Выбрать главу

Światłości! Mat już zapomniał, jaką była drobną kobietą. O dobrą głowę niższą od niego. Thom przyklęknął, zdjął swój płaszcz barda i otulił ją nim. Ani na moment nie otworzyła oczu.

- Czy ona… - zaczął Noal.

- Żyje - cicho odparł Thom. - Czułem bicie jej serca. - Zdjął bransoletę z jej nadgarstka. Miała kształt mężczyzny, wygiętego do tyłu tak, że rękoma trzymał się za kostki, odzianego w dziwny garnitur. - To mi wygląda na jakiś ter’angreal - powiedział, wsuwając bransoletę do kieszeni. - Ja…

- To jest angreal - oznajmił czyjś głos. - Dość silny, żeby się kwalifikować jako sa’angreal. Może być częścią ceny, jaką za nią zapłacicie, jeżeli będziecie chcieli.

Mat odwrócił się. Na pustych dotąd cokołach stała teraz ósemka Eelfinn, czterech mężczyzn, cztery kobiety. Wszyscy odziani w biel, w miejsce czerni ubrań tamtych - białe spódniczki, pasy na piersiach u mężczyzn, bluzki u kobiet, ale dalej wykonane z tej niepokojącej substancji, która wyglądała niczym skóra.

- Uważajcie, co mówicie. - Mat ostrzegł Thoma i Noala, próbując odepchnąć od siebie niepokojące przeczucia. - Powiecie coś nie tak, a oni was powieszą i jeszcze będą twierdzić, że samiście tego chcieli. O nic ich nie proście.

Pozostali dwaj umilkli. Thom tulił Moiraine, Noal ściskał w dłoni pochodnię i laskę; plecak miał wciąż przewieszony przez ramię.

- To jest wielka sala - zwrócił się Mat do Eelfinn. - Miejsce zwane Komnatą Więzów. Musicie się stosować do paktów tu zawartych.

- Umowa została już sformułowana - powiedział jeden z mężczyzn Eelfinn, odsłaniając w uśmiechu ostre zęby.

Pozostali pochylili się naprzód, ciężko wdychając powietrze, jakby coś węsząc. Albo… czerpiąc coś z Mata i reszty. Birgitte twierdziła, że oni karmią się uczuciami.

- Jaka umowa? - warknął Mat, tocząc wzrokiem po postumentach. - Żebyście sczeźli, jaka umowa?

- Cena musi zostać zapłacona - powiedział jeden z tamtych.

- Wymogi muszą być wypełnione - rzekł drugi.

- Ofiara musi zostać złożona. - Te słowa wyszły z ust jednej z kobiet. Uśmiechała się znacznie szerzej niż pozostali. Jej zęby były jednako ostre.

- Chcę, żeby w ramach umowy zapewniono nam drogę wyjścia stąd - zaczął Mat. - Chcę, żeby znalazła się tam, gdzie była, i żeby znowu została otwarta. I nie wyobrażajcie sobie, że z wami, cholera, negocjuję, więc nie myślcie sobie także, że to moje jedyne żądanie, żebyście sczeźli.

- Droga wyjścia zostanie dla was otwarta - odparł jeden z Eelfinn. Pozostali pochylili się jeszcze bardziej. Wyczuwali jego desperację. Ale kilku z nich zdawało się rozczarowanych.

„Nie myśleli, że dotrzemy aż tutaj” - pomyślał Mat. „Czują, że możemy im się wymknąć”.

- Chcę, żeby droga pozostała otwarta, póki przez nią nie przejdziemy - ciągnął dalej. - Żadnej blokady, żadnego znikania przed naszymi oczami. I chcę, żeby była prosta, żadnych zmieniających się pomieszczeń. Prosta droga. A wy, przeklęte lisy, nie macie prawa na tej drodze ani nas pozbawić przytomności, ani nas zabić, ani nic takiego.

To im się nie spodobało. Mat widział, jak paru marszczy czoła. Dobrze. Przekonają się, że tym razem nie negocjują z dzieckiem.

- Zabierzemy ją - mówił dalej. - I wyjdziemy.

- Twoje wymogi są dość kosztowne - zauważył jeden z Eelfinn. - Czym chcesz zapłacić za te dobra?

- Cena została wyznaczona - szepnął któryś za jego plecami.

I tak też było, co Mat jakimś sposobem wiedział. Jakaś jego część wiedziała o tym od momentu, gdy po raz pierwszy przeczytał list. Gdyby wtedy, za pierwszym razem, nie odezwał się do Aelfinn, czy wszystko potoczyłoby się tak samo? Zapewne by zginął. Tamci musieli powiedzieć prawdę.

Ostrzegli go też o cenie, jaką przyjdzie zapłacić. Za życie. Za Moiraine. I o tym, że musi ją zapłacić. Co rozumiał już w tamtej chwili, gdy usłyszał ich słowa. Ponieważ wiedział, że jeżeli się będzie wzdragać, ostateczna cena okaże się zbyt wielka. Nie tylko dla Thoma, nie tylko dla Moiraine, nie tylko dla niego. Zostało mu powiedziane, że los całego świata decyduje się w tej chwili.

„Cóż, żebym sczezł jako dureń” - pomyślał Mat. „Być może naprawdę jestem bohaterem”.

- Zapłacę ją - oznajmił. - Połowa światła świata.

„Żeby ocalić świat”.

- Stało się! - oznajmił jeden z mężczyzn Eelfinn.

Osiem stworów jak jeden mąż zeskoczyło ze swych postumentów. Otaczali go coraz ciaśniejszym kręgiem, jak zaciskającą się pętlą. Szybcy, zwinni, drapieżni.

- Mat! - zawołał Thom, zmagając się z ciałem nieprzytomnej Moiraine, a równocześnie sięgając po jeden z noży.

Mat uniósł w ich stronę dłoń ustawioną na płask.

- To się musi dokonać - powiedział, odsuwając się na kilka kroków od swych przyjaciół. Eelfinn minęli ich, nie zaszczyciwszy nawet spojrzeniem. Złote ćwieki na pasach przecinających piersi Eelfinn lśniły w żółtym świetle. Wszystkie osiem istot uśmiechało się szeroko.

Noal uniósł miecz.

- Nie! - krzyknął Mat. - Nie łam umowy. Jeżeli to zrobisz, wszyscy tu zginiemy!

Eelfinn zatrzymali się, otaczając Mata ciasnym kręgiem. Rozpaczliwie próbował obserwować wszystkich naraz, w piersi coraz głośniej łomotało serce. Znowu go wąchali, głęboko wciągając powietrze, z góry ciesząc się tym, co dlań zaplanowali.

- Zróbcie to już, żebyście sczeźli - warknął Mat. - Ale wiedzcie, że więcej już ode mnie nie dostaniecie. Ucieknę z waszej wieży i znajdę sposób, żeby na zawsze się od was uwolnić. Nie będziecie mnie mieli. Matrim Cauthon nie jest waszą cholerną marionetką.

- Zobaczymy - warknął Eelfinn, jego oczy świeciły się od żądzy. Błyskawicznym ruchem wyciągnął rękę. Ostre paznokcie zalśniły w przyćmionym świetle. Sięgnął nimi do twarzy Mata, objął lewy oczodół, a potem szarpnął.

Mat wrzasnął. Światłości, ależ bolało! Bardziej niż jakakolwiek rana odniesiona w bitwie, bardziej niż obraza czy szyderstwo. Poczuł, jakby stwór zatopił swoje podstępne szpony w jego myślach i duszy.

Opadł na kolana, glewia potoczyła się po posadzce, przycisnął ręce do twarzy. Czuł wilgoć na policzku i wrzasnął znowu, kiedy palce natrafiły na dziurę w miejscu, gdzie kiedyś było oko.

Odrzucił głowę do tyłu i zawył.

Eelfinn przyglądali się całej scenie oczyma zwężonymi z ekstazy, kiedy każde z nich karmiło się tym, co właśnie dawał z siebie Mat - omalże niewidzialną mgiełką bieli i czerwieni. Oczy patrzyły z ich okropnych, prawie ludzkich twarzy.

- Smak! - zawołał jeden z Eelfinn.

- Tak długo! - wtórował kolejny.

- Zobaczcie, jak wszystko wokół niego wiruje! - powiedział ten, który wyrwał mu oko. - Jak się kręci! Zapach krwi w powietrzu! A gracz staje się środkiem wszystkiego! Czuję sam los na języku!

Mat tymczasem wył. Jego kapelusz toczył się po posadzce. Pojedynczym, zalanym łzami okiem wpatrywał się w ciemność nad sobą. Pusty oczodół palił żywym ogniem! Gorzał! Czuł, jak krew krzepnie mu na twarzy, potem opada płatkami. Eelfinn oddychali jeszcze głębiej, wyglądali jak pijani.

Z gardła Mata wydarł się ostatni krzyk. Potem zacisnął pięści i szczęki, choć nie potrafił opanować wydostającego się z ust cichego jęczenia - bólu czy gniewu, sam nie wiedział. Jeden z mężczyzn Eelfinn upadł na posadzkę, jakby powalony nawałą emocji Ten, który wyrwał Matowi oko. Wciąż ściskał je w dłoniach, zwijając się wokół niego w kłębek. Pozostali zataczali się chwiejnie szukając drogi do kolumn pod ścianami pomieszczenia - tam opierali się o nie, wyczerpani.