Выбрать главу

Była zła na Mike'a za jego stosunek do pieniędzy i wściekła na siebie samą za to, że z nim nie zrywała. Po prostu nie umiała wyobrazić sobie życia bez tego człowieka. Chciała powitać go chłodno, ale nawet nie spostrzegła, kiedy z jej ust wydobyło się sympatyczne:

– Hej.

– Hej – odparł.

– Do widzenia – odezwał się Whistler. – Przyjdę z samego rana.

Kiedy zniknął za drzwiami, Maggie spojrzała na Mike'a, który grzebał w lodówce w poszukiwaniu butelki piwa. Wiedziała, jaki gatunek najbardziej mu odpowiada i dbała, żeby go nigdy w domu nie zabrakło.

– Wyglądasz na zmęczonego – zatroskała się. – Saxton znowu dał ci popalić?

Szef Mike'a, Saxton, był bezpiecznym tematem do konwersacji, poza tym Maggie bardzo lubiła historyjki o nim. Mike zaprosił ich niedawno razem na kolację. George był połączeniem potwora, despoty, poganiacza niewolników i doskonałego kupca. Panowie przerzucali się pomysłami i wyzwaniami jak piłeczkami pingpongowymi. Zatrzymywali się od czasu do czasu tylko po to, by upewnić się, że Maggie ma coś na talerzu i w kieliszku, i że jest zadowolona. I rzeczywiście była zadowolona. Mike oświadczył Saxtonowi otwarcie, że zamierza w przyszłości prowadzić jego przedsiębiorstwo. Saxton rozzłościł się i zaproponował, żeby spróbował i poniósł konsekwencje. Maggie bała się takich ludzi jak szef Mike'a. Jednakże obydwaj ci mężczyźni promieniowali bezwzględną uczciwością. Pragnęliby wprawdzie podbić świat, ale z otwartą przyłbicą.

– Saxton chce, żebym w przyszłym tygodniu pojechał z nim na trzy dni do St Paul. Jest tam jakieś małe podupadające przedsiębiorstwo, które chciałby ewentualnie wykupić. Ale nie, nie rozmawiajmy o interesach.

Mike otworzył piwo, wypił duży łyk i spojrzał na Maggie czujnym wzrokiem. Na jej żółtej spódnicy widniała duża ciemna plama. Włosy rozpuściła i jeden długi kosmyk opadł na policzek. Nie potrafiła być schludna zbyt długo. A on wolał ją rozchełstaną, unikającą jego wzroku… właśnie taką jak teraz.

– Pojedziesz do tego St. Paul?

– Chyba tak.

Zapragnął kochać się z nią. Maggie w łóżku jak gdyby tajała. Zdawał sobie sprawę, że dziewczynie odpowiada sytuacja, jaka się między nimi wytworzyła, ale rozumiał, że to nie może trwać wiecznie. Miał nadzieję, że wspólne sprawy, które łączyły ich od dwóch miesięcy, przerodzą się w coś bardziej trwałego.

– Flannery? – zagadnął ją. – Czemu utrzymujesz mnie w napięciu? Kiedy się wreszcie dowiem, co powiedział Fisk?

Maggie wyjęła z lodówki różne ingrediencje i zabrała się do szykowania kolacji.

– Przejrzał dokładnie wszystkie moje plany i dokumenty, a potem oświadczył, że jego zdaniem kosztorys remontu jest zaniżony. Był zdumiony, że mam tyle napiętych umów na kursy i konferencje. Szczerze mówiąc, trochę mnie to wkurzyło. Przecież gdybym nie miała podstaw do tego, że udami się wynająć ten dom, nie przyszłabym do niego. Dorothy Langley, o której ci już mówiłam, urządza rocznie około dwunastu kursów dla niewielkich grup. Twierdzi, że nasz dom jest idealny do…

Poczuła jego silne dłonie na swoich ramionach. Obrócił ją ku sobie, objął i przytulił. Podniosła ręce do góry. W jednej trzymała marchewkę, w drugiej obieraczkę.

– Ale dostałam kredyt – powiedziała szybko.

– Na całą sumę?

– Na całą. I ze spłatą nie w ciągu roku, ale osiemnastu miesięcy – dodała z dumą. Szeroki uśmiech zakwitł na jej twarzy.

– Musiałam go oczywiście na miejscu uwieść i to na oczach wszystkich urzędników i kasjerów. Żeby się zgodził na te dodatkowe sześć miesięcy.

– Nie koloryzuj, Flannery. Gdybyś go uwiodła, to on by tobie zapłacił.

– Tak myślisz?

– Oczywiście. Ale nie wyobrażaj sobie, że spędzę resztę wieczoru na mówieniu ci, jaka jesteś mądra, piękna i cudowna w łóżku…

Przywarł ustami do jej ust. Miało to być jak gdyby przypieczętowanie jej sukcesów w banku, ale nie banki miał teraz na myśli.

– Piękna jesteś, moja mała – powiedział cicho.

– Piękna, ponętna i bardzo mądra.

– Mów dalej – domagała się Maggie. – To fascynujące.

Oddala mu pocałunek, ale odsunęła się. Może trochę za szybko. Przymknęła oczy, żeby ukryć przed nim swoje uczucia.

– Mam dla ciebie prezent – powiedział Mike szybko.

– Ale musisz wyjść na dwór, żeby go zobaczyć. Narzucił jej płaszcz przeciwdeszczowy na ramiona, chwycił za rękę i wyprowadził przed dom. Na podjeździe stał niewielki pikap. Lało jak z cebra. Mike nasunął płaszcz na głowę Maggie.

– Zamknij oczy.

Zaprowadził ją do samochodu, otworzył bagażnik. Oczom jej ukazało się trzydzieści puszek z farbą.

Mike zamierzał kupić jej róże z okazji zdobycia bankowego kredytu, ale po namyśle doszedł do wniosku, że najbardziej ucieszy ją farba domalowania ścian.

– Złamana biel – oświadczył z dumą. – Taka, jaką lubisz. Ta sama, którą wymalowaliśmy już jeden pokój. Odnowimy wszystkie pokoje, zobaczysz. Wieczorami w czasie weekendów.

Oczy Maggie zaszły łzami wzruszenia.

– Ojej, nie płacz, bardzo cię proszę!

Nie zważając na deszcz, dochodzące z oddali grzmoty ani nawet na przyrzeczenia, jakie sobie dała, Maggie przylgnęła do Mike'a i spojrzała na niego z czułością.

– Wcale nie płaczę. Po prostu jestem wzruszona. Przecież musiałeś kupić tę farbę nie wiedząc, czy uda mi się w banku, czy nie. Miałeś do mnie takie zaufanie?

– Oczywiście. Byłem pewny, że zrobisz na Frisku piorunujące wrażenie. Powiedziałem ci to rano przez telefon.

Mike patrzył zafascynowany na kropelki deszczu, które drżały na długich rzęsach Maggie. Nachylił się, żeby ją pocałować.

Cofnęła się.

– Mamy mnóstwo pracy! – krzyknęła. – Trzeba wymalować całą górę. Poza tym muszę sobie urządzić biuro. Zjemy kolację i zabieramy się do dzieła, dobrze?

– No dobrze – zgodził się Mike. – Ale najpierw coś zjedzmy.

Panowała nad sobą w czasie kolacji, w czasie przebierania się w poplamione farbą dżinsy, w trakcie dźwigania puszek na górę, aż do chwili, kiedy zanieśli je do niebiesko-czerwonobiałej sypialni. Gdy tam weszli, Mike uświadomił sobie, że jest to jedyny pokój w całym domu, z którego jeszcze nie korzystali. Każde inne łóżko było przez nich „zainicjowane".

Bez trudu przekonał ją, że należy natychmiast naprawić to przeoczenie. Nie protestowała, gdy pomagał jej się rozbierać, gdy pieścił ją jeszcze bardziej zachłannie niż zazwyczaj.

Tymczasem na dworze szalała burza. Błyskało się co kilka sekund, pioruny waliły jak szalone. Maggie wykrzykiwała imię Mike'a na cały głos. Jakże to lubił. Pieścił ją coraz śmielej, coraz namiętniej…

Po nieskończenie długim czasie odsunęli się od siebie i leżeli spokojnie, oddychając jak po biegu i wsłuchując się w nawałnicę. Deszcz bębnił w szyby. Mike wodził rękami po plecach Maggie z ogromną tkliwością. Czuła się bezpieczna i szczęśliwa.

A potem zaczęła się bać. Lękała się, że Mike znowu ją opuści. Był dobry i serdeczny, ale nie wierzyła, że ją kocha, chociaż przez minione dwa miesiące często to sobie wmawiała. Teraz była pewna, że jak tylko skończą malowanie domu, Mike odejdzie.

Zarzucała sobie, że zbyt łatwo mu ulega, że zbyt lekkomyślnie ofiarowuje mu swoje ciało, nie zastanawiając się ani na chwilę nad przyszłością. Zrobiła na nim na pewno wrażenie kobiety bez reszty wyzwolonej, a on nigdy nie ukrywał, że to, co do niej czuje, nie jest miłością. Wiele razy próbował mówić z nią o uczciwości, ostrzec przed iluzjami, ale ona zawsze te rozmowy przerywała. Doskonale wiedziała, że poddaje się iluzji, i wmówiła sobie, że trzeba wykorzystać każdy moment, zanim Mike odejdzie, ale to jej wcale nie pomagało.