Łański z ciekawością przyglądał się Hiszpanowi. Po chwili powiedział:
— Wie pan, ja również wynalazłem nowe tworzywo.
— O! Jakież to? — gość zamienił się w słuch. — Jaki jest jego skład?
Łański milczał chwilę i odpowiedział:
— Skład prosty. Dwa te.
Rzeźbiarz w zakłopotaniu gładził pirackie wąsy.
— Dwa te — powtórzył Łański. — Zaraz panu pokażę. Poprosił o przyniesienie kamienia, pierwszego lepszego, oraz pozostawionych w jego pokoju narzędzi staruszka. Rzeźbiarz milczał, nie domyślał się jeszcze, o co chodzi. Przyniesiono kamień i narzędzia.
Zazwyczaj Łański długo zastanawiał się nad każdym pomysłem, starannie dobierał modele, starał się zawczasu w najdrobniejszych szczegółach wyobrazić sobie ukończone dzieło. Tym razem zachował się inaczej. W twórczym porywie zapomniał o wszystkim — i o rzeźbiarzu z pirackimi wąsami, i o tym, że nie był w swojej pracowni, i o tym, że kamień był właściwie nieodpowiedni, nawet bardzo nieodpowiedni.
Łański pracował z gorączkowym pośpiechem. Był to strumień pomysłów, nagłych olśnień, zdumiewających odkryć. Myśl opancerzała ręce i Łański, nie zważając na pośpiech, jasno widział, co zamierza stworzyć. Cechowała go śmiałość i polot. Tego dnia bez wahania robił to, na co w innym czasie nie mógłby się zdecydować od razu.
Z kamienia wyłoniła się uniesiona do góry głowa człowieka, astronauty. Jego twarz w niczym nie przypominała twarzy Szewcowa, bodaj tylko rozumnym i spokojnym spojrzeniem oraz pewną kanciastością, ostrością. Być może, że w tej twarzy było też coś z odwagi Heilorda i męskiej urody Tessiema.
Łański nie opracowywał szczegółów. To, co robił, miało charakter raczej pobieżnego zarysu, szkicu czegoś wielkiego, wartościowego. I kiedy ogromnie zmęczony odstąpił kilka kroków, zrozumiał, że znalazł najważniejsze — drogę którą należy iść.
Rzeźbiarz z pirackimi wąsami znikł. W sali pozostał jedynie Heilord siedzący przy elektrycznym kominku. Łański podszedł do inżyniera. Heilord podniósł się i zapytał:
— Co znaczy te „dwa te”?
Łański znużony uśmiechnął się:
— Ach… dwa te… trud i twórczość.
— Gdzie tam… Potrzebne są „trzy te”. Trud, twórczość, talent.
Łański zapisał w pamiętniku:
„Dziwiło mnie przedtem, dlaczego Szewcow, inżynier i astronauta, kocha poezję. W jego odczuwaniu świata i rzeczy jest poezja. Powiedziałem:»Poezja to siostra astronomii«— i uspokoiłem się. A przecież jest to tylko ogólnikowe pojęcie, skojarzenie myślowe. Dziś zrozumiałem, że prawdziwa poezja i wielka nauka to po prostu jedno i to samo. W wiedzy jest poezja — w poezji jest wiedza. Wyobraźnia w tym samym stopniu jest potrzebna uczonemu, co i poecie. Uczony i poeta myślą o tym samym — o prawach życia.
Tytani epoki Odrodzenia umieli łączyć sztukę i naukę. Leonardo da Vinci był wielkim uczonym — nie mniej wielkim niż malarz Leonardo. Michał Anioł — twórca nieśmiertelnych posągów i fresków — był nadto inżynierem wojskowym. Rafael twórca Madonny Sykstyńskiej — archeologiem. W tym czasie sztuka potrzebowała nauki, by poznać przyrodę. W naszym wieku sztuka potrzebna jest, aby głębiej odczuć przeobrażoną przyrodę. Nauka bez sztuki podobna jest do wysokiego budynku bez okien. W takim budynku można mieszkać: chroni on przed niepogodą. Lecz tylko przez okna możemy zobaczyć piękno otaczającego świata. Tylko przez nie wpadają jasne i ciepłe promienie…
Marks i Engels pisali wiersze — w tym jest pewna prawidłowość. Pamiętam pieśń ułożoną przez Marksa:
Otóż to, może dlatego Manifest Partii Komunistycznej jest przeniknięty wzniosłą poezją. Jedynie poeci mogli napisać tak natchniony wstęp:»Widmo krąży po Europie…«
Przeczytałem niemało książek o przyszłości. Przepowiedziano w nich mnóstwo wynalazków technicznych — włącznie do preparatów, przywracających łysinom gęste czupryny. Ówcześni ludzie w istocie rzeczy niczym się nie różnią od nas, ludzi współczesnych. Możliwe, że pisarze interesują się tylko techniką. Ja jednak jestem rzeźbiarzem. Nie potrafię wyrzeźbić kompozycji grupowej, składającej się z pięciu nowych maszyn i oświadczyć:»Patrzcie — oto przyszłość«. Mnie jest potrzebny człowiek. Jedna nowa cecha w jego charakterze jest dla mnie nieporównanie ważniejsza niż nagromadzenie elektrycznych samochodów i innych nowości technicznych.
Przypominam sobie powieść, w której ludzi przyszłości cechuje przede wszystkim mowa naszpikowana naukowymi i technicznymi terminami. Uważam, że obraz ten jest fałszywy. Poezja wzbogaci mowę ludzką. I to poezja w najszerszym pojęciu tego słowa. Niewątpliwie ludzie przyszłości potrafią głębiej i jaśniej rozumieć istotę zachodzących zjawisk. Nauka podwoi i potroi moc naukowego spojrzenia ludzi. Lecz sztuka udziesięciokrotni moc poetycznego postrzegania zjawisk.
Człowiek przyszłości to poeta i uczony. Właściwie — jednocześnie jeden i drugi, gdyż w jakimś tam punkcie pojęcia te łączą się z sobą…
Piszę w tej chwili o ludziach, a myślę o Widzących Istotę Rzeczy. Nie wiem, czy Szewcow zakończył swe opowiadanie, ale wydaje mi się, że Widzący Istotę Rzeczy dawno już utracili prawo do tej nazwy. W rzeczywistości dumne to miano powinno należeć do ludzi. Próżniactwo i mądrość nie idą w parze.
Pierwszych ludzi, jak pisano w Biblii, wygnano z raju i zmuszeni byli jąć się pracy. A więc praca była karą… I oto na planecie Widzących Istotę Rzeczy przyroda przeprowadziła nieświadomie wielki eksperyment. Ludzie pozostali w raju. Prawie zapomnieli o pracy. To w końcu przywiodło ich na skraj przepaści. Inaczej nie mogło być. Praca nie tylko nadała cechy ludzkie naszym przodkom, lecz w dalszym ciągu formowała człowieka”.
Tego dnia Tessiem, spotkawszy Łańskiego w sali telewizyjnej, powiedział:
— Musimy zaczekać. Nadaje się pilny komunikat dla dwóch statków powracających na Ziemię. Jeżeli nie ma pan nic przeciwko temu, to spoczniemy.
Gdy usadowili się nie opodal ekranu, inżynier zapytał Łańskiego, co zamierza uczynić z rzeźbą astronauty.
— Nie wiem — odpowiedział Łański. — Nie chciałbym jej stąd zabierać. Jeżeli uważa pan, że nie jest tak znowu bardzo zła, chętnie ją pozostawię.
Tessiem nic nie odpowiedział, objął tylko rzeźbę ramieniem. Łański uśmiechnął się.
— Pozostawiając tu tę rzeźbę, osłaniam ją przed oczami krytyków.
— Wprost przeciwnie — roześmiał się Tessiem. — Teraz ujrzą ją załogi wszystkich statków.
— Myślałem o Widzących Istotę Rzeczy — powiedział Łański, zmieniając temat. — Jaki, pana zdaniem, jest tam ustrój społeczny?
— Żaden — odpowiedział natychmiast inżynier. Łański spojrzał na niego ze zdziwieniem.
— Doprawdy, mówię poważnie, żaden — powtórzył Tessiem. — Niegdyś droga rozwoju widzących przebiegała podobnie jak u ludzi. Praca uczyniła z nich istoty myślące. Powstał ustrój społeczeństwa pierwotnego. Niestety na tym właśnie etapie praca została wyeliminowana z życia społeczności. Dalszy rozwój został zahamowany. Widzący nie wiedzieli, co to ustrój niewolniczy, nie znali też ustroju feudalnego… Nawet ustrój pierwotny zaczął się rozpadać. Zanikło to, co łączy — wspólna praca.