Выбрать главу

Trzeba przyznać, że uczucie strachu było mu obce. Kiedy zaprosiłem je na statek, poszło za mną bez wahań, spokojnie. Przyprowadziłem je do kabiny nawigacyjnej, wskazałem na krzesło. Usiadło. Było coś niewiarygodnego w tym widowisku. Jakby to wyjaśnić… Otóż podobnie wyglądałby dawny żołnierz rzymski przy elektronowym mikroskopie. Albo kapłan indyjski przy radarowym aparacie…

Znowu zaskoczyła mnie obojętność tej istoty wobec wszystkiego, co ją otaczało. Widmo nie rozglądało się, nie zadawało pytań, niczemu się nie dziwiło. Dzikus, gdyby trafił do laboratorium, na pewno by się dziwił. Człowiek współczesny, znalazłszy się w chacie dzikusa, byłby zdziwiony i zaciekawiony. To stworzenie pozostało nieporuszone.

Nie chciałbym jednak pana intrygować. Sprawa nie polega na zagadkach i przygodach. Dlatego wybiegnę naprzód i wyjaśnię pewne rzeczy.

Otóż zakładając teoretycznie, że istoty te są inne, zupełnie różniące się od ludzi — mimo woli jednak stosowałem wobec nich pojęcie, miarę i skalę ludzką. Weźmy chociażby mowę: według pojęć ziemskich mówiły one bardzo mało. W samej jednak rzeczy — mówiły one wcale nie mniej niż ludzie. To, co brałem za pojedyncze wyrazy, stanowiło całe zdanie lub, jeśli kto woli, nawet całe monologi. Ażeby wypowiedzieć jakieś słowo, na przykład „atomochód”, musimy zużyć sporo czasu, coś około sekundy. To znaczy, że na każdy dźwięk — w danym wypadku jest ich osiem — tracimy jedną ósmą sekundy. Częstotliwość drgań dźwiękowych wynosi — przyjmijmy — cztery tysiące na sekundę. A więc na każdy dźwięk zużywamy około pięciuset drgań Tymczasem one — widma, chwytają o wiele krótsze impulsy dźwiękowe. Dźwięki w ich języku są bardzo krótkie a więc i wyrazy są krótsze. Lecz nie tylko o to chodzi. Budowa ich mowy jest inna. Jest nasycona pojęciami, na które składają się całe zdania. Coś podobnego, lecz w niewielkim stopniu, dostrzegamy i w naszej mowie. Zdanie „wartość która jest nam niewiadoma i którą należy określić stosownie do warunków zadania” zastępujemy często dwoma wyrazami „wartość niewiadoma”. Lub jeszcze krócej — „x”. Mowa w związku z tą zmianą nie traci, na odwrót staje się jak gdyby bardziej dynamiczna, powiedziałbym — bardziej zwięzła, prężna.

Taką właśnie była mowa widm. Wydawało mi się, że one leniwie wymieniają między sobą poszczególne wyrazy, zarzucałem im niezrozumiałą obojętność i gubiłem się w domysłach… Wszystko to można było wyjaśnić bardzo prosto. Podczas gdy oczekiwałem, że one wypowiedzą całe długie zdanie „wartość, która…” — one mówiły „x” — i to wszystko.

Kiedy widmo weszło do kabiny nawigacyjnej, rozdrażniony myślałem, że ono zupełnie nie interesuje się otoczeniem. Interesować się w naszym, ziemskim pojęciu znaczy przede wszystkim oglądać. Oglądać zaś — mówiąc wulgarnie — to kręcić głową. Widmo nie kręciło głową, wynikało więc z tego, że niczym się nie interesuje. Taki wysnułem wniosek — wniosek zupełnie błędny. Oczy ludzkie posiadają kąt widzenia stosunkowo niewielki. Ponadto w granicach wąskiego kąta widzenia dobrze widzimy tylko część przedmiotów, mianowicie te, których obrazy trafiają na źrenicę. Dobrze się przyjrzeć możemy jedynie przedmiotom, które znajdują się na wprost nas. Gdy znajdziemy się wśród nieznanego otoczenia, kręcimy głową, kierując nasz wzrok… Tymczasem widmo widziało inaczej. Jego kąt widzenia obejmuje prawie krąg. Nie obracając głowy, widziało ono na raz całą kabinę nawigacyjną.

Oczywiście nie wiedziałem wówczas o tym. Nie byłem zachwycony obojętnością widma, szybko ustawiłem ekran i wybrałem filmy. Początkowo zacząłem wyświetlać krótkie krajobrazy. Morze, lasy, góry, rzeki… Widmo milczało, jego czerwone oczy zimno świeciły w półmroku. Po wyświetleniu trzeciego filmu powiedziało:

— A co przedtem…

Zrozumiałem, że należy pokazywać historię Ziemi, ucieszyłem się. Ucieszyłem się, bo wśród rolek mikrofilmowych miałem bardzo ciekawy, udany film, wyprodukowany tuż przed moim odlotem. Przy jego realizacji brali udział znakomici historycy, pisarze i poeci, tworzyli go głośni aktorzy, reżyserzy, operatorzy, plastycy. Zawierał całą drogę ludzkości… Zresztą znacie ten film.

Odszukałem taśmę, wyregulowałem projektor i usiadłem na krześle nieco z boku, tak, abym mógł widzieć i widmo, i ekran.

Nie pamiętam, ale— wydaje mi się, że film ten oglądałem chyba już piąty lub szósty raz. I mimo to patrzyłem jak urzeczony. Oto fascynujący początek z kilkoma szczególnie wyeksponowanymi epizodami: budowa piramid, walka gladiatorów… Gdybym mniej uważnie patrzał na ekran, a więcej na widmo, zauważyłbym prawdopodobnie… Zresztą, kto wie. Nie powinienem był pokazywać mu tego filmu. Kiedy na ekranie ukazała się scena palenia Giordano Bruno, widmo wstało. Machinalnie zapaliłem światło. Widmo odwróciło się do mnie i rzekło:

— Ludzie… źli…

I ruszyło w stronę trapu, nie oglądając się na ekran, na którym przesuwały się dalsze obrazy.

Stałem, jakby mi ktoś dał w twarz.

Wściekałem się na samego siebie. My, ludzie, bez wstydu patrzymy na naszą przeszłość, ponieważ światło zwyciężyło ciemność, dobro pokonało zło — pokonało na zawsze. Mamy prawo powiedzieć: tak, w tysiąc sześćsetnym roku bestie ludzkie i fanatycy spalili Giordano Bruno, lecz ludzie nie poszli drogą, na którą spychali ich ci zbrodniarze i fanatycy, lecz drogą Bruno. Wiemy, że ludzkość, historycznie stosując miary czasu, stosunkowo szybko przemierzyła etap od stanu dzikości do sprawiedliwego i pięknego społeczeństwa komunistycznego. Widmo jednak nie wiedziało o tym. Zobaczyło naszą przeszłość, powiedziało: „Ludzie źli” — 1 odeszło. Nie powinienem był pokazywać mu tego filmu…

Zostawiłem luk otwarty, wszedłem do kabiny i usiłowałem skoncentrować się na czymś innym. Nie bardzo mi się to udawało. Nie mogłem nie myśleć o tym, co zaszło.

Od dawna istniały dwa poglądy na temat istot rozumnych, z którymi — wcześniej czy później — astronauci muszą się spotkać w innych systemach gwiezdnych jeden — nader powściągliwy — naukowy. Nauka uprzedzała, że warunki istnienia na rozmaitych planetach są bardzo różne, a więc różne być muszą i drogi rozwoju świata organicznego. Drugi pogląd, powiedziałbym inne podejście — J. reprezentuje literatura. Literatura prawie zawsze widział na innych planetach coś zbliżonego do życia na kuli ziemskiej, inaczej tylko usytuowanego w wymiarach czasu Bohaterowie powieści fantastycznych lądowali na planetach zamieszkałych przez jaszczury, pterodaktyle, dyplodoki, jak to było niegdyś na Ziemi. Bądź przenosili się w przyszłość — na planety pełne bajecznych miast z kryształowymi pałacami.

Istoty rozumne, zamieszkujące tę planetę, z powierzchowności (jeżeli nie brać pod uwagę przezroczystości) podobni byli do ludzi. Stąd też mimo woli nasunął mi się wniosek, że układ myśli, wyobrażenia, świat ducha tych obcych, rozumnych istot jest powtórzeniem cech ludzkich. To był błąd.

Przypominam sobie powieść — przedstawiała ideę Wielkiego Pierścienia, łączności radiowej między światami. Lecz oto my, ja i istota obca, stoimy obok siebie, rozmawiamy i… nie rozumiemy się nawzajem. Łączność między światami to nie tylko — jak sądził powieściopisarz — trudności techniczne. To są trudności nieporównanie większe, mające związek z rozwojem, który na każdej planecie w ciągu milionów lat kroczył własnymi drogami.

Siedząc w kabinie przemyślałem wiele spraw. Odrzuciłem moje poprzednie domysły, nieśmiało próbowałem wyobrazić sobie, jak oni rozmawiają, patrzą, myślą… I im więcej zastanawiałem się nad tym problemem, tym wyraźniej przypominały mi się słowa Lenina, że istoty rozumne na innych planetach mogą — w zależności od warunków — okazać się zupełnie innymi, nie podobnymi do ludzi. Lenin wypowiedział tę myśl jeszcze w 1916 roku. Jasny umysł Lenina już wówczas rozumiał to, co nawet w naszych czasach nie jest wszystkim dostępne…