Po drugiej stronie stołu Mollya sięgnęła po smukłą czerwoną butelkę i zaczęła jej się badawczo przyglądać.
— Keczup — wyjaśnił T’mwarba.
— Ooooch! — syknęła Mollya i odstawiła butelkę na adamaszkowy obrus.
— Szkoda, że Diavala tu nie ma. — Ślimak rozsiadł się wygodnie i przestał gapić się na doktora. — To prawdziwy artysta rzeźbiący w karbosyncie, potrafi z tego, co wychodzi z podajnika białkowego, stworzyć bażanta nadziewanego orzechami, filet z lucjana w majonezie i dobre, solidne żarcie dla głodnej załogi statku. Ale takie coś? — Ostrożnie rozsmarował musztardę na bułeczce. — Dajcie mu funt prawdziwego mięsa, a założę się, że wybiegnie z kambuza, bo będzie się bał, że go ugryzie.
— A co się stało z ’anią ka’itan? — spytał Mosiądz. — Wszyscy chcieli o to s’ytać.
— Nie wiem. Ale jeśli powiecie mi wszystko, co wiecie, to może uda mi się coś z tym zrobić.
— Kolejny ’owód, dla którego nikt nie chce nic ’owiedzieć — mówił dalej Mosiądz — jest taki, że ktoś z nas nie chce, żeby ’an coś dla niej robił. Ale nie wiemy, kto to.
Pozostali znów umilkli.
— Na statku był sz’ieg. Wszyscy o tym wiemy. Dwa razy ’róbował zniszczyć statek. Chyba on jest od’owiedzialny za to, co się stało z ’anią ka’itan i Rzeźnikiem.
— Wszyscy tak przypuszczamy — dodał Ślimak.
— I tego właśnie nie chcieliście powiedzieć gwiazdowcom?
Mosiądz skinął głową.
— Powiedz mu o płytkach i oszustwie przy starcie, zanim dotarliśmy do Tarika — rzekł Ron.
Mosiądz opowiedział wszystko.
— Gdyby nie Rzeźnik — pstryknął znów bezcielesnofon — wskoczylibyśmy do normalnej przestrzeni w supernowej Łabędź-24. Rzeźnik przekonał Tarika, żeby nas wyciągnął i wziął na pokład.
— Ach, tak. — Doktor T’mwarba rozejrzał się wokół stołu. — Zatem jeden z was jest szpiegiem.
— To może być ktoś z dzieciaków — podsunął Ślimak. — Niekoniecznie ktoś z siedzących przy tym stole.
— Jeśli tak jest — rzekł T’mwarba — to mówię teraz do całej reszty. Generał Forester nie mógł z was niczego wydobyć. Rydra potrzebuje pomocy. To naprawdę proste.
Przedłużającą się ciszę przerwał Mosiądz.
— Niedawno straciłem statek z ’owodu Najeźdźców, doktorku; cały ’luton dzieciaków i ’onad ’ołowę oficerów. Umiem nieźle walczyć i byłem dobrym ’ilotem, jak służyłem ’od innymi ka’itanami, ale ’o tej aferze z Najeźdźcami zostałem ’echowcem. Ka’itan Wong jest nie z tego świata. Ale skądkolwiek by była, ma zasady, i dzięki tym zasadom ’owiedziała mi: „‘odoba mi się twoja robota i chcę cię zatrudnić”. A ja jestem jej wdzięczny.
— Ona tyle wie — wtrącił Calli. — To był najbardziej szalony rejs, jaki mi się trafił. Światy. Właśnie o to chodzi, doktorku. Ona skacze od świata do świata i zabiera cię ze sobą. Kto ostatni raz zabrał mnie do barona na kolację i aferę szpiegowską? A następnego dnia jadłem z piratami. A teraz jestem tu. Pewnie, że chcę pomóc.
— Calli strasznie się przejmuje swoim żołądkiem — przerwał mu Ron. — A najważniejsze jest, że ona zmusza do myślenia, doktorku. Dzięki niej zacząłem myśleć o Mollyi i Callim. Wie pan, ona była w Trójce z Muelsem Aranlyde, facetem, który napisał Gwiazdę Imperium. Pewnie pan wie, skoro był pan jej lekarzem. Tak czy inaczej, człowiek zaczyna myśleć o tym, że na innych światach też są ludzie — jak mówi Calli — i ci ludzie tworzą broń, i piszą książki, i te światy są prawdziwe. Jak się w nie uwierzy, człowiek zaczyna wierzyć w siebie. A kiedy ktoś, kto potrafi coś takiego, potrzebuje pomocy, to się pomaga.
— Doktorze — odezwała się Mollya — ja byłam martwa. Ona mnie ożywiła. Co mogę zrobić?
— Powiedz mi o wszystkim, co wiesz — nachylił się i splótł palce — o Rzeźniku.
— O Rzeźniku? — spytał Mosiądz. Cała reszta wyglądała na zdziwionych. — Dlaczego o nim? Nie wiemy o nim nic ’oza tym, że on i ’ani ka’itan muszą być ze sobą blisko.
— Byliście razem na pokładzie statku przez trzy tygodnie. Opowiedzcie mi o wszystkim, co robił.
Spojrzeli po sobie w milczeniu.
— Czy cokolwiek sugerowało, skąd on może być?
— Z Titina — odparł Calli. — Ma piętno na ramieniu.
— Zanim trafił na Titin, jakieś pięć lat wcześniej. Wiecie, problem polega na tym, że on sam nie wie.
Wyglądali na jeszcze bardziej zmieszanych.
— Jego język — odezwał się w końcu Mosiądz. — Ka’itan mówiła, że on mówił językiem, w którym nie ma ’ojęcia „ja”.
Doktor T’mwarba skrzywił się jeszcze bardziej, a bezcielesnofon przemówił znów:
— Ona go nauczyła, jak odróżniać „ja” od „ty”. Spacerowali wieczorem po cmentarzu, a my unosiliśmy się nad nim, więc słyszeliśmy, jak uczy go rozróżniać.
— „Ja” — mruknął T’mwarba — to już jakiś punkt zaczepienia. — Rozsiadł się wygodnie. — To zabawne. Wydawało mi się, że wiem o Rydrze wszystko, czego tylko można się dowiedzieć. A tymczasem wiem tak niewiele o…
Bezcielesnofon pstryknął po raz trzeci.
— Nie wie pan o gwarku.
T’mwarba był zaskoczony.
— Oczywiście, że wiem. Byłem tam.
Bezcielesna załoga zaśmiała się cicho.
— Ale nigdy nie powiedziała panu, dlaczego się tak wystraszyła.
— Była to histeryczna reakcja związana z jej niedawną chorobą…
Znów widmowy rechot.
— Dżdżownica, doktorze T’mwarba. Ona wcale nie bała się ptaka. Bała się telepatycznego obrazu wielkiego robala, który pełznie w jej stronę; robala, którego wyobrażał sobie ptak.
— Powiedziała wam o tym? — A nigdy nie powiedziała tego mnie, tak miał zakończyć to zdanie, które rozpoczęło się złością, a zakończyło zdumieniem.
— Światy — powtórzył duch. — Czasem światy istnieją tuż przed naszymi oczami, a nigdy ich nie widzimy. Ta sala może być wypełniona fantomami — nigdy pan ich nie zobaczy. Nawet reszta załogi nie wie tak naprawdę, co w tej chwili mówimy. Ale pani kapitan Wong nigdy nie używała bezcielesnofonu. Znalazła sposób na rozmawianie z nami bez niego. Wędrowała po różnych światach i przyłączała się do nich — i to jest ważne — zarówno ona, jak i one rosły.
— W takim razie ktoś musi się dowiedzieć, z jakiego świata, twojego, mojego czy jej, pochodził Rzeźnik. — Pamięć podsunęła mu rytmiczne zakończenie i zaśmiał się. Inni zrobili zdumioną minę. — Robak. Gdzieś w raju, teraz, robak, robak. To był jeden z jej pierwszych wierszy. I nigdy nie przyszło mi to do głowy.
4.
— Mam być zadowolony? — spytał T’mwarba.
— Ma pan wykazać zainteresowanie — odparł generał Forester.
— Przyjrzał się pan mapie hiperstatycznej i odkrył, że próby sabotażu w ciągu ostatnich pięciu i pół roku odnotowano w normalnej przestrzeni w całej galaktyce, i znajdują się one w odległości skoku krążownikiem z Rozpadliny Specellego. Odkrył pan także, że podczas pobytu Rzeźnika na Titinie nie było żadnych „wypadków”. Innymi słowy, odkrył pan, że Rzeźnik może być odpowiedzialny za całe to zamieszanie i wynika to z miejsc jego fizycznego pobytu. Nie, wcale nie jestem zadowolony.
— Dlaczego?
— Bo on jest ważną osobą.