— Tak czy inaczej — mówiła dalej Rydra — Babel-17 jako język zawiera predefiniowany program, który kazał Rzeźnikowi stać się przestępcą i sabotażystą. Gdyby wypuścić kogoś pozbawionego pamięci w obcym kraju i wszczepić mu tylko słowa oznaczające narzędzia i części maszyn, prawdopodobnie zostałby mechanikiem. Odpowiednio manipulując jego słownictwem, można by równie łatwo zrobić z niego żeglarza albo malarza. Babel-17 jest również tak idealnie analitycznym językiem, że zapewnia techniczne mistrzostwo w każdej sytuacji, jaką można sobie wyobrazić. A brak pojęcia „ja” maskuje fakt, że choć to przydatny sposób radzenia sobie z wieloma rzeczami, nie jest jedyny.
— Chce pani powiedzieć, że z powodu tego języka można stać się wrogiem Sojuszu? — spytał generał.
— Cóż — odparła Rydra — przede wszystkim słowo oznaczające Sojusz w Babel-17 tłumaczy się dosłownie jako „ten-który-dokonał-inwazji”. A to dopiero początek. Zaprogramowano w nim mnóstwo diabolicznych rzeczy. Kiedy myślisz w Babel-17, wydaje ci się rzeczą doskonale logiczną zniszczenie własnego statku, a następnie zamaskowanie tego faktu autohipnozą, żeby nie udało ci się tego odkryć i powstrzymać samego siebie.
— Więc to jest nasz szpieg! — przerwał jej T’mwarba.
Rydra skinęła głową.
— Programuje on samowystarczalną schizoidalną osobowość w umyśle każdego, kto się go nauczy, wzmocnioną autohipnozą — co jest sprytne, gdyż wszystko w tym języku wydaje się „właściwe”, a każdy inny język sprawia wrażenie nieporadnego. Ta „osobowość” wykazuje główne pragnienie: zniszczyć Sojusz za wszelką cenę, a równocześnie ukryć się przed pozostałą częścią osobowości, dopóki pierwsza część nie będzie na tyle silna, żeby przejąć kontrolę. Coś takiego przydarzyło się nam. Nie mając doświadczeń Rzeźnika sprzed momentu przejęcia, nie byliśmy na tyle mocni, żeby zachować całkowitą kontrolę, ale przynajmniej udało się nam powstrzymać ich przed jakimiś destrukcyjnymi działaniami.
— Dlaczego nie udało im się zdominować cię całkowicie? — spytał T’mwarba.
— Nie liczyli na mój „talent”, Mocky — odparła Rydra. — Analizowałam to za pomocą Babel-17 i problem jest bardzo prosty. Ludzki układ nerwowy generuje szum radiowy. Oczywiście musiałbyś mieć antenę o średnicy kilku tysięcy kilometrów, żeby wyłapać w tym szumie cokolwiek, co mogłoby mieć jakiś sens. W istocie jedyną rzeczą o zbliżonej powierzchni jest układ nerwowy drugiego człowieka. Nieliczni ludzie, jak ja, po prostu mają nad nim lepszą kontrolę. Osobowości schizoidalne nie są aż tak silne, a ja mam pewną kontrolę nad szumem, który wysyłam. Po prostu zakłócałam ich.
— A co ja mam zrobić z tymi schizoidalnymi agentami, którzy kryją się w waszych czaszkach? Dokonać na was lobotomii?
— Nie — rzekła Rydra. — Kiedy chcesz naprawić komputer, to nie robisz tego, przecinając połowę drutów. Poprawiasz język, wprowadzasz brakujące elementy i usuwasz dwuznaczności.
— Wprowadziliśmy już główne elementy — wyjaśnił Rzeźnik — jeszcze na cmentarzu Tarika. I jesteśmy na najlepszej drodze, żeby dokończyć ten proces.
Generał wstał wolno.
— To nie wystarczy. — Potrząsnął głową. — Doktorze T’mwarba, gdzie ta taśma?
— W mojej kieszeni. Była tam przez całe popołudnie — odparł T’mwarba, wyciągając szpulę.
— Zabieram to do wydziału kryptografii i zaczniemy wszystko od nowa. — Podszedł do drzwi. — Aha, państwo oczywiście zostają pod kluczem! — Wyszedł, a cała trójka spojrzała po sobie porozumiewawczo.
5.
Tak, oczywiście, powinienem był wiedzieć, że ktoś, kto potrafi się przebić przez połowę zabezpieczeń do naszego najpilniej strzeżonego pomieszczenia i dokonywać aktów sabotażu w całym ramieniu galaktyki może uciec z mojego zamkniętego na klucz gabinetu!… Nie jestem przygłupem, ale pomyślałem sobie… Wiem, że pana nie obchodzi, co sobie pomyślałem, ale oni… Nie, nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że będą próbowali ukraść statek. Tak, oczywiście, ja… Nie. Rzecz jasna, nie zakładałem… Tak, to był jeden z naszych największych pancerników. Ale zostawili… Nie, nie będą atakować naszych… Nie, nie jestem w stanie się dowiedzieć, zostawili tylko list… Tak, zostawili mi na biurku list… Cóż, oczywiście, że mogę go panu przeczytać. Właśnie próbuję to zrobić od jakiegoś…
6.
Rydra weszła do przestronnej kajuty pancernika „Chronos”. Niosła Ratta na barana.
Gdy postawiła go na podłodze, Rzeźnik odwrócił się od sterów.
— Jak im idzie?
— Ktoś ma poważne problemy z nowym układem sterów? — spytała Rydra.
Chłopiec z plutonu podrapał się za uchem.
— Nie wiem, pani kapitan. Prowadzenie tego statku wymaga mnóstwa roboty.
— Musimy wrócić do Rozpadliny i dać ten statek Tankowi i reszcie ludzi z „Jebel”. Mosiądz mówi, że nas tam dowiezie, jeśli tylko wy, dzieciaki, mu pomożecie.
— Spróbujemy. Strasznie dużo rozkazów dostajemy naraz. Powinienem już być na dole.
— Zaraz tam zejdziesz — odparła Rydra. — Chcesz zostać moim honorowym quipucamayocuną?
— Kim?
— To taki facet, który odbiera rozkazy, interpretuje je i ogłasza. Twoi dziadkowie byli Indianami, prawda?
— Tak. Seminolami.
Rydra wzruszyła ramionami.
— Quipucamayocuna to słowo w języku Majów. Bez różnicy. Rozkazy były wydawane przez wiązanie węzełków na sznurku. My używamy kart perforowanych. Pędź i bierz się do roboty.
Ratt dotknął czoła i popędził.
— Jak sądzisz, co generał wyczytał z naszego listu? — zwrócił się do niej Rzeźnik.
— To w gruncie rzeczy nie ma znaczenia. Przeczytają go wszystkie najważniejsze szychy. Będą się nad nim zastanawiać, póki ta możliwość nie zostanie wdrukowana w ich umysły, a to już spore osiągnięcie. I poprawiliśmy Babel-17 — może więc powinniśmy nazywać go Babel-18 — uzyskując najlepsze narzędzie służące do dokopywania się do prawdy.
— Nie zapominaj o tłumie moich pomocników — odparł. — Sądzę, że sześć miesięcy powinno wystarczyć. Masz szczęście, że przyczyną tych mdłości nie był jednak przyspieszony metabolizm. Wydawało mi się to dziwne. Gdyby tak było, musiałabyś zemdleć, zanim uwolniłabyś się od Babel-17.
— To była konfiguracja schizoidalna, która próbowała przejąć kontrolę. Cóż, jak tylko skończymy z Tankiem, mamy wiadomość, którą musimy dostarczyć na biurko głównodowodzącego Najeźdźców, Meihlowa, w Nueva-nueva Jorku.
— „Wojna skończy się za sześć miesięcy” — zacytowała. — Najlepsze zdanie prozą, jakie w życiu napisałam. Ale teraz musimy zabrać się do roboty.
— Mamy narzędzia, jakimi nikt dotąd nie dysponował — odparł Rzeźnik. Przesunął się, gdy usiadła obok niego. — A przy użyciu właściwych narzędzi to nie powinno być trudne. Co będziemy robili w wolnym czasie?
— Pewnie napiszę wiersz. A może powieść. Mam tyle do powiedzenia.