Выбрать главу

-  Czego pan chce? - spytał opryskliwie.

-  Można by rzec, że ton tego domu wiele się zmienił przez ostatnie cztery lata - zauważył sucho Morosini. - Widzieć się z hrabiną Orseolo, oczywiście!

-  Kim pan jest? - nie ustępował służący.

Usiłował zagrodzić drogę nieznajomemu, ale ten go odsunął, przyciskając trzy palce do jego piersi.

-  Jestem książę Morosini i chcę się widzieć z moją kuzynką, a ty mi w tym nie przeszkodzisz!

Nie przejmując się więcej służącym, Aldo przeszedł przez miniaturowy ogródek, gdzie nieokiełznane pnącza wiły się na oślep po starej studni, i dopadł do schodów prowadzących do gotyckiej galerii ze smukłymi kolumienkami, zza których przebłyskiwały błękity i czerwienie witraża oświetlonego od środka.

Jednakże gbur, który przywitał Morosiniego, nie dawał za wygraną. Pojawił się znowu, pędząc po dwa schodki i krzycząc:

-  Niech pan zejdzie! Rozkazuję panu zejść!

Morosini miał już tego dość i właśnie chciał powiedzieć coś natrętowi do słuchu, kiedy drzwi na galerii otworzyły się, ukazując kobietę, która po krótkim wahaniu rzuciła się na szyję gościowi, śmiejąc się i płacząc na przemian:

- Aldo!... To ty?... Jakże się cieszę, mój Boże!

Była przejęta do tego stopnia, że Morosini aż się zdziwił. Jeszcze nigdy kuzynka nie okazywała mu tak demonstracyjnie uczuć... Córka jedynego brata księcia Enrica, o pięć lat starsza od spadkobiercy rodu Morosinich, jako młoda dziewczyna wykazywała wyraźną tendencję do traktowania kuzyna z pewnym rodzajem pobłażania zabarwionego odrobiną pogardy. Ale tym razem to była prawdziwa eksplozja uczuć.

Szczęśliwy z powodu tak wylewnego przyjęcia, ale skrępowany niedyskretną obecnością służącego sterczącego kilka kroków od nich, Aldo czule ucałował kuzynkę.

-  Czy moglibyśmy wejść do środka... jeśli oczywiście ten osobnik nie ma nic przeciwko? - rzucił zgryźliwie.

Adriana roześmiała się i oddaliła służącego jednym gestem, po czym zaprowadziła gościa do domu.

-  Musisz wybaczyć Spiridionowi, jeśli zbyt gorliwie odgrywa rolę cerbera - powiedziała - ale jest mi oddany duszą i ciałem, od kiedy znalazłam go umierającego z głodu na plaży na Lido. To młody mieszkaniec Korfu, który uciekł z tureckiego więzienia, a ponieważ nie stać mnie było na zatrudnienie służby, oddaliśmy sobie nawzajem przysługę. Moja stara Ginewra jest coraz mniej żwawa. Młody i silny chłopiec jest tu bardzo potrzebny. Ale, ale, skąd się wziąłeś? Dlaczego mnie nie uprzedziłeś o powrocie?

-  Nikogo nie zawiadamiałem - skłamał Morosini. -Chciałem przyjechać sam.

Więźniowie wojenni nabierają dziwnych przyzwyczajeń.

Mówiąc to, obrzucił wzrokiem salon. Było to pomieszczenie pokaźnych rozmiarów o bardzo kobiecym wystroju nadającym mu ciepłą i intymną atmosferę. Zawdzięczało to ścianom obitym tkaniną w kolorze jesiennych liści, obrusom z turkusowego aksamitu pokrywającym stoły, jedwabnym abażurom lamp, kwiatom poustawianym tu i tam, książkom porozrzucanym w nieładzie i piętrzącym się partyturom muzycznym, którymi zarzucony był oryginalny barokowy klawesyn. Salon ani trochę się nie zmienił. Usiadłszy na jednym z dwóch foteli w stylu francuskiej regencji, Aldo zauważył, że mały niebieski Botticelli naprzeciw został zastąpiony przez inne płótno w podobnej tonacji, ale współczesne. Zniknęła również kolekcja chińskich waz, która dawniej zajmowała konsole. Wreszcie, jasna plama na ścianie zdradzała brak „Świętego Łukasza" przypisywanego Rubensowi.

-  Co tu się stało? - spytał, wstając, żeby przyjrzeć się z bliska. - Gdzie się podziały twoje porcelanowe naczynia... i Botticelli?

-  Zaraz ci wyjaśnię - musiałam je sprzedać.

-  Sprzedać?

-  Oczywiście. A z czego miała żyć przez cały ten czas wdowa, której mąż zostawił same długi i wielki pakiet tej niesamowitej rosyjskiej pożyczki, która zrujnowała połowę Europy? Zresztą, twoja matka przyznała mi rację... Widzisz, to był jedyny sposób, aby zachować ten pałac, na którym mi zależy najbardziej na świecie. Chyba wart jest, aby dla niego poświęcić kilka porcelanowych waz i dwa obrazy...

-  Mam nadzieję, że dostałaś dobrą cenę?

-  Doskonałą! Antykwariuszowi z Mediolanu, który zajął się sprzedażą, jestem winna moją wdzięczność, zresztą zostaliśmy przyjaciółmi. Czy to cię szokuje?

-  Nie żartuj. Mogę tylko przyznać ci rację. Podobnie jak moja matka. Z tą różnicą, że ona sprzedała swoje klejnoty...

-  Ponieważ należały do niej. Chciałam jej przedstawić Sylvia Brusconiego, ale ona zawsze odmawiała, twierdząc, że nie może dysponować przedmiotami, które należą tylko do ciebie jako spadkobiercy. Lecz zapomnijmy o tym wszystkim, przypatrz mi się raczej! Czy uważasz, że zmieniłam się przez ten czas?

-  Nic a nic! - odparł Aldo szczerze. - Jesteś piękna jak zawsze!

To było niezaprzeczalne, nawet jeśli kilka oznak zdradzało czterdziestkę. Dwadzieścia lat wcześniej Adriana była obiektem westchnień całej męskiej populacji Wenecji. Porównywano ją z włoskimi madonnami. Jej poważna, a zarazem delikatna uroda była absolutnie doskonała. Każdy jej gest stanowił odbicie szlachetności i godności. Była doskonałą małżonką dla Tommasa Orseolo, który na nią nie zasłużył, ale którego należycie opłakiwała, kiedy opuścił ten padół. Wzorowa żałoba po nim, naznaczona odwiedzaniem kościołów i uczestniczeniem w akcjach dobroczynnych, trwała przez dwa długie lata. Potem Adriana zaczęła udzielać się w środowisku muzycznym, które bardzo ją pociągało, jako że sama była dobrą klawesynistką. Poza koncertami nie wychodziła z domu wcale, a i sama rzadko przyjmowała u siebie. Wyjątki robiła dla zaufanych, jak księżna Izabela, która ubolewała, że kobieta zaledwie trzydziestoletnia wiedzie tak surowe życie.

-  Ona jest za młoda, żeby się tak umartwiać - powiadała. - Chciałabym, żeby ponownie wyszła za mąż i żeby miała dzieci. Byłaby wspaniałą matką!

Ale Adriana nie chciała powtórnego małżeństwa, z czego Aldo egoistycznie się cieszył. Ledwie co wyrósł z dziecięcych miłości, a skierował na kuzynkę pragnienia swej świeżo obudzonej męskości, zafascynowany jej delikatnym profilem, harmonijnymi kształtami ciała i gibką talią.

Czy miała tego świadomość, czy nie, młoda wdowa była niezwykle urodziwa i świeżo opierzony młodzieniec marzył, noc w noc, że rozwiązuje gęste, czarne włosy Adriany, które nosiła zawiązane w ciężki węzeł połyskujący na szczupłym karku. Adriana traktowała go jak młodszego brata, ale w dniu, kiedy całując ją, pozwolił ześlizgnąć się swym ustom z policzka do kącika jej ust, odepchnęła go tak gwałtownym gestem, że podobna rzecz nigdy więcej się nie powtórzyła. .. A potem mijały lata...

Powściągliwość, którą zawsze mu okazywała, czyniła jej gorące przyjęcie jeszcze dziwniejszym, zwłaszcza na oczach służącego. Poza tym, przyjrzawszy się jej baczniej, Aldo zauważył same różnice: lekki makijaż, który rozjaśniał jej cerę i nadawał skórze ciepły odcień kości słoniowej, suknia z aksamitu ściślej opinająca kształty ciała znajdującego się w tym stadium rozkwitu, w którym róża wkrótce zgubi swoje płatki. Również zapach, bardziej ciepły, bardziej pikantny... Wdychając go, Aldo, który przez lata uwięzienia nie spotkał ani jednej ładnej kobiety, poczuł, jak wraca dawne pożądanie. Hrabina być może odgadła jego uczucia, gdyż pod pretekstem poczęstowania go kieliszkiem marsali, usiadła dość blisko niego.