– Widać wolę na mojej twarzy – odpowiedział Pieckymu. Piecky leżał z uniesioną głową i patrzył na niego.
– To prawda – powiedział – Rysy twojej twarzy stwardniały, kąciki ust obniżyły się. Musisz się spieszyć, Snorg. Czuję, że już niedługo będziemy tutaj razem… Piecky stawiał na swą wiedzę i intelekt. Godzinami tkwił przed klawiaturą jednego z wizorów i jeśli tylko któryś z Dagsów nie odmontował mu dla kawału jego sztucznej ręki; nieustannie pisał na monitorze. Zdobywanie wiedzy i kontakt z maszyną były jego pasją. Snorg był przekonany, że aby uszczęśliwić Pieckygo, wystarczy zanieść go przed klawiaturę i ułożyć tak, aby mógł trwać w swojej pozycji przez kilka godzin.
IV
Snorg postanowił nauczyć Tib mówić. Piecky poradził mu, żeby pozwolił jej wyczuć wibracje strun głosowych na swojej krtani. W tym celu uchwycił ją za biodra, aby powstać. Zrobił to jednak zbyt gwałtownie i Tib upadła na podłogę. Po raz pierwszy ujrzał ją leżącą. Jeden z Dagsów, korzystając z okazji, błyskawicznie wcisnął się pomiędzy jej rozrzucone bezwładnie nogi. Snorg zamachnął się i mały, trafiony na odlew, aż potoczył się po podłodze zalany krwią.
– Snorg! – krzyknął Piecky. – Przestań! Zrobisz mu krzywdę.
– To moja krew – powiedział Snorg, oglądając dłoń. – Rozwaliłem sobie rękę o niego.
Tib pozbierała się już i usiadła. Dagsy nie zbliżały się do niej, bacznie obserwując Snorga.
– Swoją drogą dobrze, że mu przyłożyłeś – powiedział Piecky. – Dostał też jakby ode mnie za Moosy… Robią obaj z moją Moosy, co chcą… i kiedy chcą…
Snorg ujął Tib za rękę i położył jej dłoń na swojej krtani.
– Tib – powiedział, wskazując palcem na nią. Nadal patrzyła na niego w milczeniu.
– Tib – powtórzył. Wyglądała na przestraszoną.
Przesunął dłonią po jej twarzy, dotknął różowawego uszka i zdumiał się: Tib nie miała otworu usznego.
– Piecky! – krzyknął, zupełnie już panując nad szczękami. – Jesteś genialny! Ona jest zupełnie głucha! Tylko przez dotyk… Miałeś rację.
Z nowymi siłami zaczął z przesadną poprawnością powtarzać jej imię. Za którymś razem jej wargi poruszyły się i wydała stłumiony i głuchy dźwięk: „grhb…” Wstała i kilka razy powtórzyła:
– Gyrdb… ghdb… – mówiła coraz głośniej, chodząc po pokoju.
– Obudzi Dulfa – zauważył Piecky. Snorg przywołał ją gestem. Usiadła, Znów zaczął powtarzać jej imię.
– Wiesz, widziałam dzisiaj z rana, jak Dagsy robią to ze sobą powiedziała Moosy, Rano oznaczało porę, gdy na podłodze pojawiały się promienie słońca wpadające przez okienka pod sufitem.
– Najpierw jeden to robił na drugim, a potem się zmieniły – dokończyła.
– To się nigdy nie zdarza w ciągu dnia – stwierdził Piecky.
– Może się nas wstydzą?
– Dagsy?! – roześmiał się. – Z takimi niskimi czołami?… To muszą być kretyni.
Tib uczyła się stosunkowo szybko. Wkrótce umiała wymówić swoje imię, imiona Snorga i Pieckygo oraz kilka innych słów. Piecky uważał, że ona ma częściowo upośledzony również wzrok i większość informacji dociera do niej przez dotyk. Przyznawał jednak, że nie jest wcale pewien, czy jest to fizjologiczny niedorozwój, czy może mózg Tib nie potrafi należycie opracowywać danych napływających przez oczy.
V
Coraz częściej zaczął budzić się Dulf. Nie zmieniał nigdy swojej pozycji na podłodze, chociaż poruszał powiekami i nawet mówił. Jego wymowa była zabawna: jąkał się nieco i miał kłopoty z doborem słów. Snorg chciał dowiedzieć się, jak Dulf potrafi radzić sobie bez pomocy aparatury, ale Dulf nie rozumiał znaczenia słowa, „wola” i na razie nie było o czym dyskutować. Dagsy próbowały kiedyś rozprostować Dulf a na podłodze, ale okazało się, że jest zrośnięty w kabłąk. Piecky stwierdził, że jest to niemożliwe i że jedynym wyjaśnieniem może być tylko to, że Dulf jest parą zrośniętych bliźniąt i ma maleńkiego braciszka przyrośniętego w rejonie brzucha.
– Swoją drogą, Snorg… – Piecky: uniósł swoją jedyną, sztuczną kończynę znad klawiatury -…zauważyłeś, jak szybkim zmianom ulega nasze życie? Dotąd myślałem, że rządzi się ono ustalonymi prawami: ty czołgałeś się po ziemi, Tib stała jak kloc, Dulf mówił tylko wtedy, gdy ty byłeś nieruchomy, a teraz?…
– Do czego zmierzasz, Piecky? – zainteresował się Snorg: – Czekają nas poważne zmiany, bardzo poważne. Pamiętasz, jak było dawniej, tak całkiem dawno? – Piecky mówił chaotycznie…
Snorg kiwnął głową.
– Dawniej każdy z nas miał przed nosem ekran, który uczył wszystkiego i pokazywał, jaki jest świat i jaki powinien być…
Każdego z nas oplatała pajęczyna przewodów, które pobudzały nasze mięśnie do działania, nasze organy, cały organizm… Wszystko, żeby nas utrzymać przy życiu.
– Ja nadal czasem korzystam z instalacji, ale jak przez mgłę pamiętam, że kiedyś tak było ze wszystkimi z nas… – przerwał Snorg.
– Właśnie! – Piecky ożywił się. – Rąbią w nas narkotyki czy inne prochy… Zapominamy… Chociaż może oni chcą, żeby ta wiedza lądowała gdzieś głębiej w nas… w podświadomości.
Snorg zauważył, że Piecky wygląda bardzo źle: na jego wspaniałej twarzy widać było zmęczenie, pod oczyma miał ciemne sińce, był bardzo blady.
– Zbyt dużo czasu spędzasz przed ekranem. Wyglądasz coraz gorzej… – powiedział.
Natychmiast zainteresował się Pieckym jeden z Dagsów. Najwyraźniej zamierzał przenieść go w inne miejsce, chociaż na razie tylko lekko gładził go po twarzy i ciągnął za włosy.
Piecky spojrzał porozumiewawczo na Snorga.
– Widzisz? – uśmiechnął się. – One jednak rozumieją wiele. Sam się niedawno przekonałem. Nie rozumiem, dlaczego obaj chcą uchodzić za kretynów…
Dags wymierzył Pieckymu policzek i odbiegł rozgniewany w inną część Pokoju. Piecky uśmiechnął się szerzej.
– Ty, Snorg, myślisz, że ja się bawię?… Że wystarczy posadzić Pieckygo przed ekranem, przymocować mu jego sztuczną rękę i będzie zadowolony, co?…
Snorg miał niewyraźną minę.
– Snoegg – powiedziała Tib. Umiała już wyciągać ssawy ze ścian i nie zanieczyszczała Pokoju, ale jeszcze nie potrafiła poradzić sobie z chowaniem przewodu. Snorg pomógł jej i zaraz wrócił do Pieckygo.
– Dzięki wizorowi dowiedziałem się już wielu rzeczy. Wiesz, Snorg, że takich pokoi, jak nasz, jest bardzo wiele?… Żyją w nich tacy sami jak my. Jedni bardziej, inni mniej upośledzeni… Można te pokoje oglądać, bo Wszędzie są nie tylko ekrany, ale i kamery… My też jesteśmy nieustannie podglądani… Wydaje mi się, że ich obiektywy są gdzieś w pobliżu sufitu, ale bardzo trudno je wypatrzyć. Wiesz, w jednym z tych pokoi, takim ciemnoniebieskim, żyje taki sam Piecky jak ja… Ma na imię Scorp. Porozumieliśmy się: on mnie oglądał na ekranie, a ja jego… Też ma sztuczną rękę…
– Może my nie zasługujemy, żeby tak żyć, jak ci poprawnie zbudowani, których pokazują na ekranach? – spytał Snorg.
Piecky aż fuknął ze złości.
– Przestań!… Już cię zgnoili. Masz poczucie winy od gwałtownych poruszeń rozluźniły się paski przytrzymujące jego sztuczną kończynę. Snorg poprawił jej umocowanie.