– Wykluczone. Zresztą kiszki grają mi marsza. Podobno przyniosłeś befsztyki. Jeżeli nie zjem czegoś w ciągu kwadransa, umrę z głodu.
O tym nie ma mowy, pomyślał Mike. Ta dziewczyna ma więcej energii niż cały zespół robotników budowlanych, którym obiecano dodatek za nadgodziny. Przy życiu trzymał ją sam proces życia, a nie żadne tam befsztyki.
Wszedł do środka, zdjął kurtkę, potupał nogami, by zrzucić śnieg z butów, i ze, zdumieniem zauważył, że Maggie zdążyła się już rozebrać. Jej czapka, kurtka i rękawiczki poniewierały się na podłodze w holu i sąsiadującym z nim pokoju.
Stwierdził rzeczowo, że Maggie wszystko właściwie robi w ruchu, jakby szkoda jej było każdej sekundy na zatrzymanie się, a już szczególnie na odłożenie czegoś na miejsce lub poskładanie.
W ciągu dnia odkryli jeszcze dwa sekretne pomieszczenia. Jedno znajdowało się w którejś z sypialni na górze, w ściennej szafie. Drugie w spiżarni, tuż przy wejściu do kuchni. To ostatnie otwierało się za dotknięciem dobrze schowanego przycisku. W środku znajdował się stołek, rozchwiana lampa i asortyment mniej więcej pięćdziesięciu puszek z zupami i gulaszami, znalezisko, które bardzo ucieszyło Maggie.
Wyszli na dwór, obejrzeli haki, do których niegdyś prawdopodobnie klienci przywiązywali swoje łodzie, zajrzeli do piwnicy na wino i weszli do podziemnego pomieszczenia przez trap w podłodze, który wyglądał jak gdyby miał służyć przyłapanym na piciu w czasach prohibicji gościom do ucieczki.
W błękitnej sypialni odkryli luźną klepkę w podłodze, a gdy ją unieśli, okazało się, że pod nią znajduje się wybite mosiężną blachą pomieszczenie, służące z pewnością do ukrywania butelek z alkoholem, jak wytłumaczy! Maggie Mike.
Sprawdzili stan przewodów elektrycznych i korków, pieca do centralnego ogrzewania i rur kanalizacyjnych.
Maggie pootwierała wszystkie szafy w ścianach, wszystkie szuflady i schowki, znalazła trochę starych gazet, którymi przetarła okna. Następnie wytarła podłogę postrzępionymi szmatami wyciągniętymi z jakiegoś kąta.
Wcale nie wyglądała na zmęczoną. Mike zaproponował spokojną przechadzkę, podczas której Maggie hasała po śniegu jak spuszczony ze smyczy szczeniak. Teraz też rozpierała ją energia. Natychmiast po powrocie do domu zabrała się ochoczo do przygotowania posiłku.
Pochylona nad swoją torbą uśmiechała się triumfalnie, zupełnie jak gdyby znalazła w niej garść brylantów. Tymczasem wyciągnęła z niej pojemniki z solą i pieprzem.
Mike'a nic już nie dziwiło. Zwłaszcza zawartość przepastnej torby, z której wyłaniały się coraz to inne wiktuały. Odprężył się. Po raz pierwszy od miesięcy zapomniał o swoich kłopotach. Mimo to wmawiał sobie stanowczo, że jej entuzjazm jest męczący, a optymizm podszyty naiwnością.
Nigdy w życiu nie spotkał równie żywotnej dziewczyny. Była jak promyk słońca, a jego życie od tak długiego czasu zasnute było czarnymi chmurami.
– Spodziewasz się zapewne, że to ja zajmę się befsztykami, co? – zapytał, zakasując rękawy i zbliżając się do płonącego kominka.
– Ależ skąd. Wprawdzie w życiu nie smażyłam mięsa na ogniu – przyznała Maggie – ale szalenie lubię robić coś po raz pierwszy. A tobie proponuję, żebyś usiadł przy kominku, zrelaksował się i coś przekąsił.
Przekąska składała się z solonych fistaszków i rodzynek podanych w styropianowym kubku.
– Najedz się tym na wszelki wypadek – powiedziała Maggie. – Nie jest wykluczone, że spalę to mięso na węgiel.
Tak też się stało. Na wierzchu befsztyki były czarne jak smoła, za to w środku zupełnie surowe. Kartofle także okazały się nie dopieczone. Masła, niestety, nie mieli.
Na deser Maggie zaofiarowała Mike'owi cukierki ślazowe. Dziewczyna miała chyba w każdej kieszeni jakieś smakołyki. Głównie te ślazowe cukierki, za którymi widać przepadała.
– To jest jedna z najlepszych kolacji, jakie w życiu jadłem – oświadczył Mike z pełnym przekonaniem.
Szczerość tego stwierdzenia była zaskakująca. Maggie rozsiadła się wygodnie na kanapie i przymknęła oczy.
– Aby doczekać się komplementów dotyczących umiejętności kulinarnych – powiedziała z uśmiechem – kobieta powinna przetrzymać faceta tak długo bez jedzenia, żeby był wygłodzony jak wilk. Zmywanie będzie twoim obowiązkiem, Ianelli – dodała po chwili, wyciągnęła nogę i kopnęła Mike'a lekko w łydkę.
– Sprowadza się to do sztućców, więc myślę, że jakoś sobie poradzę. Nie uważasz?
– Potem mógłbyś nam zaparzyć kawy – zasugerowała. – Jeżeli się jej nie napiję, zasnę jak kamień.
– Nie powiesz mi chyba, że i ty bywasz zmęczona? Maggie bynajmniej nie była zmęczona, jeszcze nie.
Ale nie zamierzała się do tego przyznać. Nie przyznałaby się również Mike'owi, że wcale nie jest tak niepoprawną optymistką, jak mu się zdawało. Nie ulegała pesymistycznym nastrojom, potrafiła cieszyć się życiem, ale uważała, że wszystko ma swoje granice.
Ten dom nastroił ją rzeczywiście bardzo pozytywnie, ucieszyły ją jego liczne uroki, ale przecież była realistką. Mike dał jej poprzedniej nocy bardzo specjalny prezent, więc chciała mu się odwdzięczyć. Przez cały dzień starała się go rozweselić. Wiedziała, że tym sprawi mu przyjemność.
Maggie znała wartość i zalety śmiechu.
Nie wiedziała wprawdzie, z czego wynikał chmurny wyraz ciemnych oczu Mike'a, co go tak przygnębiało, że nie chciał odpowiadać na żadne osobiste pytania, najbardziej nawet delikatne. Wiedziała, że to nie jej sprawa, ale postanowiła mu pomóc, a kiedy Maggie coś postanowiła, to nie było takiej siły, która mogłaby ją od tego odwieść.
Mike być może był już znudzony zielonooką, nieco zbyt szczupłą kochanką, ale na razie znajdował się sam na sam z dziewczyną, która postanowiła zrobić wszystko, żeby skłonić go do zapomnienia o kłopotach. Przynajmniej na pewien czas.
Z kuchni dochodzi! brzęk sztućców i szum płynącej z kranu wody. Maggie zerwała się na równe nogi i wybiegła z pokoju.
Gdy Mike wrócił z kuchni, była gotowa. Okazało się, że kufry Dziadziusia są pełne najrozmaitszych cudownych przedmiotów. Wykorzystała je w pełni.
Stała za jednym ze stołów do ruletki nalewając whisky do dwóch dużych kubków. Mike patrzył na nią ze zdumieniem. Pod czerwonym swetrem rysowały się wyraźnie wypukłości, których przed chwilą jeszcze nie było widać. Boa z kolorowych piór owijało jej szyję. Na dowie miała męski filcowy kapelusz, a w zębach trzymała metalową firkę nabitą kolorowymi szkiełkami.
Tasowała talię kart.
Mike zatrzymał się w drzwiach. Otworzył usta ze zdumienia. Maggie zatrzepotała rzęsami.
– Pokaż, kochany, forsę, jeżeli ją masz – zażądała.
– Bardzo lubię wyciągać pieniążki z takich przystojniaków jak ty.
Mike odrzucił głowę w tył i wybuchnął śmiechem.
– Gdzie podziała się ta dama, którą zostawiłem na kanapie, gotowa podobno zasnąć jak kamień?
– Ta szara mysz? Posłałam ją do domu – oświadczyła Maggie. – To jest ostra zabawa, mój dobry człowieku. Ona się do tego nie nadaje. Mam nadzieję, że jesteś gotów?
– Okay. – Mike przysunął do stołu zardzewiały stołek, który Maggie nie wiadomo skąd przytaszczyła, i oparł łokcie na blacie. -
Nie mógł oderwać oczu od jej sztucznych piersi.
– Jesteś nieźle wyekwipowana – zaryzykował. Spojrzała na niego z ukosa. Podciągnęła lewą wypukłość, która przesunęła się w okolice brzucha.
– Czy uważasz, że przesadziłam? – zainteresowała się niby to na serio.
– Po prostu nie wierzę własnym oczom – roześmiał się Mike.
– Przyznam ci się, że te nowe okrągłości są trochę niewygodne, ale zaraz to załatwię.
Sięgnęła pod sweter i wyciągnęła najpierw jedną rolkę papieru toaletowego, potem drugą.