Pewnego dnia książę Enrico powiadomił nauczyciela syna, że rozważa wysłanie Alda do szkoły w Szwajcarii. Lecz nie było mowy o tym, by pozbywać się człowieka takiego jak Buteau. Został on więc pałacowym bibliotekarzem. Innymi słowy, dostał się do raju, w którym poświęcał czas swemu wielkiemu dziełu opisującemu weneckie społeczeństwo w XV wieku. Odrywał się od tego zajęcia tylko po to, by oddawać się przyjemnościom podniebienia, smakując arcydzieła Ceciny...
Po śmierci ojca, który spadł z konia w lesie Rambouillet podczas polowania na jelenia z księżną d'Uzès, Aldo niczego nie zmienił w ustalonym porządku rzeczy. Wszyscy kochali pana Buteau i nikomu nie przyszłoby do głowy, że mógłby pewnego dnia zniknąć. Dopiero wojna pozbawiła chłopca jego wygodnej synekury. Niestety nie wiadomo, co się z nim stało... Po tym, jak został uznany za zaginionego w Chemin des Dames, wyciągnięto wniosek, że znalazł ponurą, lecz tym bardziej chwalebną śmierć. - Cecina opłakiwała go jak brata i wymyśliła nawet przepis na placek z czarnymi porzeczkami, który nazwała jego imieniem.
Kiedy gondola przybiła do stopni, czekająca tam Ceci-na ze łzami w oczach i okrzykiem, który przyciągnął ciekawskich do okien i spłoszył łowiące ryby mewy, rzuciła się na szyję swemu „małemu księciu", jak go zwykła nazywać pomimo wysokiego wzrostu.
- Madona Santissimal... Do czego oni mi cię doprowadzili, ci bezbożnicy!... To niemożliwe, że tak cię urządzili!... Mojego małego!... Mojego Aldino!... Czy na tym podłym świecie nie ma już sprawiedliwości?...
- Ależ jest sprawiedliwość, Cecino, skoro Niemcy i Austria przegrały wojnę!
- Ale to za mało!
Morosini, pogrążony w morzu uścisków i łez, wkrótce znalazł się w kuchni i zasiadł na ulubionym taborecie, nie rozumiejąc, w jaki sposób mógł przebyć wielki przedsionek, le cortile i kredens pałacu, niczego nie zauważając... Tymczasem przed nim już parowała filiżanka kawy, podczas gdy zażywna kobieta smarowała masłem świeże bułeczki dopiero co wyciągnięte z pieca.
- Jedz i pij! - rozkazała tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Porozmawiamy później.
Aldo z na wpół zamkniętymi oczami wdychał z lubością zapach wspaniałego napoju, na siłę zjadł jedną bułeczkę, aby zrobić Cecinie przyjemność, gdyż wzruszenie odebrało mu apetyt, wypił trzy filiżanki aromatycznej kawy, po czym, odsuwając naczynie, oparł się łokciami o blat stołu.
- Cecino, opowiedz mi teraz o matce... Chcę wiedzieć, jak to się stało...
Neapolitanka zamarła przed jednym z kredensów, w którym układała naczynia. Jej plecy zesztywniały, jakby dosięgnął je pocisk.
- Cóż miałabym ci powiedzieć? - odparła z głębokim westchnieniem, nie odwracając się.
- Wszystko, gdyż ja nic nie wiem. Twój list nie był zbyt jasny.
- Nigdy nie byłam biegła w pisaniu... Ale nie chciałam, żeby ktoś inny powiadomił cię o tym nieszczęściu. Wydawało mi się, że jeśli dowiesz się o tej tragedii ode mnie, twój ból będzie mniejszy. A poza tym Zachariasz był zbyt przejęty, żeby mógł sklecić choć kilka linijek. Wbrew pozorom jest taki uczuciowy!
Aldo wstał, podszedł do Ceciny i otoczył ją czule ramieniem, wzruszony żałością, która w niej wzbierała.
- Masz rację, moja dobra Cecino. Nikt nie znamnie lepiej niż ty, ale teraz usiądź i opowiadaj. Nawet dziś nie mogę uwierzyć, że to się stało naprawdę...
Przysunął jej krzesło, na które kobieta opadła, wyciągając chusteczkę, by wytrzeć oczy. Po czym, wydmuchawszy również nos, westchnęła:
- Nie mam zbyt wiele do powiedzenia... Wszystko stało się tak nagle... Tego dnia twoja kuzynka Adriana wpadła na herbatę, kiedy pani poczuła się źle. Nie była chora, ale bardzo zmęczona. Pani Adriana nalegała, żeby położyła się do łóżka, i zaprowadziła ją do pokoju. Po jakimś czasie zeszła na dół i powiedziała, że Jej Wysokość nie będzie jeść kolacji, ale żebym zaparzyła jej herbaty lipowej. Lecz kiedy poszłam do niej z herbatą, nie chciała jej wypić. Była nawet lekko poirytowana tym, że pani Adriana kazała jej pić coś, na co nie miała najmniejszej ochoty. Na to ja próbowałam ją przekonać, że napar lipowy z miodem jest najlepszy na uspokojenie nerwów, ale widząc, że najwyraźniej też ją denerwuję i że ma ochotę się zdrzemnąć, postawiłam czajnik z naparem na nocnym stoliku i życząc jej spokojnej nocy, zeszłam do kuchni, nakazując Livii, aby jej nie przeszkadzała. Następnego dnia rano, kiedy pokojówka zaniosła pani śniadanie, usłyszałam straszny krzyk i płacz. Szybko weszliśmy na górę, Zachariasz i ja... i zrozumieliśmy, że pani Izabela odeszła z tego świata, i że... och, mój Boże!
Aldo, walcząc z bólem, pozwolił jej szlochać na swoim ramieniu, po czym spytał:
- Kto to jest Livia?
- To ta wyższa z dwóch służących, które zobaczyłeś po przyjeździe. Ona i Prisca zastępują, wraz z nami, dawny personel; mężczyźni poszli na wojnę lub odeszli do swoich kobiet, zaś ci starsi, zbyt niespokojni, woleli wrócić do rodzin. A poza tym, brakowało pieniędzy, żeby utrzymywać tyle służby. Venturina, pokojówka twojej matki, zmarła na grypę, a Livia została przyjęta na jej miejsce. To dobra dziewczyna, sumiennie spełniająca obowiązki, i pani była z niej zadowolona.
- A co powiedział lekarz? Wiem, że matka nigdy go nie wzywała. Jednak w tych okolicznościach musieliście powiadomić doktora Grazianiego?
- Doktor Graziani jest sparaliżowany od dwóch lat i nie opuszcza fotela. Ten, którego wezwaliśmy, mówił o ataku serca...
- To nie ma sensu! Moja matka nigdy nie chorowała na serce, a po śmierci ojca wiodła życie raczej surowe...
- Rozumiem to, ale, jak powiedział doktor, wystarczy jeden raz i...
W tej chwili do kuchni wpadł Zachariasz. Czerwone oczy Ceciny, bolesny wyraz twarzy Alda mówiły same za siebie... Wkrótce jego wzruszenie połączyło się z ich bólem.
- Co za niepowetowana strata, don Aldo! Duch tego pałacu odszedł wraz z naszą ukochaną księżną...
Zachariaszowi łzy kapały z nosa, ale się opanował, oznajmiając, że dzwonił właśnie mecenas Massaria z zapytaniem, czy książę Morosini zechce go przyjąć przed południem, jeśli, oczywiście, nie jest zbyt zmęczony po podróży.
Aldo, nieco zdziwiony i zaniepokojony takim pośpiechem, zgodził się na tę wizytę; najlepiej o wpół do dwunastej. Przynajmniej zdążmy się jeszcze odświeżyć. Czekała go pierwsza prawdziwa kąpiel od tak dawna.
- Woda gotowa - oznajmił Zachariasz, wracając do zwykłego, uroczystego tonu. - Będę asystował Waszej Ekscelencji.
- Nie ma mowy! Tam, skąd wracam, nauczyłem się radzić sobie sam! Jedyne, o co cię proszę, to spróbuj znaleźć w mojej garderobie coś, co by na mnie pasowało.
Niemile zaskoczony takim obrotem sprawy kamerdyner wyszedł z kuchni. Morosini wrócił zaś do Ceciny, aby zadać jej jeszcze jedno pytanie: czy hrabina Vendramin jest w Wenecji?
Nagle Cecina zmieniła się nie do poznania, wyprostowała ramiona, napuszyła się niczym kwoka i oznajmiła, że nic jej o tym nie wiadomo.
Morosini skwitował odpowiedź Ceciny skąpym uśmiechem. Właściwie spodziewał się tego. Z niewyjaśnionej przyczyny Cecina, która raczej sprzyjała jego przygodom z kobietami, nienawidziła Dianory Vendramin. Co prawda, nie znała jej osobiście, ale opierała się na plotkach z rynku, i na tym, że hrabina była cudzoziemką. Pomimo kosmopolityzmu Wenecji jej rdzenni mieszkańcy żywili do „ludzi z Północy" antypatię, którą po części można było wyjaśnić długą okupacją austriacką, a Dianora była Dunką...