Выбрать главу

– Nie wyobrażałem sobie tego pokoju nocą – szepnął. – Cóż za grzeszne łoże, moja Maggie.

– Tak, tak – odparła ledwo słyszalnym głosem. Nie mogła mówić. Była zbyt wzruszona, zbyt spięta.

– Wspaniałe łoże. Łoże miłości. – Tak.

– Nie słychać tu szumu rzeki. Ale można sobie wyobrazić, jak gładka jest teraz powierzchnia wody. Gładka jak twoja skóra. Twoje dotknięcie pozwala mi doznawać tego, czego nie powinienem czuć, chcieć tego, do czego nie mam prawa.

Milczała.

– Kochanie, jeżeli chcesz, żebym poszedł do drugiego pokoju, to wygoń mnie teraz. Nie zwlekaj. Zanim będzie za późno.

Być może rzeczywiście wierzył, że daje jej jeszcze jedną szansę pozbycia się go. Być może.

Maggie uniosła się na łokciu, dotknęła jego policzka, pogłaskała czoło, włosy. Spojrzała na jego krzaczaste czarne brwi, na orli nos, na pełne, nabrzmiałe teraz usta. Jak dobrze znała ich smak…

Sumienie mówiło jej wprawdzie, że jedną noc z tym człowiekiem można jeszcze wytłumaczyć, wybaczyć, ale nie rozgrzeszyło jej jeszcze z tego, co już się stało. Porządne dziewczyny nie rzucają się w ramiona mężczyzn. Nigdy. W tej sprawie nie ma wyjątków. Poprzedniej nocy nie pytał jej, czy go pragnie. Teraz też tego nie czynił.

Nie deklarował jej swojej miłości, ale pożądał jej gorąco i szczerze, i to było wspaniałe. Wspanialsze niż jakikolwiek ukryty skarb. Maggie była już inną kobietą niż dwadzieścia cztery godziny temu. Wczorajsza Maggie była fantastką. Wczorajsza Maggie uważała, że wszystko to, co przeznaczył jej los, dawno się ziściło. I że niczego już nie może oczekiwać.

Dzisiejsza Maggie była znacznie silniejsza. Wiedziała teraz, że marzenia mogą się spełniać. Miało to związek z rzeką i nocą, i niebieską sypialnią. I z tym, jak Mike uczył ją sztuki kochania. Miało związek z tajemnicą Mike'a, z wyrazem smutku w jego oczach, ze sposobem, w jaki odmawiał wszelkiej rozmowy o swoim życiu, o sobie. Nagle wszystko stało się proste. Mike był mężczyzną, który potrzebował kobiety, a ona była kobietą, która miała potrzebę dawania.

Przyklękła przed nim, pomogła mu zdjąć sweter. Potem koszulę. Powiodła rękami po jego gładkiej skórze, przylgnęła wargami do muskularnego ramienia.

– Chcesz, żebym oszalał? – szepnął.

– A myślisz, że uda mi się doprowadzić do tego?

– Naprawdę tego chcesz?

– Tak – odparła bez wahania. – Pragnę cię, Mike. Pragnę cię tak mocno, że gotowa byłabym dla ciebie umrzeć. Chciałabym zapomnieć o wszystkim innym. O tym, kim jesteśmy, gdzie jesteśmy, kim ja jestem, kim ty jesteś. Naucz mnie, jak ci sprawić przyjemność, jak uczynić cię szczęśliwym.

– Dobrze, Maggie, ale poczekaj chwilę…

– Nie.

Wodzik ustami po jego szyi, wtuliła głowę w jego zarośniętą pierś. Wsłuchiwała się w gwałtowne bicie jego serca, serca zdrowego mężczyzny, który jest w stanie skrajnego podniecenia.

Poszukała ustami jego ust. Przywarła do nich. Pieściła go śmiało i namiętnie.

Nagle obróciła się i położyła na wznak. Przez chwilę leżeli bez ruchu.

– Nie muszę cię niczego uczyć – szepnął wreszcie Mike.

– Jeszcze nie skończyłam… – odparła resztką tchu.

– Już dosyć. Teraz zostaw inicjatywę mnie. Nie wszystko musi być po twojemu.

– Mike…

– Nic nie mów przez chwilę, Maggie. Ja będę stawiał pytania, a ty odpowiadaj na nie bez słów.

Przestraszyła się trochę.

– Chcę wiedzieć, co budzi w kobiecie skrajne pożądanie, co czyni ją szaloną, niepohamowaną. Wypróbuję to na tobie, kochanie. Doprowadzę cię do szaleństwa…

Maggie poczuła gwałtowne bicie serca. Przerażenie mieszało się z rozkoszą. Mike zrzucał z siebie resztę odzieży, słyszała świst jego przyspieszonego oddechu.

Puls jej zaczął szaleć, kiedy poczuła jego pocałunki w załomie kolan, na plecach, na ramionach.

W jego wprawnych rekach stała się całkowicie bezwolna. Pożądanie wzbierało w niej bolesną niemal falą. Wszystko w niej krzyczało, żeby już ją wziął, żeby opadło to dojmujące napięcie.

Zaczęła go prosić. Raz, drugi, trzeci. Wołała jego imię, wołała coraz głośniej. Odbijało się echem od pustych ścian. Potem już tylko je szeptała.

Mike słyszał ją, ale nie reagował. Chciał jak najdłużej przeciągnąć tę chwilę. Od wielu miesięcy czuł się zagubiony. Zapomniał, że jest mężczyzną. Przestał wierzyć w siebie. Teraz odnajdywał się powoli.

Ileż słodyczy było w tej dziewczynie. Pragnął jej dać wszystko, na co było go stać. Swoją miłość, swoją potrzebę tulenia do siebie jej aksamitnego ciała. Jeżeli pragnęła go tylko jako kochanka, a nic jak mężczyzny swego życia, to proszę bardzo, chętnie da jej rozkosz i sam nareszcie poczuje, że żyje.

Kiedy ją wreszcie posiadł, zrobił to pełen świadomości, że daje jej wszystko, co ma, wszystko, czego mogła pragnąć. Było im tak, jak gdyby zanurzyli siew głębiny oceanu, a gdy wynurzyli się na powierzchnię, porwał ich huragan i paliło słońce.

Minęły godziny, lata, cale życie. Maggie ocknęła się wreszcie skrajnie wyczerpana. Jej dało wstrząsały dreszcze, a z oczu płynęły łzy.

– Nic nigdy nie będzie już takie, jakie było. Nigdy w życiu nie będzie nam lepiej niż dzisiaj – szepnęła.

Objął ją mocno i przytulił. Wargami muskał jej wilgotne czoło.

– Jak ja, u licha, zdołam oderwać się od dębie, dziewczyno?

– Mike?

– Cicho. Nie mów nic. Odpoczywaj.

Maggie skurczyła się pod wpływem silnego strumienia światła.

– Obudź się! – usłyszała głos Mike’a.

W śpiworze było tak ciepło, tak przytulnie.

– Chodź tu, Ianelli – zażądała. – Gdzie jesteś? Potrząsnął nią raczej brutalnie.

– Obudź się jak najszybciej. To nie żarty. Przerażona ostrym tonem jego głosu otworzyła szeroko oczy. Skuliła się na widok tego obcego człowieka, który stał nad nią z niemal groźną miną.

Mike miał na sobie dżinsy, wysokie gumowe buty, kurtkę. Był gotowy do wyjścia.

Nie jest to chyba mężczyzna, z którym spędziłam wspaniałą noc, myślała, to raczej ten ponurak, którego poznałam na lotnisku.

– Co się dzieje? – zapytała.

– Trzeba się wynieść w przeciągu pięciu minut!

– krzyknął.

Rzucił na nią czerwony sweter, który wylądował jej na głowie. Po chwili dorzucił dżinsy i skarpety.

– Która godzina?

– Czwarta. Twój worek wsadziłem do samochodu, zabrałem też całe żarcie. Ubieraj się i jazda.

– Czwarta rano?

– Rzeka wylała. Nie powinienem był zasypiać. Nie miałem takiego zamiaru. Chciałem czuwać, bo wiedziałem, że to nam grozi. Myślałem, że burza się uspokoi, ale się pomyliłem…

Podbiegł do okna i powrócił do Maggie.

– Daję ci cztery minuty. I ani chwili dłużej. Potem wynosimy się, nawet gdybym cię musiał wynieść całkiem nagą. Zrozumiałaś?

Maggie zrozumiała, że Mike jest naprawdę przerażony sytuacją i zły na siebie za to, że zasnął.

Z trudem znalazła skarpetki pod śpiworem, naciągnęła je i pobiegła do łazienki.

Rzeka wylała, uświadomiła sobie nagle i poczuła, że włosy jeżą jej się na głowie.

– Maggie! – wrzasnął Mike. – Pospiesz się, do licha! Otworzyła kran i spłukała sobie twarz zimną wodą.

Starała się oprzytomnieć po krótkim śnie. Miała też ochotę na odwiedzenie ubikacji, ale upłynęło już pięć minut i Mike niecierpliwie przestępował z nogi na nogę. Pomógł jej włożyć kurtkę.

– Moje rękawiczki! – wrzasnęła.