Выбрать главу

– To nie taka głupia, jakby się wydawało – zauważyłam obiektywnie.

– Owszem, głupia – uparła się Agata. – Do końca pracy, bo nie dałaś mi dokończyć zdania, nie potrafiła już nie tylko obsługiwać, ale nawet włączyć i wyłączyć komputera. I nie było siły, na piśmie miała instrukcję obsługi jak elementarz, który klawisz najpierw, który potem, żadnych tam enterów i bekspejsów, tylko zwyczajnie, drugi klawisz z prawej od góry, pierwszy z lewej od dołu, najechać myszą na zamkniętą walizkę i tak dalej. Krowa by się nauczyła przez dwa lata, a ona nie.

Mój przytłamszony psi węch odezwał się tak, że o mało nie kichnęłam. Więc jednak…! Mądrzejszy był ode mnie, nie o knedle chodziło, trafnie wybrał komputer!

– Jak, na litość boską, Stefan to znosił?!

– Z cierpliwością niebiańską i zdumiewającym poczuciem humoru. Bardziej mnie intryguje, jak ona to robiła, że się przy tym świetnie bawił.

– To ta trawka, na wichrze się gnąca…

– Chyba tak. Czekaj, bo to nie wszystko. Jureczek był przecież niejako świadkiem rozchodzących się plotek o tej żonie. Wcale nie Urszulka zaczynała, ona tylko miała łzy w oczach i takie święte współczucie na twarzy, wyrywało się biednej coś tam, aż w końcu, przymuszona, powtarzała powściągliwie, a potem Stefan, człowiek, jak sama wiesz, rzeczowy, łapał delikwenta i żądał ścisłej prawdy. Faktów. Konkretów. Prezesowi się nie odmawia, z przykrością wyjawia się tę prawdę. Zważywszy, iż niektórzy czynili to nawet z przyjemnością…

Jak dotąd, wszystko układało się zrozumiale, technicznie tylko było nie do pojęcia.

– Czekaj, ale przecież ja się osobiście nie szlajałam. A widzieli mnie. To jak ona to zrobiła, jeśli istotnie była sprężyną…?

– Co do sprężyny, nie ma dwóch zdań – zapewniła mnie Agata. – Jureczek nie

Duch Święty, wszystkiego nie wie. Ale jakiejś osoby jest pewien, bo był przy tej hecy, kiedy wygrażałaś jej pięściami z drugiej strony ulicy, w ciemnych okularach. Nawet z ciekawością popatrzył, jaka ta żona jest, do głowy mu nie przyszło, że zna ją od wczesnej młodości…

Ożywiłam się gwałtownie.

– Słuchaj, a gdyby mnie teraz zobaczył z bliska…?

– Gówno by nam z tego przyszło, patrzył z daleka i jeszcze okulary… Zostało coś z szampana…? Nie do wiary, wypiłyśmy dopiero pół flachy? To świetnie, starczy nam do końca. Bo to nie koniec, ja się postarałam uczciwie i rzetelnie.

Jakimś cudem Agacie udało się wyłowić technika elektryka, który się w tej Urszulce kochał od kilku lat, jeszcze w poprzednim miejscu pracy. Wiedziona natchnieniem poszła w przeszłość, znalazła przedsiębiorstwo budowlane, aktualnie zmierzające ku bankructwu, ale wciąż jeszcze zatrudniające szczątki pracowników. Technika wskazano jej na bazie plotek, dopadła go, kiedy był bardzo pijany i zwierzał się każdemu, kto mu wlazł pod rękę.

– Za kurwę mnie wzięli, taką cokolwiek przechodzoną – mówiła z wielkim zadowoleniem. – Dla doświadczonych amatorów, ale co mi zależy, rozumna byłam, bo szukałam zabalsamowanych w średni czarnoziem, dla takich nawet mumia egipska będzie cudownie piękna. Znaczy, dojrzała kurtyzana, wie, co robi. Ten technik, przedstawił mi się, Miecio mu, nazwiska nie znam, wybełkotał, i musiałabym wygrzebywać mu z kieszeni dowód osobisty, co mogłoby być źle widziane przez barmana, no więc ten technik całą Urszulkę wypłakał mi na łonie. Uczuciem do niej zapłonął z przyczyn nieznanych, dawała mu nawet nadzieję na wzajemność, a potem jej się nagle odmieniło i nie chciała go znać. Chodził za nią, śledził ją, rozumiesz, ja streszczam, musiałam jakoś to pijackie ględzenie uporządkować, no i, między innymi, stwierdził dwa fakty. Jeden, z prezesem nie sypiała, on bywał u niej, ale jakoś tak, że łóżko nie majaczyło, a drugi, że ukradkiem bywa nadal, ona znaczy bywa, ta Urszulka, u jakiejś swojej przyjaciółki, na

Dolnym Mokotowie, w oficynie budynku, który ma cztery wejścia. Czy przejścia. Zabij mnie, adresu nie zgadłam. Cholernie długo czatował, aż wreszcie zyskał prawie pewność, on uważał, że całkiem pewność, że z tą przyjaciółką siuchty ma jakieś tajemnicze.

Przyjaciółka udaje kogo innego. Też ją podglądał. De facto jest to męt idealnie rynsztokowy, z wielkim talentem aktorskim, zdolny i do wszystkiego. No! Tyle udało mi się uzbierać i zaschło mi w gardle. Zrozumiałaś całość?

Zrozumiałam tak dokładnie, że chwyciłam butlę i dolałam nam szampana.

Oszołomiona byłam znacznie mniej niż powinnam być, bo doskonale mi to współgrało z podejrzeniami. Sedno rzeczy nareszcie i wyszło na jaw!

– Ciekawa rzecz – rzekłam w zadumie – czy Stefan byłby wstrząśnięty zgrozą, czy też dumny z tego, że aż takich podchodów okazał się godzien…

– Dumny – zaopiniowała Agata stanowczo.! – Mężczyzna przecież, nie? Kobiety do takich rzeczy przywykły od wieków, do chłopów nie docierało. Że ona, poza tym, dennie głupia, długo jeszcze nie zauważy.

– Zaraz, czekaj, skąd głupia, sam komputer o głupocie nie świadczy!

– A, bo nie zdążyłam ci powiedzieć wszystkiego!; Każdy absolutnie, z kim rozmawiałam, ale to każdy, jak Boga kocham, mówi to samo. Z nią się nie da porozumiewać jak z człowiekiem. Można, oczywiście, gadać do niej, obojętne co, ona nic nie odpowie.

Kiwnie głową, uśmiechnie się półgębkiem, zgodzi się ze wszystkim, a jeśli jej zależy, będzie patrzyła z podziwem. Od niej może wyjść informacja, że deszcz pada i jest chłodno. Do innych epokowych odkryć nie jest zdolna.

– Ale umie gotować knedle…

– O, sądzę, że także zrobić przepierkę, wytrzeć kurze, upiec ciasto drożdżowe…

Jakim cudem Stefan może w niej widzieć szczyty intelektu? Chyba że tak mu się gust odmienił, kiedyś uznawał wyłącznie kobiety inteligentne, głupotę omijał o kilometry!

Zastanawiałam się nad tym, oczywiście, od początku rozmowy i odgadłam bez wielkiego trudu.

– Rozumiem, że ona małomówna…? No to jasne przecież, on do niej mówi, a ona tym łbem kiwa, znaczy, wszystko pojmuje, popiera i podziwia, ciekawa rzecz, same słowa na pe… Niczemu nie przeczy, o nic zapewne nie pyta, a całe gadanie jest o nim, więc większej perły umysłowej na świecie nie ma. On lubi być najważniejszy, musiałam go chyba zmęczyć, bo miewałam własne zdanie, a w dodatku nie skakałam koło niego jak koło śmierdzącego jajka i zajęta bywałam czym innym, nie nim…

– No to jasna sprawa – zgodziła się Agata.

– W dodatku, tak wywnioskowałam z tych pijanych zwierzeń, doskonała w łóżku.

Odstawiony od piersi amant gorzko szlochał, że niczego podobnego już w życiu nie znajdzie.

Wzruszyłam ramionami z lekkim, co prawda, rozgoryczeniem, ale bez krwawej rany w sercu, bo akurat nie seks był dla mnie sednem życia. Co innego mnie właśnie zainteresowało.

– No to teraz dziwi mnie tylko jedna sprawa – powiadomiłam Agatę. – Nie wiem, czy ci mówiłam, a możesz i nie pamiętać, telefony miałam anonimowe. Dwa. Donos, że mój mąż lata za jakąś Urszulką. Ciekawe, kto to był, ta życzliwa osoba, bo przyjaciółka, która ją wspomagała, chyba odpada?