Выбрать главу

Rydra dostrzegła okrągłe wgniecenie pozostawione przez główkę młotka. Pośrodku widniał niewyraźny kształt tarczy Ver Dorco. Przesunęła opuszkami palców po wgniecionym metalu, jeszcze ciepłym od uderzenia.

— To nie złudzenie — rzekł baron. — Ta kusza przestrzeli na wylot siedmiocentymetrową dębową deskę piętnastocentymetrową strzałą z odległości trzydziestu metrów. A wibropistolet — doskonale pani wie, co może zrobić.

Trzymał przedmiot — który znów wyglądał jak kawałek metalu — nad jego miejscem w gablotce.

— Proszę go tam włożyć.

Wyciągnęła rękę, a on upuścił przedmiot. Zamknęła palce, by go chwycić, ale już był z powrotem na swoim miejscu.

— To żadne czary-mary. Jest po prostu wybiórczy… i uczynny.

Dotknął brzegu gabloty i plastikowe osłony zamknęły się.

— Sprytna zabaweczka. Zobaczmy coś innego.

— Ale jak to działa?

Ver Dorco uśmiechnął się.

— Udało nam się spolaryzować stopy cięższych pierwiastków tak, by istniały tylko w ramach niektórych macierzy percepcyjnych. W innych przypadkach odginają się. To oznacza, że jest niewykrywalny, chyba że wizualnie, a to też możemy wyłączyć. Nie ma masy, nie ma objętości; ma tylko bezwładność. A to oznacza, że zabranie go na pokład statku z napędem hiperstatycznym spowoduje rozbrojenie sterowania napędem. Dwa albo trzy gramy czegoś takiego w pobliżu układu bezwładność-staza wywołają niezrównoważone naprężenie. Taka jest jego główna funkcja. Przeszmuglujemy to na pokład statku Najeźdźców i wyeliminujemy go z gry. A cała reszta to już dziecinna zabawa. Nieoczekiwana właściwość spolaryzowanej materii w pamięci rozciągliwej.

Minęli kolejne łukowato sklepione przejście i przeszli do następnego pomieszczenia.

— Odprężona do dowolnego kształtu w czasie i skodyfikowana struktura tej bryły jest przechowywana w molekułach. — Baron rzucił okiem na gablotę. — To naprawdę proste. A tutaj — wskazał gestem gabloty pod ścianą — jest prawdziwa broń: jakieś trzy tysiące planów obejmujących tę spolaryzowaną bryłę metalu. „Bronią” jest wiedza o tym, co można zrobić z tym, co się ma. W walce wręcz piętnastocentymetrowe ostrze z wanadu może być śmiercionośne. Wbite bezpośrednio w górną część oka przetnie ukośnie płaty czołowe, a jeśli potem szybko przechyli je się w dół, przebije móżdżek i spowoduje paraliż ogólny; pchnięte silnie przetnie połączenie między rdzeniem przedłużonym a rdzeniem kręgowym: śmierć. Tego samego kawałka drutu można użyć do spięcia modułu komunikacyjnego 27-QX, który jest obecnie używany przez Najeźdźców w systemach stazy.

Rydra poczuła, jak napinają jej się mięśnie wzdłuż kręgosłupa. Wstręt, jaki przedtem w sobie stłumiła, powrócił z całą mocą.

— Następna wystawa przedstawia osiągnięcia Borgiów. Borgiami nazywam nasz wydział toksykologii. Najpierw znów kilka barbarzyńskich produktów. — Wyjął z uchwytu ściennego zapieczętowaną szklaną fiolkę. — Czysta toksyna błonicy. Wystarczy, żeby zatruć zbiornik wody i wytruć średniej wielkości miasto.

— Ale standardowa procedura szczepień… — przerwała mu Rydra.

— Toksyna błonicy, moja droga. Toksyna! Dawno temu, kiedy choroby zakaźne stanowiły problem, badano zwłoki ofiar błonicy i nie znajdowano niczego poza paroma setkami tysięcy bakcyli, a wszystkie w gardle ofiary. Nigdzie indziej. W przypadku jakiegokolwiek bakcyla to wystarcza najwyżej do wywołania niewielkiego kaszlu. Odkrycie, co się naprawdę dzieje, wymagało wielu lat pracy. Ta niewielka liczba bakterii wytwarzała jeszcze mniejszą ilość pewnej substancji, która jest najbardziej śmiercionośnym związkiem organicznym, jaki znamy. Ilość potrzebna do zabicia jednego człowieka — och, nawet trzydziestu albo czterdziestu ludzi — jest praktycznie niewykrywalna. Aż do teraz jedyny sposób jej otrzymania polegał na zmuszeniu do pracy usłużnych pałeczek błonicy. Borgiom udało się to zmienić. — Wskazał inną fiolkę. — Cyjanek, odwieczny koń bojowy! I ten złowieszczy zapach migdałów — czy jest pani głodna? Możemy w każdej chwili podać koktajle.

Potrząsnęła głową, szybko i stanowczo.

— A teraz pyszności. Katalizatory. — Przesunął ręką wzdłuż rzędu fiolek. — Daltonizm, całkowita ślepota, niemożność rozróżniania tonów, całkowita głuchota, ataksja, amnezja, i tak dalej, i tak dalej. — Opuścił dłoń i uśmiechnął się jak głodny gryzoń. — A wszystkie one wywoływane właśnie przez te substancje. Rozumie pani, problem z wywołaniem tak konkretnego skutku polega na tym, że trzeba by wprowadzić ich stosunkowo duże ilości. Jakąś jedną dziesiątą grama czy nawet więcej. A więc katalizatory. Żadna z substancji, którą pani pokazałem, nie wywoła żadnego skutku, nawet po połknięciu całej fiolki. — Wziął ostatni pojemnik, który wskazał, i nacisnął przycisk na jego końcu. Rozległ się cichy syk uciekającego gazu. — Aż do tej chwili był to całkowicie niegroźny rozproszony steryd.

— Który aktywuje te trucizny, by dawały… pożądany skutek?

— W rzeczy samej — uśmiechnął się baron. — A katalizatorem może być coś w dawce tak mikroskopijnej jak wspomniana toksyna błonicy. Zawartość tego błękitnego słoika może panią przyprawić o lekki ból żołądka i niewielki ból głowy, trwające przez jakieś pół godziny. Nic groźniejszego. Zielony słoik obok niego: całkowita atrofia kory mózgowej w ciągu tygodnia. Ofiara na resztę życia zamienia się w warzywko. Słoik purpurowy: śmierć. — Uniósł ręce spodami dłoni w górę. — Umieram z głodu. — Ręce opadły. — Idziemy na kolację?

Spytaj go, co jest w tamtym pokoju, powiedziała sobie w duchu, i pewnie odsunęłaby to od siebie jako chwilową ciekawość, ale myślała po baskijsku: była to wiadomość od jej niewidocznego bezcielesnego strażnika, stojącego obok.

— Kiedy byłam dzieckiem, panie baronie — przesunęła się w kierunku drzwi — niedługo po tym, jak przyleciałam na Ziemię, zostałam zaprowadzona do cyrku. Wtedy po raz pierwszy widziałam naraz tyle rzeczy tak blisko siebie, że było to fascynujące. Dałam się zabrać do domu dopiero godzinę po tym, jak wszyscy inni zaczęli się zbierać. Co ma pan w tym pokoju?

Zaskoczenie widoczne w drgnięciu drobnych mięśni na jego czole.

— Proszę mi pokazać.

Skinął głową z drwiącą, półformalną przychylnością.

— Nowoczesną wojnę można toczyć na wielu tak cudownie różnych poziomach — mówił dalej, maszerując u jej boku, jakby nie padła żadna propozycja przerwy w zwiedzaniu. — Można wygrać bitwę, dbając tylko o to, by wojsko miało dość muszkietów i toporów bojowych, takich jak ten, który widziała pani w pierwszej sali; albo też umieszczając piętnastocentymetrowy drut wanadowy w module łączności 27-QX. Rozkazy dotrą za późno, spotkanie nigdy nie dojdzie do skutku. Broń do walki wręcz, zestaw biwakowy plus szkolenie, mieszkanie i wyżywienie: trzy tysiące kredytów na zwerbowanego gwiazdowca przez okres dwóch lat aktywnej służby. Dla garnizonu składającego się z tysiąca pięciuset żołnierzy to już wydatek rzędu czterech milionów pięciuset tysięcy kredytów. Ten garnizon wymaga trzech hiperstatycznych okrętów bojowych, które, w pełni wyposażone, będą kosztowały jakieś półtora miliona kredytów za sztukę — co razem daje koszty w wysokości dziewięciu milionów kredytów. Raz wydaliśmy jakiś milion na szkolenie jednego szpiega czy sabotażysty. To raczej wydatek wyższy niż zwykle. A nie przypuszczam, by piętnastocentymetrowe ostrze z wanadu mogło kosztować jedną trzecią centa. Wojna jest kosztownym przedsięwzięciem. A choć trochę to trwało, w kwaterze administracyjnej Sojuszu zaczęto sobie zdawać sprawę z tego, że subtelność się opłaca. — Tędy, panno… pani kapitan Wong.