Выбрать главу

— Co się stało, pani kapitan?

— Nie mam pojęcia — odparła Rydra. — Ale dowiem się.

Kolację zjedzono w milczeniu. Pluton, złożony z samych dzieciaków poniżej dwudziestego pierwszego roku życia, starał się robić jak najmniej hałasu. Przy stole oficerskim nawigatorzy siedzieli naprzeciwko widmowych postaci Organu Czuciowego. Zwalisty Ślimak siedzący u szczytu stołu dolewał wina milczącej załodze. Rydra jadła z Mosiądzem.

— Nie wiem. — Potrząsnął grzywą, obracając kieliszek w błyszczących pazurach. — Wszystko szło gładko, bez jakichkolwiek ’rzeszkód. Jeśli coś się stało, stało się wewnątrz statku.

Diavalo, z nogą w bandażu ciśnieniowym, z posępną miną wniósł ciasto, podał je Rydrze i Mosiądzowi, a potem wrócił na swoje miejsce przy stole plutonu.

— A więc — odezwała się Rydra — orbitujemy wokół Ziemi, a instrumenty nie działają i nie wiemy nawet, gdzie jesteśmy.

— Instrumenty hi’erstazy są s’rawne — odparł Mosiądz. — Nie wiemy, gdzie jesteśmy ’o tej stronie skoku.

— I nie możemy skoczyć, dopóki nie będziemy wiedzieli, skąd skaczemy. — Rozejrzała się po mesie. — Jak sądzisz, oni myślą, że ich z tego wyciągniemy, Mosiądz?

— Oni myślą, że ani ich z tego wyciągnie, ’ani ka’itan.

Dotknęła brzegu kieliszka dolną wargą.

— Jeśli ktoś nas z tego nie wyciągnie, ’osiedzimy tu, jedząc ’yszne żarcie Diavala, ’rzez sześć miesięcy, a ’otem się udusimy. Z nawalonym zwykłym komunikatorem nie możemy nawet wysłać wiadomości, do’óki nie skoczymy do hi’erstazy. Za’ytałem nawigatorów, czy nie mogą czegoś zaim’rowizować, ale nie ma szans. Mieli tylko tyle czasu, żeby zobaczyć, że w’uszczono nas w wielkie koło.

— Szkoda, że nie mamy okien — powiedziała Rydra. — Moglibyśmy przynajmniej popatrzyć na gwiazdy i wyliczyć orbitę. To musi być kilka godzin.

Mosiądz skinął głową.

— No i wyszło, co warte są nowoczesne urządzenia. Jakbyśmy mieli bulaj i staromodny sekstans, ’oradzilibyśmy sobie, ale jesteśmy na’akowani elektroniką ’o uszy, więc siedzimy tu i mamy ’roblem nie do rozwiązania.

— Krążenie. — Rydra odstawiła wino.

— O co chodzi?

— Der Kreis — oznajmiła Rydra.

— Że co? — dopytywał się Mosiądz.

— Ratas, orbis, il cerchio. — Położyła płasko ręce na stole i docisnęła je. — Okręgi — powiedziała. — Okręgi w różnych językach!

Zaniepokojenie Mosiądza wyglądało przerażająco z powodu jego kłów. Błyszcząca szczecina nad oczami nastroszyła się.

— Sfera — powiedziała. — Il globo, gumlas. — Wstała. — Kule, kuglet, kring!

— A jakie to ma znaczenie, w jakim języku? Okrąg to okrąg…

Ale Rydra roześmiała się i wybiegła z mesy.

W swojej kabinie sięgnęła po przekład. Szybko przerzucała strony. Walnęła w przycisk, wzywając nawigatorów.

— Tak, pani kapitan? — odezwał się Ron, ścierając z ust bitą śmietanę. — Co się stało?

— Chcę, żebyś coś zobaczył — odparła. — I przynieś woreczek szklanych kulek.

— Że jak?

— Ciasto dokończysz później. A teraz wszyscy zameldują się w g-centrum.

— Kulek? — wydusiła Mollya z namysłem. — Kulek?

— Któryś z dzieciaków na pewno zabrał ze sobą woreczek szklanych kulek. Zabierzcie mu i spotkajmy się w g-centrum.

Przeskoczyła nad zniszczoną skórą nadmuchiwanego fotela i rzuciła się w stronę włazu, obróciła w promienistym szybie numer siedem i spłynęła w dół cylindrycznym korytarzem prowadzącym w stronę pustej kulistej komory g-centrum. Wyliczony środek ciężkości statku był komorą o średnicy dziesięciu metrów, gdzie cały czas panowała nieważkość; znajdowały się tam niektóre przyrządy pomiarowe, które reagowały na przyspieszenie. Chwilę później w trójdzielnym włazie pojawiła się trójka nawigatorów. Ron dzierżył płócienny woreczek ze szklanymi kulkami.

— Lizzy prosi o ich zwrot do jutra po południu, bo dzieciaki z napędu ją wyzwały i będzie bronić tytułu mistrza.

— Jeśli to zadziała, najprawdopodobniej dostanie je jeszcze dziś.

— Zadziała? — Mollya chciała o coś zapytać. — Pomysł? Twój?

— Tak. Tylko że to nie jest tak naprawdę mój pomysł.

— A czyj on jest i o co chodzi?

— Załóżmy, że to pomysł kogoś, kto mówi innym językiem. Musimy tylko ułożyć kulki pod ścianą w idealną sferę, a potem możemy siedzieć z zegarkiem i nie spuszczać z nich wzroku.

— Po co? — spytał Calli.

— Żeby sprawdzić, w którą stronę polecą i jak długo to potrwa.

— Nie łapię — rzekł Ron.

— Nasza orbita to wielki okrąg wokół Ziemi, tak? To oznacza, że wszystko w tym statku krąży po tym wielkim okręgu, a jeśli zostanie pozbawione oddziaływań, automatycznie wydostanie się z tego toru.

— Tak. I co z tego?

— Pomóż mi porozmieszczać kulki — rzekła Rydra. — One mają żelazny rdzeń. Postaraj się namagnesować ściany, żeby je przyczepić, a potem wszystkie naraz uwolnimy. — Zdezorientowany Ron poszedł włączyć zasilanie ścian okrągłej komory. — Nadal nie rozumiecie? Przecież jesteście matematykami, opowiedzcie mi coś o okręgach wielkich.

Calli wziął garść kulek i zaczął je rozmieszczać na ścianie — jedno ciche stuknięcie po drugim.

— Okrąg wielki to największy okrąg, jaki można wpisać w kulę.

— Średnica okręgu wielkiego jest równa średnicy kuli — dodał Ron, który właśnie wrócił, włączywszy prąd.

— Suma kątów wewnętrznych wycinka sfery ograniczonego przecięciem dowolnych trzech okręgów wielkich w jednej topologicznie wyznaczonej bryle wynosi maksymalnie pięćset czterdzieści pięć stopni. Suma kątów wewnętrznych dla n okręgów wielkich wynosi maksymalnie n razy sto osiemdziesiąt stopni — Mollya swoim muzycznie odmienionym głosem zaintonowała definicje, których uczyła się rano na pamięć z pomocą osobofiksu. — Kulka tu, tak?

— Wszędzie, tak. Tak równomiernie, jak tylko się da, ale nie musi być idealnie równo. Opowiedzcie mi coś więcej o tych przecięciach.

— Cóż — odezwał się Ron — w dowolnej kuli wszystkie okręgi wielkie przecinają się albo są przystające.

Rydra zaśmiała się.

— Tak po prostu, co? Czy w kuli są jakieś inne okręgi, które muszą się przecinać bez względu na to, jak się nimi manewruje?

— Myślę, że dookoła można upchać dowolne inne okręgi, które będą równo odległe we wszystkich punktach i nie będą się pokrywać. Aczkolwiek wszystkie okręgi wielkie muszą mieć co najmniej dwa punkty wspólne.

— Pomyślcie o tym przez chwilę i popatrzcie na te kulki, wszystkie przyciągnięte do okręgów wielkich.

Mollya nagle cofnęła się od ściany, a na jej twarzy pojawiło się zrozumienie. Złożyła ręce. Wyrzuciła coś w kiswahili, a Rydra zaśmiała się.

— Zgadza się — powiedziała i przetłumaczyła Ronowi i Callemu: — Będą się przesuwać ku sobie, a ich tory się przetną.

Calli otworzył szeroko oczy.

— Zgadza się, dokładnie w ćwierci obwodu orbity powinny się wypłaszczyć, tworząc koło.

— W płaszczyźnie naszej orbity — dokończył Ron.

Mollya zmarszczyła czoło i wykonała rękami gest, jakby coś rozciągała.