Rydra zastanawiała się, co by się stało, gdyby przetłumaczyła swoje postrzeganie ruchów ludzi i tików nerwowych na Babel-17. Teraz rozumiała już, że nie jest to tylko język, ale elastyczna macierz możliwości analitycznych, gdzie to samo „słowo” definiuje naciski w splotach bandaża i formację obronną okrętów bojowych. Co by się stało, gdyby zastosować go do opisu naprężeń i rozluźnień ludzkiej twarzy? Może mrugnięcie powiek i drgnięcie palców stałoby się matematyką, pozbawioną znaczenia. Czy może… Gdy tak rozmyślała, jej umysł przestawił się na niezwykłą zwięzłość Babel-17. Rozejrzała się dookoła: głosy.
Dookoła niej ludzie siedzieli odprężeni, a obsługujący biegali między stołami a ladami, na których parowały pieczone mięsiwa i smażone owoce. Siedziała w wielkiej wspólnej sali, a ludzie zbierali się na wieczorny posiłek, i była świadoma wielu innych rzeczy. Zajmowali miejsca; wniesiono najpierw dzban, potem chleb, zauważyła to i uśmiechnęła się, ale widziała o wiele więcej. Rozszerzając i definiując jeden przez drugi, nie same głosy, ale umysły, które je generowały, splatając jeden z drugim, teraz wiedziała, że mężczyzna, który właśnie wkroczył do hallu, jest pogrążonym w żałobie bratem Racicy, a dziewczyna, która ich obsługiwała, jest zakochana w młodym zmarłym z sektora bezcielesnych, on zaś łaskocze ją w jej snach, wzbudzając niesprecyzowany głód; widziała brzuchatą bestię z zębami w jednym człowieku, spokojne jezioro w drugim i — w tej chwili — znajome młodzieńcze zamieszanie, gdy wkroczył pluton „Rimbauda”, rozdając sobie kuksańce, prowadzony przez bardzo zatroskanego Ślimaka, a dalej, pośród żywiołowości, głodu i miłości, strach! Rozbrzmiewał gongiem w hallu, wcinał się czerwonymi błyskami w przypływ barwy indygo, a ona szukała Tarika i Rzeźnika, bo to ich imiona były w tym strachu, ale nie znalazła żadnego z nich w pomieszczeniu; był za to chudy facet nazwiskiem Geoffry Cord, w którego mózgu skrzyżowane druty strzelały iskrami i trzeszczały Zadać śmierć nożem ukrytym w nogawce oraz Moim stalowym językiem wyrąbię sobie drogę na bocianie gniazdo na „Jebel”, a umysły dookoła niego szukały po omacku, umierały z głodu, mamrotały o humorze i przykrościach, kochając trochę i usiłując znaleźć coś więcej, wszystkie zakreskowane oczekiwaniem na zbliżający się posiłek, a niektóre wyczekujące, jakie też ciekawe przedstawienie zaproponuje im dziś sprytny Klik, umysły aktorów pantomimy były skoncentrowane na przedstawieniu, ale wyszukiwali w tłumie ludzi, z którymi wcześniej pracowali i spali, jeden starszy nawigator z kwadratową głową podbiegł, by dać dziewczynie, która w sztuce miała grać zakochaną, srebrną sprzączkę, którą sam zrobił i ozdobił napisem, by przekonać się, czy będzie odgrywała miłość dla niego, ale przez cały czas jej umysł powracał do alarmującego Geoffry’ego Corda. Muszę to zrobić dziś wieczorem, gdy zbiorą się aktorzy, lecz nie była w stanie skupić się na niczym poza tą naglącą sytuacją, patrzyła, jak się wije i miota w swoich knowaniach, by podbiec, gdy zacznie się pantomima, jakby po prostu chciał lepiej widzieć, prześlizgnąć się za Widziała o wiele więcej poza małym demonicznym błaznem na scenie, który mówił „Zanim rozpoczniemy nasze wieczorne przedstawienie, chciałbym poprosić naszego gościa, panią kapitan Wong, o wygłoszenie przemówienia; może nawet wyrecytuje jakiś wiersz”. I bardzo małą częścią umysłu — a była to naprawdę mała część — rozumiała że musi wykorzystać tę okazję, by go zadenuncjować. stołem, przy którym miał zasiąść Tarik, a następnie zatopić ostrze pod jego żebrami wężowym ciosem, żłobkowany metal pokryty paraliżująca trucizną, a potem schrupać wydrążony ząb, wypełniony hipnotycznym narkotykiem, więc kiedy go pojmą, pomyślą, że działał pod czyimś wpływem, a on opowie jakąś szaloną historię, zaszczepioną na hipnotycznym poziomie świadomości przez wiele bolesnych godzin spędzonych w osobofiksie; powie, że działał zmuszony przez Rzeźnika, a potem zaaranżuje wszystko tak, by zostać z Rzeźnikiem sam na sam i ugryzie go w rękę lub w nogę, wstrzykując mu ten sam narkotyk, którym zatruł siebie, a olbrzymi skazaniec stanie się bezbronny i on będzie mógł nad nim panować, a kiedy Rzeźnik ostatecznie zostanie Świadomość ta błyskawicznie zasłoniła wszystko inne, ale potem znów przybrała właściwe rozmiary, gdyż ona wiedziała, że nie może pozwolić Cordowi, by uniemożliwił jej dotarcie do Kwatery Sojuszu, więc wstała i podeszła do sceny, a idąc, wyciągnęła z umysłu Corda śmiertelne ostrze, idealnie dopasowane do pęknięć w Geoffrym Cordzie. panem „Jebel” po zamordowaniu Tarika, Geoffry Cord będzie porucznikiem Rzeźnika, tak jak Rzeźnik był porucznikiem Tarika, a „Jebel Tarik” stanie się „Jebel Rzeźnik”, Geoffry będzie sterować Rzeźnikiem tak samo, jak pewnie Rzeźnik steruje Tarikiem, i zapanują rządy silnej ręki, a wszyscy obcy zostaną zrzuceni z góry, wyrzuceni w próżnię, a oni zaatakują wszystkie statki w Rozpadlinie, Najeźdźców, Sojusz, statki cienie, a Rydra oddarła swój umysł od jego umysłu, prześlizgnęła się szybko po powierzchni Jej strach wyrwał ją z potężnego obrazu statku, i wyczuwała jego schizmatyczne zakresy, i przetrwała to, i odkryła, że jego strach jest porowaty, porowaty jak gąbka. umysłu Tarika i Rzeźnika, i nie dostrzegła żadnej hipnozy, ale także zauważyła, że nic nie wiedzą o zdradzie i jej własnym opóźnionym strachu, uwalniającym ją od tego, co czuła, od osuwania się i pluskania w podwojonych i przepołowionych głosach i nie-tak, mogła, nawet gdy kroczyła, wybierając słowa i obrazy, które miały dać jej pęd i pchnąć ją w jego stronę, w stronę jego zdrady, i nie-tak, nagle poraził ją jego strach i rykoszet, cofnęła się do pojedynczego wiersza, który przebijał poprzez percepcję i działanie, mowę i komunikację, nie-tak, teraz stały się jednym, wybierając dźwięki, które miały kusić z celowością wydłużonego czasu, i dotarła do podium przed potężną bestią, Klikiem, i wspięła się na nie, wsłuchując się w głosy, które śpiewały w panującej w hallu ciszy, i rzuciła słowa z procy swego wibrującego głosu, aby zawisły poza nią, a ona patrzyła na nich i patrzyła, jak on patrzy: rytm, który dla większości zebranych w hallu był niedostrzegalny, dla niego był bolesny gdyż był zsynchronizowany z procesami jego
Dobra, Cord, aby zostać panem tych czarnych koszar, należących do Tarika, musiałbyś mieć coś więcej niż pieśń szakala, albo brzuch pełen morderstwa czy kolana z galarety. Otwórz usta i ręce. Aby zrozumieć potęgę, użyj, proszę, swego sprytu. Ambicja jak płynny rubin plami ci mózg zrodzona z chęci zabijania. Kołyszesz się pod łukiem śmierci, mówisz, żeś ofiara, za każdym razem, gdy napełniasz puchar z czaszki morderstwem. To ona kieruje ruchami twoich palców w stronę ostrza, od dawna skrytego w skórzanej pochwie, by wybrać plan, zrodzony z twych blednących palców; byłeś bezpieczny w zaginionych światach zadziwienia, pod gibkim sykiem osobofiksu, zapisując fałszywe wspomnienia, by paplały gdy rozlegnie się grzmot zmiany Tarika. Wbijasz szpilki w brzoskwinie, wtykasz swoje dziwne ostrze z nacinanymi zębami, a długie i silne wiersze moich znaczeń zmuszają cię, byś zmienił zdanie z błyszczącego na ciemne. Teraz słyszysz pieśń jak przetarty kord, a ona rozkazuje ci: wystąp, zabójco. ciała,
by
uderzyć