z jego zastępców. Wszyscy byli zajęci. Nie przedarłem się przez zewnętrzny krąg otaczających go asystentów. W końcu zrezygnowałem i zszedłem do biura koronera.

Purvis nadal czekał na telefon z Copper City. Usiadłem i czekałem razem z nim. Kiedy zadzwoniono, było już późne popołudnie.

Rozmawiał siedząc przy biurku i notując informacje. Zaglądając mu przez ramię, próbowałem rozszyfrować jego zapiski, ale były nieczytelne.

– No i co? – spytałem, gdy odłożył wreszcie słuchawkę.

– W 1943 roku armia wzięła na siebie wszystkie kłopoty i koszty związane z przewiezieniem zwłok Williama Meada z Arizony. Transportowano jego ciało w zaplombowanej trumnie, bo było w takim stanie, że nie można go było oglądać. Pochowano go na cmentarzu miejskim.

– Ale w jakim mieście?

– Tutaj, w Santa Teresa. Tu właśnie mieszkał Mead ze swoją żoną. Kiedy powołano go do wojska, mieszkał na 2136 Los Bagnos Streefc Jeśli dopisze nam szczęście, może znajdziemy pod tym adresem jego żonę.

Jadąc przez miasto za furgonetką Purvisa, czułem, że cała sprawa, która ciągnęła się przez trzydzieści dwa lata, zatoczyła wielką pętlę i wróciła do punktu wyjścia. Jechaliśmy przez O1ive Street, mijając dom Johnsonów, a potem miejsce, w którym znalazłem umierającego Paula Grimesa.

Los Bagnos biegła równolegle do O1ive Street, o jedną przecznicę dalej na północ od autostrady. Stary, kamienny dom, który nosił numer 2136, został już dawno podzielony i przerobiony na gabinety lekarskie. Z jednej strony górował nad nim wysoki, nowoczesny ośrodek medyczny. Z drugiej jednak stał drewniany, przedwojenny domek; w jednym z okien dostrzegłem kartonową wywieszkę z napisem: „Pokój do wynajęcia”.

Purvis wysiadł z furgonetki i zakołatał pięścią do drzwi domku. W odpowiedzi na jego pukanie wyjrzał z nich jakiś stary mężczyzna. Zwiotczała, pomarszczona szyja, wyzierająca z jego koszuli bez kołnierzyka, zdawała się pulsować nieufnością.

– O co chodzi?

– Nazywam się Purvis. Jestem zastępcą koronera.

– Nikt tu nie umarł. W każdym razie od śmierci mojej żony.

– Chodzi mi o pana Williama Meada. Czy był pańskim sąsiadem?

– Zgadza się, mieszkał tu obok przez jakiś czas. On też umarł. Jeszcze podczas wojny. Został zamordowany gdzieś w Arizonie. Wiem o tym od jego żony. Nie kupuję miejscowej gazety, nigdy jej nie czytałem. Drukują tylko złe wiadomości. – Spojrzał na nas zmrużonymi oczyma przez siatkę przeciwko owadom, jakbyśmy i my byli dostarczycielami złych wieści. – Czy tego chcieliście się dowiedzieć?

– Bardzo nam pan pomógł – powiedział Purvis. – A czy nie wie pan przypadkiem, co się stało z żoną Meada?

– Nie odeszła daleko. Znalazła sobie drugiego męża i przeniosła się na O1ive Street. Ale i tym razem nie miała szczęścia.

– Co pan ma na myśli? – spytał Purvis.

– Ten drugi mąż jest pijakiem. Tylko nie mówcie, że wiecie to ode mnie. I odtąd całe życie ciężko pracowała, żeby on miał za co pić.

– Gdzie pracuje teraz?

– W szpitalu. Jest pielęgniarką.

– Czy ten jej mąż nie nazywa się przypadkiem Johnson?!

– Zgadza się. Po co pan pyta, jeśli pan wie?

41

Jechaliśmy wzdłuż gęstego szpaleru drzew, rosnących na O1ive Street od stulecia, a może jeszcze dłużej. Idąc: obok Purvisa w kierunku cienia, jaki rzucał dom w popołudniowym słońcu, miałem wrażenie, że spoczywająca na moich barkach i zagęszczająca atmosferę przeszłość utrudnia mi oddychanie.

Kobieta podająca się za panią Johnson natychmiast otworzyła drzwi, jakby czekała na naszą wizytę. Czułem na twarzy niemal namacalny dotyk jej posępnego spojrzenia.

– Czego chcecie?

– Czy możemy wejść? To jest zastępca koronera, pan Purvis.

– Wiem – zwróciła się do niego. – Widywałam pana w szpitalu. Nie wiem, tylko po co chcecie wchodzić. W domu nie ma nikogo oprócz mnie, a wszystko, co miało się wydarzyć, już się wydarzyło. – Miałem wrażenie, że nie stwierdza faktu, lecz wyraża pełną obaw nadzieję.

– Chcemy pomówić o wydarzeniach, które miały miejsce w przeszłości – powiedziałem. – Jednym z nich jest śmierć Williama Meada.

– Nigdy nie słyszałam tego nazwiska – odparła bez zmrużenia oka.

– Pozwolę sobie odświeżyć pani pamięć – powiedział chłodno i spokojnie Purvis. – Według posiadanych przeze mnie informacji, William Mead był pani mężem. Kiedy w roku 1943 został zamordowany w Arizonie, jego ciało odesłano tutaj, by je tu pochować. Czy moje informacje są błędne?

Spojrzenie jej ciemnych oczu pozostało niewzruszone.

– Jakoś zapomniałam już o tym wszystkim. Zawsze umiałam wykreślać z pamięci to, co chciałam. I moje późniejsze okropne przeżycia zatarły w pewnym sensie całą przeszłość, rozumie pan?

– Czy możemy wejść, usiąść na chwilę i porozmawiać z panią o tym wszystkim? – spytał Purvis.

– Proszę.

Odsunęła się na bok, pozwalając nam wejść do wąskiego hallu. U podnóża schodów stała duża, zniszczona, płócienna walizka. Podniosłem ją. Była ciężka.

– Proszę tego nie ruszać – powiedziała. Odstawiłem walizkę na miejsce.

– Zamierza pani wyjechać?

– A jeśli tak, to co? Nie zrobiłam nic złego. Mam prawo robić, co mi się podoba. Mogę wyjechać, dokąd chcę, i może to zrobię. Nie został tu już nikt oprócz mnie. Mąż zniknął, a Fred się wyprowadza.

– Dokąd się wybiera?

– Nawet nie chce mi powiedzieć. Pewnie wyjeżdżą gdzieś z tą dziewczyną. Włożyłam w ten dom dwadzieścia pięć lat ciężkiej pracy i w końcu zostałam w mm sama. Sama, bez centa i z długami. Dlaczego nie miałabym się wynieść?