Выбрать главу

Zmarszczyła brwi.

- Więc…

Androl ściszył głos.

- Nie jesteś jedyną, która chciałaby się stąd wynieść, Aes Sedai.

Zmierzyła go wzrokiem. Jej twarz w jednej chwili zmieniła się w maskę opanowania.

„Nie ufa mi” - pomyślał. A równocześnie uderzyło go coś innego: dziwne, jakie głębie znaczeń może przekazywać brak uczuć. Desperacko dał krok naprzód, oparł dłoń na futrynie drzwi.

- Z tym miejscem dzieje się coś dziwnego. Coś znacznie gorszego, niż możesz sobie wyobrazić. Ongiś, w dawnych czasach mężczyźni i kobiety parający się Jedyną Mocą pracowali razem. Dzięki temu byli silniejsi. Proszę. Wysłuchaj mnie.

Przez chwilę jeszcze stała nieruchomo, potem otworzyła drzwi na oścież.

- Wejdź, szybko. Tarny… to kobieta, z którą mieszkam w tej chacie… akurat nie ma. Musimy załatwić wszystko, zanim wróci.

Androl wszedł do środka. Nie miał pojęcia, czy wchodzi na pokład pirackiego brygu, czy do paszczy lworyba. Ale musiał.

57.

Królik na kolację.

Oślepiony rozbłyskiem światła Mat uderzył w nierówną powierzchnię ziemi. Zaklął i za pomocą ashandarei, jakoś zdołał zachować równowagę na elastycznym podłożu. Zewsząd docierały doń zapachy roślinności, błota i butwiejącego drewna. Bzyczały owady.

Po chwili odzyskał wzrok i przekonał się, że stoi pod Wieżą Ghenjei. A już na poły spodziewał się, że wyjdzie na świat w Rhuidean. Wychodziło na to, że glewia odsyła go do miejsca, w którym wszedł do wieży. Thom siedział na ziemi, podtrzymując siedzącą również Moiraine, która mrugała i rozglądała się wokół.

Mat odwrócił się i uniósł glewię w górę.

- Wiem, że na mnie patrzycie! - wołał w uniesieniu. Udało mu się. Wyszedł z tego przeklętego miejsca żywy! - Pokonałem was, błotne wypierdki! Ja, Matrim Cauthon, wyszedłem cało z waszych pułapek! Ha! - Uniósł ashandarei wysoko ponad głową. - Sami mi podsunęliście sposób na wydostanie się! Teraz możecie żreć swą gorycz na obiad, przeklęci, cholerni, poronieni kłamcy!

Z promieniejącym obliczem Mat wbił w ziemię obok siebie drzewce glewii. Nikt nie wygra z Matrimem Cauthonem. Okłamali go, naopowiadali jakichś niejasnych proroctw, grozili mu, a potem go powiesili. Jednak w końcu jego było na wierzchu.

- Kto to był? - Dobiegł go zza pleców głos Moiraine. - Ten człowiek, którego widziałam, ale którego nie znam?

- Nie udało mu się - krótko odparł Thom.

Przypomnienie tego faktu źle wpłynęło na nastrój Mata. Triumf okupiony był swoją ceną, straszną ceną. Mat przez cały czas wędrował w towarzystwie legendy i nigdy się nie połapał?

- To był przyjaciel - cicho odparł Thom.

- To był wielki człowiek - dodał Mat, wyciągając ashandarei z miejsca, gdzie wbił je w ziemię. - Kiedy napiszesz balladę o tej przygodzie, Thom, zadbaj o to, żeby wyszedł w niej na bohatera.

Thom zerknął na Mata, a potem ze zrozumieniem pokiwał głową.

Świat będzie chciał się dowiedzieć, jaki los spotkał tego człowieka. Światłości. Kiedy Mat teraz się nad wszystkim zastanawiał, przyszło mu do głowy, że Thom bynajmniej nie był szczególnie zaskoczony, dowiadując się, że Noal to Jain Długi Krok. Wiedział. Kiedy się domyślił? Dlaczego nic Matowi nie powiedział? Taki to przyjaciel.

Mat pokręcił głową.

- Cóż, tak czy siak, wydostaliśmy się. Ale jeszcze jedna rzecz, Thom. Kiedy następnym razem będę z kimś negocjował, podejdź do mnie od tyłu i zdziel czymś wielkim, ciężkim i twardym. A potem negocjuj we własnym imieniu.

- Twoja prośba została odnotowana.

- Chodźmy stąd. Nie ścierpię widoku tej przeklętej wieży nad moją głową.

- Tak - mówiła Moiraine. - Można uznać, że karmią się uczuciami. Chociaż ja użyłabym nie tyle określenia „karmią się”, ile „rozkoszują się”. Nie potrzebują ich, aby żyć, ale sprawiają im ogromną przyjemność.

Siedzieli w zalesionym zagłębieniu, w odległości krótkiego marszu od wieży, niedaleko łąki schodzącej aż do Arinelle. Grube sklepienie lasu zapewniało przyjemny chłód, a równocześnie kryło widok wieży.

Mat wybrał sobie niewielki, porośnięty mchem głaz. Thom rozpalał ognisko. W kieszeniach znalazł kilka zapałek Aludry, jak też odrobinę herbaty, jednak nie było w czym zagrzać wody.

Moiraine wolała siedzieć na ziemi, wciąż otulona płaszczem Thoma i oparta o jakąś powaloną kłodę. Płaszcz ściskała od środka rękoma, przez co zakrywał ją całkowicie, wyjąwszy twarz okoloną czarnymi lokami. Bardziej przypominała zwyczajną kobietę, niż to Mat zapamiętał - w jego wspomnieniach nabierała cech posągowych. Zawsze pozbawiona wyrazu twarz niczym polerowany kamień, oczy niby ciemnobrązowe topazy.

A teraz siedziała tutaj: blada, z zarumienionymi policzkami, splątanymi włosami, które zupełnie swobodnie wiły się wokół twarzy. Byłaby zniewalająca, gdyby nie to charakterystyczne oblicze Aes Sedai, z którego nie można się było domyślić jej wieku. Jednak na tym obliczu odbijało się dziś znacznie więcej uczuć niż niegdyś: czułe spojrzenie rzucone w kierunku Thoma, lekkie drżenie, gdy wspominała czas spędzony w wieży.

Kiedy patrzyła na Mata, w jej oczach znów pojawiał się ten szacujący wyraz. Tak, to była ta sama Moiraine. Upokorzona, poniżona. Ale z jakiegoś powodu przez to jeszcze silniejsza. Thom dmuchał na niechętny płomyk, który zamigotał, wypuścił z siebie smużkę dymu i zgasł. Drewno było prawdopodobnie zbyt mokre. Thom zaklął.

- Nie ma sprawy - pocieszyła go Moiraine cichym głosem. - Nic mi nie będzie.

- Po tym jak cię uwolniliśmy z tego miejsca, nie pozwolę, żebyś się przeziębiła - upierał się bard. Wyciągnął już następną zapałkę, kiedy nagle drewno sypnęło iskrami, a ognisko zajęło się, sycząc wściekle.

Mat zerknął na Moiraine, na której twarzy odbijała się wewnętrzna koncentracja.

- Och - stropił się Thom, ale po chwili zachichotał. - Prawie o tym zapomniałem…

- To jest mnie więcej wszystko, na co mnie stać obecnie - powiedziała Moiraine, krzywiąc się.

Światłości, czy Moiraine wcześniej kiedykolwiek się krzywiła? Była zbyt wyniosła, żeby się zwyczajnie po ludzku krzywić, no nie? A może Mat źle ją zapamiętał?

Moiraine. Rozmawiał z przeklętą Moiraine! Choć udał się do wieży z jednoznacznym zamiarem jej uwolnienia, teraz wydawało mu się niesamowite, że tak po prostu siedzi sobie i z nią rozmawia…

Cóż, to było jak rozmowa z Birgitte Srebrny Łuk albo z Jainem Długi Krok. Mat uśmiechnął się, kręcąc głową. Jaki to dziwny świat i jakie dziwne miejsce zajmuje w nim Mat Cauthon.

- Co chcesz przez to powiedzieć, Moiraine? - zainteresował się Thom, grzebiąc w ogniu jakimś patykiem. - Że to wszystko, na co cię obecnie stać?

- Aelfinn i Eelfinn smakują i delektują się silnymi uczuciami. Z jakiegoś powodu ta’veren dostarcza im jeszcze głębszych przeżyć. Ale interesują ich też inne rzeczy.

Thom zerknął na nią, zmarszczył brwi.

- Moja Moc, Thom - wyjaśniła. - Słyszę jeszcze ich szczeki i syki, kiedy karmili się mną, na przemian to jedni, to drudzy. Wychodzi na to, że nieczęsto trafiała im się Aes Sedai, z którą mogli zrobić, co zechcą. Czerpiąc równocześnie z mojej zdolności przenoszenia Jedynej Mocy, karmili się podwójnie moim smutkiem nad tym, co tracę, i samą Mocą. Teraz moje zdolności są poważnie ograniczone. Twierdzili, że zabili Lanfear, zbyt szybko ją wysysając, choć niewykluczone, że po prostu chcieli mnie dodatkowo nastraszyć. Kiedyś odwiedził ich jakiś mężczyzna. Obudzili mnie wtedy. Słyszałam jednak tylko, jak powiedział, że nie jestem tą, na której mu zależy. - Zawiesiła na moment głos, zadrżała. - Czasami żałowałam, że nie wyssali mnie szybko i że nie umarłam.