Równomobil toczył się, ciepła bryza suszyła błoto na jego ramionach, długa trawa syczała pod oponami.
Rzeźniku!
Ale to ja, Rydro.
Wiem. Ale ja…
Dwa tygodnie później musiałem zrobić to samo Mr Bigowi.
Co mu obiecałeś? Dokąd miałeś go zabrać?
Do kasyn na Minosie. A raz musiałem się przyczaić…
— choć to było jego ciało, przykucnięte w zielonej poświacie Kreto, oddychające szeroko otwartymi ustami, by stłumić wszelkie dźwięki, niepokój był jej, był strachem, który udało jej się opanować. Ładowacz w czerwonym mundurze zatrzymuje się i przeciera twarz chusteczką. On wyskakuje szybko, klepie go w ramię. Ładowacz odwraca się zaskoczony i wyrzuca ręce spodami dłoni do przodu. Kogucie ostrogi rozszarpują mu brzuch, jelita wylewają się na platformę, a on biegnie, słysząc alarm, przeskakuje worki z piaskiem, łapie cumę i owija ją wokół zaskoczonej twarzy strażnika stojącego po drugiej stronie, który odwrócił się i zobaczył go, z wyciągniętymi rękami —
— wydostałem się na otwartą przestrzeń i uciekłem, wyjaśnił jej. Zacieranie śladów zadziałało i Węszyciele nie wytropili mnie wśród rozpadlin pełnych lawy.
Otwieram cię, Rzeźniku. Czy ten cały bieg otwiera mnie?
Czy to boli, czy to pomaga? Nie wiem.
Ale w twoim umyślą nie było słów. Nawet Babel-17 był jak szum mózgu w komputerze wykonującym wyłącznie analizę synaptyczną.
Tak. Teraz zaczynasz rozumieć.
— stoi, drżąc, w wypełnionej rykiem jaskini na Dis, w której łonie przebywał przez dziewięć miesięcy, zjadł całe pożywienie, psa Lonny’ego i samego Lonny’ego, który zamarzł na śmierć próbując wspiąć się na lodowy kopiec — aż nagle planetoida wymknęła się z cienia Cyklopów i rozjarzona Ceres zabłysła na niebie, a po czterdziestu minutach jaskinia wypełniła się wodą sięgającą mu do pasa. Kiedy wreszcie uwolnił swoje skoko-sanie, woda była ciepła, a on lepił się od potu. Popędził z najwyższą prędkością po trzykilometrowej linii terminatora, programując automatycznego pilota na chwilę przed tym, jak stracił przytomność z gorąca, zanim zanurzył się w Götterdämmerung.
Rzeźniku, muszę odnaleźć ciebie w zakamarkach twojej zagubionej pamięci. Kim byłeś, zanim znalazłeś się w Nueva-nueva Jorku?
Obrócił się łagodnie w jej stronę. Boisz się, Rydro? Jak dawniej…
Nie, nie jak dawniej. Uczysz mnie czegoś, czegoś, co podkopuje cały mój obraz świata i mnie samej. Przedtem myślałam, że się boję, bo nie umiałam zrobić tego co ty, Rzeźniku. Biały płomień stał się błękitny, ochronny, i drżał. Ale bałam się, bo mogłam robić te wszystkie rzeczy, z moich własnych powodów, nie z twojego braku powodów, bo ja jestem, a ty jesteś. Jestem o wiele większa, niż mi się wydawało, Rzeźniku, i nie wiem, czy ci za to dziękować, czy cię przeklinać za to, że mi to pokazałeś. Coś wewnątrz krzyczało, jąkało się, znieruchomiało. Oddała milczenie, które mu zabrała, ze strachem, i milczenie, w którym coś czekało, aż przemówi, sama, po raz pierwszy.
Spójrz na siebie, Rydro.
Odbita w nim, dostrzegła, jak rośnie w jej świetle, ciemność bez słów — sam szum, rośnie! I krzyczała na jego nazwę i kształt.
Zniszczone płytki! Rzeźniku, te taśmy można było nagrać tylko wtedy, kiedy ja byłam przy mojej konsoli! Oczywiście!
Rydro, możemy nad tym panować, jeśli to nazwiemy.
Jakbyśmy mogli, teraz? Najpierw musimy nazwać sami siebie. A ty nie wiesz, kim jesteś.
Twoje słowa, Rydro, czy nie możemy jakoś użyć twoich słów, żeby się dowiedzieć, kim jestem?
Nie moich słów, Rzeźniku. Ale może twoich. Może Babel-17.
Nie…
Ja jestem, wyszeptała, uwierz mi, Rzeźniku, a ty jesteś.
3.
Kwatera Główna, pani kapitan. Proszę rzucić okiem przez hełm czuciowy. Te sieci radiowe przypominające fajerwerki i korporacyjne dusze mówią mi, że to pachnie jak zapiekanka z peklowanej wołowiny i smażone jajka. Hej, dzięki za posprzątanie. Kiedy żyłem, miałem uczulenie na kurz i nigdy się go nie pozbyłem.
Głos Rydry:
— Załoga opuści statek z kapitanem i Rzeźnikiem. Załoga zabierze ich do generała Forestera i nie pozwoli, żeby ich rozdzielono.
Głos Rzeźnika:
— W kajucie kapitańskiej na konsoli jest taśma zawierająca gramatykę języka Babel-17. Ślimaku, wyślij natychmiast tę taśmę do doktora Markusa T’mwarby na Ziemię, przesyłką specjalną. Potem poinformuj doktora T’mwarbę gwiazdofonem, że taśma została wysłana, o której godzinie i co zawiera.
— Mosiądzu, Ślimaku! Tam się dzieje coś dziwnego! — Ron przerwał transmisję z kajuty kapitańskiej. — Czy kiedyś słyszeliście, żeby tak gadali? Hej, pani kapitan, o co chodzi?
CZĘŚĆ PIĄTA
MARKUS T’MWARBA
1.
Szpula z taśmą, ważny rozkaz generała Forestera i wściekły dr T’mwarba dotarli do biura Danila D. Applebypego w odstępie trzydziestosekundowym.
Właśnie otwierał płaskie pudełko, kiedy hałas zza przepierzenia zmusił go, by uniósł wzrok.
— Michaelu — rzucił przez interkom — co tam się dzieje?
— Przyszedł jakiś wariat, który podaje się za psychiatrę!
— Nie jestem wariatem! — rzekł głośno T’mwarba. — Ale wiem, jak długo idzie przesyłka z Kwatery Głównej Sojuszu na Ziemię, i powinna była znaleźć się w moim mieszkaniu dziś z poranną pocztą. Nie zjawiła się, co oznacza, że została zatrzymana, a właśnie tu się odbywają takie rzeczy. Proszę mnie wpuścić.
Drzwi uderzyły o ścianę i wszedł.
Michael wyciągnął szyję, żeby coś widzieć.
— Hej, Dan, strasznie przepraszam. Zadzwonię po…
T’mwarba wskazał biurko.
— To moje. Dawać.
— Michaelu, nie trzeba — rzekł celnik, zanim drzwi trzasnęły powtórnie. — Dzień dobry, doktorze T’mwarba. Może pan siądzie? Ta przesyłka jest zaadresowana do pana, prawda? Proszę nie robić takiej zdziwionej miny, przecież pana znam. Zajmuję się integracją psychoindeksów ze względów bezpieczeństwa, więc cały nasz wydział zna pańskie doskonałe prace na temat dyferencjacji schizoidalnej. Cieszę się, że mogę pana poznać osobiście.
— Dlaczego nie mogę dostać mojej paczki?
— Sekundkę, zaraz się dowiem. — Wziął do ręki rozkaz, a dr T’mwarba sięgnął po paczkę i włożył ją do kieszeni.
— Teraz może pan wyjaśniać.
Celnik otworzył list.