— Ślimaku, weź dzieci i pomóżcie przy wyciągarkach. Tarik mówił, że przydałaby się im pomoc.
Ślimak poprowadził pluton do wyciągu krzesełkowego, który opadał w dół ładowni „Jebel”.
— …dobrze, a jak dotrzecie na dół, idźcie do faceta w czerwonej koszuli, żeby wam dał coś do roboty. Tak, do roboty. Nie patrz na mnie z takim zdziwieniem. Kile, przypnij się. Na dół jest prawie sto metrów i gdybyś spadł, to mógłbyś się solidnie potłuc w główkę. Hej, wy dwaj, przestańcie. Wiem, że on zaczął. Jedźcie na dół i postarajcie się do czegoś przydać…
Rydra patrzyła na maszyny i zapasy organiczne z dwóch statków — Sojuszu i Najeźdźców — przewożone przez zespoły demontujące, które pracowały przy obu wrakach i licznych zniszczonych krążownikach. Sterty skrzyń stały w całej ładowni.
— Zaraz wyrzucamy za burtę krążowniki. Obawiam się, że „Rimbaud” poleci z nimi. Czy jest coś, co chciałaby pani zabrać z pokładu, pani kapitan? — Odwróciła się, słysząc głos Tarika.
— Jest tam trochę ważnych papierów i nagrań. Zostawię tu pluton i wezmę oficerów ze sobą.
— Doskonale. — Tarik stanął obok niej przy poręczy. — Jak tylko tu skończmy, wyślę załogę, żeby przeniosła ciężkie rzeczy.
— To nie będzie… — zaczęła. — Och, rozumiem. Potrzebujecie paliwa.
Tarik skinął głową.
— I elementów układu stazy, i części zapasowych do statków pająków. Ale nie dotkniemy „Rimbauda”, dopóki wy z nim nie skończycie.
— Rozumiem. Chyba tak będzie najlepiej.
— Jestem pod wrażeniem — zmienił temat Tarik — tego, jak poradziła sobie pani z rozplątaniem sieci Najeźdźców. Ta formacja zawsze sprawiała mi dużo kłopotu. Rzeźnik mówi, że rozplątała ją pani w pięć minut, a straciliśmy tylko jednego pająka. To rekord. Nie wiedziałem, że jest pani równie dobrym strategiem jak poetką. Ma pani wiele talentów. Co za szczęście, że Rzeźnik odebrał tę wiadomość. Ja nie jestem aż tak dobry, żebym był w stanie wypełniać pani polecenia w tym zamieszaniu. Gdyby wyniki nie były tak godne pochwały, musiałbym go zbesztać. Ale, z drugiej strony, jego decyzje zawsze przynosiły mi korzyści. — Popatrzył w otchłań.
Na zawieszonej platformie w środku rozsiadł się były więzień, w milczeniu nadzorując całą operację.
— To ciekawy człowiek — rzekła Rydra. — Za co siedział?
— Nigdy go nie pytałem — odparł Tarik, unosząc podbródek — a on mi nie powiedział. Na pokładzie „Jebel” jest mnóstwo ciekawych ludzi. A prywatność jest bardzo ważna na małej przestrzeni. Och, tak. Za jakiś miesiąc dowie się pani, jak malutka jest „Góra”.
— Przepraszam — speszyła się Rydra. — Nie powinnam była pytać.
Całą część przednią spalonego krążownika Najeźdźców wieziono korytarzem na długim na siedem metrów przenośniku. Demontujący uwijali się dookoła z przebijakami i laserowymi nożami. Suwnice złapały olbrzymi kadłub i zaczęły go wolno obracać.
Robotnik pracujący przy bulaju krzyknął nagle i odskoczył. Jego narzędzia rozsypały się przy grodzi. Bulaj odskoczył i w otworze pojawiła się postać w srebrzystym skafandrze; spadła osiem metrów w dół, na taśmę przenośnika, przetoczyła się, by uniknąć wypustów, stanęła, zeskoczyła trzy metry w dół na podłogę i zaczęła biec. Kaptur spadł jej z głowy, ukazując brązowe włosy, które powiewały szaleńczo, gdy zmieniała kierunek, usiłując uniknąć przesuwających się płóz. Poruszała się szybko, ale z jakąś nieporadnością. Rydra spostrzegła, że to, co brała za otyłość, jest co najmniej siedmiomiesięczną ciążą. Mechanik rzucił w kobietę kluczem, ale uchyliła się i trafił ją w udo. Biegła w stronę otwartej przestrzeni między nagromadzonymi skrzynkami.
Powietrze przeszył syk: zatrzymała się, po czym opadła na podłogę, siadając ciężko. Syk powtórzył się; upadła na bok, kopiąc jedną nogą; znów kopnęła.
Na wieży Rzeźnik włożył wibropistolet do kabury.
— To nie było konieczne — powiedział dziwnie cicho Tarik.
— Czy nie mogliśmy… — Wydawało się, że nie da się niczego zaproponować. Na twarzy Tarika malowały się ból i ciekawość. Nie był to, uświadomiła sobie, ból wywołany podwójną śmiercią, jaka właśnie dokonała się na dole, ale rozgoryczenie dżentelmena przyłapanego na czymś nieładnym. Ciekawość zaś dotyczyła jej reakcji. Rydra wiedziała, że gdyby zareagowała na skurcz żołądka, mogłoby ją to kosztować życie. Wiedziała też, co Tarik chce powiedzieć, więc powiedziała to za niego: — Często zatrudniają ciężarne kobiety na pilotów okrętów bojowych, bo mają szybszy refleks. — Patrzyła, czy się odpręża, i rzeczywiście jego napięcie zelżało.
Rzeźnik właśnie schodził z wyciągu krzesełkowego na chodnik. Podszedł do nich, z niecierpliwością waląc się pięścią po prążkowanym udzie.
— Powinni prześwietlać, zanim zaczną demontować. Nie słuchają. Drugi raz w ciągu dwóch miesięcy! — prychnął.
Poniżej pluton z ludźmi z „Jebel” uwijał się przy kadłubie.
— Następnym razem prześwietlą. — Głos Tarika był nadal cichy i chłodny. — Rzeźniku, najwyraźniej wzbudziłeś ciekawość kapitan Wong. Zastanawiała się, jakim jesteś człowiekiem, a ja naprawdę nie byłem w stanie jej powiedzieć. Może ty jej wyjaśnisz, dlaczego…
— Drogi panie — przerwała mu Rydra. Spojrzała na niego, po czym jej wzrok natrafił na ciemne spojrzenie Rzeźnika. — Chciałabym iść na mój statek i zabrać wszystko, zanim zaczniecie szaber.
Tarik wypuścił resztę powietrza, które trzymał w płucach od chwili, gdy wibropistolet syknął.
— Oczywiście.
— Nie, nie jest potworny, Mosiądz. — Otworzyła drzwi do kajuty kapitańskiej „Rimbauda” i weszła do środka. — Tylko… pragmatyczny. To po prostu…
Powiedziała mu jeszcze wiele więcej innych rzeczy, aż w końcu na jego obliczu ozdobionym kłami pojawił się uśmieszek. Potrząsnął głową.
— ‘o angielsku ’roszę, ani ka’itan. Nie rozumiem.
Wzięła z konsoli słownik i położyła go na tabelach.
— Przykro mi — odparła. — To jest paskudne. Ale kiedy się go nauczysz, wyrażanie czegokolwiek wyda ci się łatwe. Wyjmij te taśmy z odtwarzacza. Muszę je jeszcze raz przesłuchać.
— Co to jest? — Mosiądz przyniósł taśmy.
— Transkrypcje ostatnich dialogów w Babel-17, tych ze Stoczni Wojennej, bezpośrednio poprzedzających nasz start. — Włożyła jedną do odtwarzacza i włączyła go.
W pomieszczeniu rozległ się melodyjny zaśpiew podzielony na dziesięcio- i dwudziestosekundowe fragmenty, które była w stanie zrozumieć. Spisek, mający na celu przejęcie TW-55, był opisany z halucynacyjną wyrazistością. Kiedy dotarła do miejsca, którego nie rozszyfrowała, stanęła rozdygotana przed ścianą niezrozumienia. Gdy słuchała i pojmowała, poruszała się w psychodelicznych wyobrażeniach. Gdy zrozumienie ją opuszczało, oddech w szoku opuszczał też jej płuca i musiała zamrugać, potrząsnąć głową, znów przez przypadek ugryźć się w język, zanim ponownie była w stanie rozumieć.
— Pani kapitan?
To Ron. Odwróciła nieco bolącą już głowę, by spojrzeć na niego.
— Pani kapitan, nie chciałem przeszkadzać.
— Nie szkodzi — odparła. — Co się stało?
— Znalazłem to w Melinie Pilota. — Podał jej małą szpulę z taśmą.
Mosiądz nadal stał przy drzwiach.
— Co ona robiła w mojej części statku?
Rysy twarzy Rona walczyły ze sobą o przybranie jakiegoś wyrazu.
— Właśnie ją włączyłem, razem ze Ślimakiem. To jest prośba kapitan Wong — albo kogoś innego — do kontroli lotów Stoczni Wojennej o zgodę na start i sygnał pełnej gotowości do startu dla Ślimaka.