Выбрать главу

– Blefujesz!

– Czyżby? Sama sprawdź. Temperatura wykracza poza skalę. Ciągle nie jesteś przekonana? To pomyśl o tajemniczej eksplozji w twoim meksykańskim laboratorium, o której mi wspomniałaś. Od razu się domyśliłam, co było jej przyczyną. Tamto laboratorium zostało zniszczone przez kilka kilogramów anasazium. Wyobraź sobie, co nastąpi, kiedy masę krytyczną osiągnie kilkaset kilo.

Zwracając się do gromady techników, Brunhilda rozkazała, aby zatrzymali reakcję. Ich szef, wpatrujący się jak zafascynowany w zwariowany wykres na ekranie komputera, wyznał ze skruchą:

– Nie wiemy, jak to zrobić. Możemy tylko pogorszyć sytuację.

Brunhilda wyszarpnęła pistolet maszynowy z rąk najbliżej stojącego strażnika i wycelowała go w Gamay.

– Jeżeli nie zatrzymasz reakcji, zabiję twoich przyjaciół – zagroziła Francesce. – Ją pierwszą.

– I kto tu blefuje? Przecież i tak chciałaś ich zabić – odparła Francesca. – W ten sposób zginiemy razem.

Brunhilda zbladła.

– Czego chcesz? – spytała napiętym z gniewu głosem, opuszczając broń.

– Żeby oni wyszli stąd bezpiecznie.

Studia inżynierskie nauczyły Brunhildę, aby przed podjęciem decyzji rozważyć wszystkie fakty. Było pewne, że jeżeli Francesca nie zatrzyma reakcji, wybuch zniszczy odsalarnię. Tylko ona wiedziała, jak temu zapobiec. Brunhilda postanowiła więc wypuścić intruzów, a po opanowaniu reakcji nakazać ochronie, by ich otoczyła. Potem zająć się tą Brazylijką. Pałała żądzą zemsty za zniszczenie okrętu wikingów, lecz na razie musiała uzbroić się w cierpliwość. Przecież na tę chwilę czekała lata.

Oddała pistolet strażnikowi.

– Zgoda – powiedziała. – Ale ty zostaniesz.

Francesca odetchnęła z ulgą.

– Powiedziałeś, że dotarliście tu pod wodą? – spytała Austina.

– Tak. Mamy sprzęt do nurkowania, a pod laboratorium czeka na nas łódź.

– Nie uda wam się odpłynąć – powiedziała. – Temperatura za bardzo wzrosła. Nim dotrzecie do swojej łodzi, ugotujecie się żywcem.

– Wjedziemy windą na molo.

– To najlepsze wyjście.

– Nie zostawimy tu ciebie.

– Nic mi nie będzie. Dopóki mnie potrzebują, nie zrobią mi krzywdy – zapewniła z czarującym uśmiechem. – Cieszę się, że NUMA uratuje mnie jeszcze raz… Odprowadzę ich do windy – oznajmiła Brunhildzie.

– Żadnych sztuczek – ostrzegła groźnie olbrzymka i nakazała strażnikom, żeby im towarzyszyli.

Francesca nacisnęła przycisk otwierający drzwi jajowatej windy.

– Jesteście ranni. Pomogę wam wsiąść – powiedziała, a gdy się usadowili, pochyliła się i spytała szeptem: – Czy ktoś z was ma broń?

Strażnicy, którzy odebrali Zavali pistolet maszynowy, uznali, że ponieważ Austin ma puste ręce, nie jest uzbrojony. Tymczasem pod koszulą ukrywał on rewolwer, który zabrał jednemu z braci Kradzików.

– Ja – odparł. – Ale próba ucieczki stąd z bronią w ręku byłaby samobójstwem.

– Nie mam takiego zamiaru. Daj mija.

Austin niechętnie oddał Francesce rewolwer. Z kieszeni kitla wyjęła żółtobrązową kopertę.

– Tu jest wszystko, Kurt – powiedziała. – Pilnuj jej jak źrenicy oka.

– Co to?

– Przekonasz się, kiedy przekażesz ją światu – odparła i pocałowała go. – Przykro mi, ale musimy przełożyć randkę. – Uśmiechnęła się i zwróciła do Gamay i Joego. – Żegnajcie, przyjaciele. Dziękuję za wszystko.

Austin nagle zrozumiał, że Francesca żegna się z nimi na zawsze i że wcale nie chce się uratować.

– Wsiadaj! – krzyknął, próbując chwycić ją za rękę.

Jednak Francesca cofnęła się i spojrzała na zegarek.

– Zostało wam pięć minut. Dobrze je wykorzystajcie – powiedziała i wcisnęła przycisk “góra”.

Drzwi zasunęły się i winda wkrótce znikła z oczu wpatrzonych w nią strażników. Francesca wydobyła spod kitla rewolwer i jednym strzałem rozwaliła jej układ sterowniczy. To samo zrobiła z windą towarową i odrzuciła broń. Chwilę potem nadciągnęła jak burza Brunhilda z resztą strażników, a z głośników wokół kopuły ryknął głośny klakson.

– Coś zrobiła?! – wrzasnęła.

– To pięciominutowy alarm ostrzegawczy! – odkrzyknęła Francesca. – Reakcja przekroczyła punkt krytyczny. Nic już jej nie zatrzyma.

– Powiedziałaś, że zrobisz to, jeśli wypuszczę twoich przyjaciół.

Francesca zaśmiała się.

– Skłamałam. Przecież mnie pouczyłaś, by nigdy nikomu nie ufać.

Technicy, którzy najszybciej zorientowali się w niebezpieczeństwie, wymknęli się z laboratorium i zaczęli wspinać się po wąskich awaryjnych spiralnych schodach do wodoszczelnego szybu, który wiódł na powierzchnię. Widząc, że uciekają, dyrektorzy ruszyli za nimi. Wówczas również strażnicy wpadli w popłoch. Kolbami zmusili dyrektorów do cofnięcia się, a do opornych otworzyli ogień. U wejścia na awaryjne schody wyrósł stos trupów. Strażnicy, którzy przez niego przeleźli, utknęli w wąskim przejściu. Z tyłu napierali inni. Po kilku sekundach jedyną drogę ucieczki zatarasowały stratowane ciała.

Brunhilda nie mogła uwierzyć w to, jak szybko rozpada się jej świat. Całą złość skupiła na Francesce, która nie zrobiła nic, by uciec.

– Zginiesz za to! – wrzasnęła, mierząc w nią z rewolweru Austina, który podniosła z podłogi.

– Zginęłam dziesięć lat temu, kiedy przez twój obłąkany plan znalazłam się w dżungli – odparła Francesca.

Brunhilda nacisnęła spust. Padły trzy strzały. Pierwsze dwa nie trafiły, trzeci przeszył pierś białej królowej. Kolana ugięły się pod nią, osunęła się na podłogę i usiadła, plecami oparta o ścianę. Kiedy mroczny kir zasnuł jej oczy, uśmiechnęła się uszczęśliwiona i umarła.

Brunhilda cisnęła rewolwer i podeszła do pulpitu sterowniczego. Zatrzymała się przed ekranem komputera z taką miną, jakby chciała siłą woli zatrzymać reakcję. Uniosła wysoko nad głowę zaciśnięte pięści i wrzasnęła, a jej wściekły ryk zmieszał się z chrapliwym bekiem klaksonu.

A potem uwięzione w materiale rozszczepialnym atomy i cząsteczki uwolniły się, wyzwalając ogromny ładunek energii. Rozsadzony przez wewnętrzne ciśnienie reaktor zmienił się w roztopiony metal. W rozżarzonej do białości eksplozji Brunhilda w jednej chwili obróciła się w popiół, a olbrzymia ognista kula przemieniła laboratorium w piekło.

Przegrzany dym wzbił się szybami windowymi, przez tunel wagonika dotarł do głównego kompleksu budynków i, wypełniwszy wszystkie korytarze, wpadł do Wielkiej Sali. Tam buchnął skłębionymi płomieniami, od których zagotowało się powietrze i zajęły się chorągwie na ścianach. A potem tlące się w sercu Walhalii szare popioły po okręcie wikingów z Gokstad pochłonęła na zawsze ognista burza.

41

Motorówka boston whaler pędziła ze wzniesionym dziobem przez jezioro. Austin do maksimum żyłował jej dwa przyczepne silniki evinrude 150. Opalona twarz stężała mu w maskę gniewu i rozgoryczenia. Chciał wrócić do laboratorium, ale kiedy winda dowiozła ich do hangaru dla łodzi, przestała chodzić. Tak samo towarowa. Pobiegł do schodów, ale Gamay go przytrzymała.

– To na nic – powiedziała. – Nie ma czasu.

– Kurt – poparł ją Zavala – zostały niecałe cztery minuty.

Austin wiedział, że mają rację. Zginąłby daremnie, próbując uratować Franceskę, i naraziłby ich życie. Pierwszy wyszedł z hangaru na molo. Siedzący tam strażnik, który przysnął na słońcu, zerwał się na nogi i, wystraszony, próbował zdjąć pistolet z ramienia, ale Austin, nie bawiąc się w konwenanse, dopadł go i strącił do wody.

Wsiedli do motorówki. Kluczyk był w stacyjce, zbiorniki z paliwem pełne. Silniki zapaliły od razu. Rzucili cumy, Austin dał pełny gaz i skierował łódź prosto na brzeg Nevady. Na okrzyk Zavali odwrócił głowę. Joe i Gamay patrzyli w stronę mola, gdzie jezioro burzyło się jak wrząca woda w czajniku.