Выбрать главу

- Panowie - oznajmił Noal. - Do broni…

Mat zerknął przez ramię. Za nimi z ciemności wyłaniały się Eelfinn, tym razem podwójnym szeregiem. Pierwsi szli na czworakach. Drugi szereg uzbrojony był w te paskudnie wyglądające noże.

Cienie zalegające w głębi komnaty zdawały się iść wraz z nimi, powoli otaczały maleńki oddział Mata. Tętno waliło mu już jak oszalałe.

Oczy Eelfinn jarzyły się. Pierwszy szereg poruszał się susami. Gdy dotarli do nich, Mat zamachnął się, ale tamci rozdzielili się, umykając na boki. Mieli tylko odciągnąć jego uwagę…

„Z tyłu!” - pomyślał Mat. I tam właśnie kolejna grupa Eelfinn wychynęła z ciemności.

Ruszył na nich, wymachując bronią. Uciekli, zanim zdołał któregoś trafić. Światłości! Byli wszędzie, ciemność ich wypluwała, zbliżali się, markując zagrożenie, a potem znowu cofali.

Thom dobył parę sztyletów, zamachnął się do rzutu.

Noal tymczasem trzymał w dłoni wysunięty miecz i wymachiwał pochodnią trzymaną w drugim ręku. Okuta laska leżała na posadzce u jego stóp. Jeden z noży Thoma zamigotał w powietrzu. Leciał, szukając ciała, ale nie trafił i pochłonęła go ciemność.

- Nie marnuj noży! - krzyknął Mat. - Te przeklęte koziesyny próbują cię do tego sprowokować, Thom!

- Na razie nas nękają - warknął Noal. - Potem zaleją liczebną przewagą. Musimy się stąd wynosić!

- Którędy? - zapytał Thom z napięciem w głosie. Po czym zaklął na widok dwójki Eelfinn, która wyłoniła się z mroku z lancami o brązowych grotach w dłoniach. Natarli na nich. Mat, Thom i Noal musieli się cofnąć.

Nie było czasu, żeby rzucić kości. Tak czy siak, tamci je porwą. Mat otworzył plecak i wydobył z niego nocny kwiat.

- Odpalę go, a potem zamknę oczy i się odwrócę.

- Co? - przestraszył się Thom.

- Już raz mi się udało! - zapewnił go Mat, podpalając lont nocnego kwiatu i ciskając nim z całej siły w ciemność. Policzył do pięciu, a potem rozległ się huk, który wstrząsnął komnatą. Wszyscy trzej zdążyli wprawdzie zamknąć oczy, niemniej kolorowy rozbłysk był na tyle jasny, żeby przebić się przez powieki.

Eelfinn wrzasnęli z bólu. Mat usłyszał dźwięczne odgłosy dochodzące z miejsc, gdzie ich broń upadła na posadzkę. Bez wątpienia próbowali teraz rozpaczliwie rozcierać oczy.

- Mamy was! - zawołał Mat, odwracając się.

- To było zupełne szaleństwo - zauważył Thom.

Mat ruszył w koło, próbując wyczuć, w którą stronę pójść. Gdzie to szczęście?

- Tam! - oznajmił, wskazując ręką zupełnie przypadkowy kierunek.

Otworzył oczy na dość długo, żeby przeskoczyć skuloną na ziemi postać Eelfinn. Noal i Thom ruszyli za nim, a Mat powiódł ich w ciemność. Pędził naprzód, póki ledwie widział za plecami przyjaciół. Przed oczyma miał tylko te żółte wstęgi światła.

„Och, krwawe popioły” - pomyślał. - „Jeśli moje szczęście mnie teraz zawiedzie…”.

Wypadli na korytarz o przekroju w kształcie pięciokąta. Ciemność nagle zniknęła. Z wnętrza komnaty nie byliby nawet w stanie dojrzeć tego korytarza, ale oto był.

Thom wydał okrzyk radości.

- Mat, ty wełnianogłowy pasterzu! Za coś takiego pozwolę ci zagrać na mojej harfie!

- Nie chcę grać na twojej przeklętej harfie - odparł Mat, oglądając się przez ramię. - Ale możesz mi postawić kufel lub dwa, jak to się już skończy.

Do jego uszu doleciały wrzaski i piski dobiegające z ciemnej komnaty. No, to jedną sztuczkę już wykorzystali, tamci odtąd będą się spodziewać nocnych kwiatów.

„Birgitte, miałaś rację” - pomyślał. „Prawdopodobnie wielokrotnie przechodziłaś obok właściwego korytarza, nie wiedząc, że on tam jest, oddalony o parę stóp”.

Nie wolno dobierać karty, na której zależy przeciwnikowi. Mat najlepiej powinien o tym wiedzieć. To było jedna z najstarszych oszukańczych sztuczek stworzenia. Ruszyli szybko przed siebie, mijając pięciokątne drzwi wiodące do wielkich pomieszczeń w kształcie gwiazdy. Thom i Noal zerkali do środka, ale Mat parł naprzód. Tu właśnie bowiem wysłało go jego szczęście.

Niemniej czuł, że coś się tu zmieniło od czasu jego wcześniejszych wizyt. Na posadzce nie było kurzu, w którym odciskały się ślady butów. Czy wiedzieli, że wkrótce przybędzie, i usunęli kurz, żeby go dodatkowo skonfundować? A może posprzątali po prostu na powitanie gości? Któż mógł wiedzieć, jakimi zasadami rządzi się ta domena?

Nie pamiętał, czy wcześniej też szedł tak długo, czy może znacznie krócej? Z czasem też działy się tu dziwne rzeczy. Z jednej strony wydawało się, że gnają tak od wielu godzin, z drugiej, że minęły zaledwie chwile.

I wtedy dostrzegli je przed sobą. Pojawiły się znienacka niczym atakująca żmija. Jeszcze przed momentem nic tu nie było. Futryna otworu zrobiona była z misternie rzeźbionego drewna, zdobionego wzorem splatających się ze sobą w niemożliwy sposób pnączy, które jakimś sposobem istniały podwójnie, co nie miało sensu.

Zatrzymali się jak wryci.

- Lustra - stwierdził Noal. - Już to widziałem. Tak właśnie ukrywają tu różne rzeczy. Zasłaniają je lustrami. - Jego głos brzmiał nadzwyczaj spokojnie. Ale jak można ukryć lustra w korytarzu biegnącym prosto jak strzelił?

Niemniej trafili we właściwe miejsce, Mat czuł to. Odór Eelfinn był tutaj silniejszy. Zacisnął zęby i przeszedł przez drzwi. Komnata za nimi była identyczna, jak ją zapamiętał. Żadnych kolumn, choć pomieszczenie miało kształt gwiazdy. Osiem ramion i tylko jedno wejście. Świecące żółte pasy biegły w ostrych zakończeniach formy, w każdym z nich wznosił się pojedynczy cokół: czarny i złowieszczy.

Dokładnie tak samo. Tylko że wtedy pośrodku pomieszczenia nie unosiła się w powietrzu kobieca postać.

Odziana była tylko w zwiewną mgiełkę, która wirowała wokół niej i lśniła, zamazując, lecz nie zakrywając do końca zarysów ciała. Oczy miała zamknięte, ciemne włosy - dalej kręcone, choć nie układające się w idealne loki - falowały lekko, jakby w podmuchach wiatru wiejącego gdzieś z dołu. Dłonie miała złożone na brzuchu, na lewym nadgarstku dziwną bransoletkę z czegoś, co wyglądało na kość słoniową.

Moiraine.

Mat poczuł napływ emocji. Zmartwienie, irytacja, troska, podziw. Od niej się to wszystko zaczęło. Czasami jej nienawidził. Ale zawdzięczał jej też życie. Ona pierwsza wtrącała się w jego życie, popychając to w tę, to we w tę. Jednak - kiedy patrzył wstecz - musiał przyznać, że była najbardziej uczciwa ze wszystkich, którzy go później wykorzystywali. Nie przepraszała, nie ulegała. I nigdy nie była egoistką.

Poświęciła wszystko, żeby chronić trzech głupich chłopaków, nieświadomych zupełnie, jakie świat postawi im wymagania. Postanowiła sobie, że ochroni ich przed jego zakusami. I może przy okazji czegoś nauczy, czy będą tego chcieli, czy nie.

Ponieważ rozpaczliwie tego potrzebowali.

Światłości, teraz, dzisiaj jej motywy były dla niego jasne. Nie sprawiło to, że mniej się na nią złościł, ale dzięki temu odnalazł w sobie wdzięczność. Żeby sczezła, co za gmatwanina emocji! Te przeklęte lisy - jak oni śmieli trzymać ją w takim stanie! I czy żyła?

Thom i Noal patrzyli na nią, nie mogąc oderwać wzroku - Noal zauroczony, Thom z niedowierzaniem. Więc Mat dał kilka kroków naprzód i wyciągnął rękę ku Moiraine. Wszelako, gdy tylko zanurzył ją we mgle, poczuł straszny ból. Wrzasnął, cofnął rękę i zaczął gorączkowo nią machać w powietrzu.

- Jest cholernie gorąca - wyjaśnił. - Ta… Urwał, widząc, że Thom rusza naprzód.

- Thom… - ostrzegł barda.

- Nie dbam o to - rzucił Thom. Podszedł do miejsca, gdzie kłębiła się mgła, sięgnął dłonią, choć jego ubranie zaczęło parować, a oczy zaszły łzami. Nawet się nie skrzywił. Sięgnął w tę mgłę, chwycił jej ciało, uwolnił. Zaciążyła mu w ramionach. Ale te stare członki były jeszcze silne, ona zaś wyglądała na tak kruchą, że z pewnością nie mogła ważyć wiele.