Выбрать главу

W maleńkim obozowisku zapadła cisza, przerywana tylko posykiwaniem ognia i trzaskaniem drewna. Thom patrzył na Moiraine, a w jego oczach widniała bezradność.

- Nie smuć się tak, Thomie Merrilin - rzekła Moiraine, uśmiechając się. - Przeżyłam straszne rzeczy, ale wszyscy ludzie znają takie chwile ostatecznej rozpaczy. Wierzyłam, że po mnie przyjdziecie. - Wyjęła rękę spod płaszcza, ukazując przy okazji szczupłe, blade ramiona i kości obojczyka, i wyciągnęła ją w jego stronę. Zawahał się, ale po chwili ujął ją i uścisnął.

Moiraine spojrzała na Mata.

- A ty, Matrimie Cauthon… Nie jesteś już prostym wiejskim chłopakiem. Czy oko bardzo boli?

Mat wzruszył ramionami.

- Uzdrowiłabym ranę, gdybym mogła - ciągnęła dalej. - Ale nawet w pełni moich Mocy nie byłabym w stanie odtworzyć oka. - Spuściła wzrok, otworzyła dłoń, którą ściskała rękę Thoma, i uniosła ją do góry. - Macie angreal?

- Och, tak - powiedział Thom, wyciągając z kieszeni dziwną bransoletę. Nałożył jej na nadgarstek.

- Z nią - oznajmiła - wystarczy mi sił, aby przynajmniej uśmierzyć ból. Nałożyli mi ją, aby pokarm, jaki ze mnie czerpali, był bogatszy i smaczniejszy. Dzięki niej mogę zaczerpnąć więcej Mocy. Tak naprawdę, to sama o nią poprosiłam w ramach moich trzech życzeń. Nie zdawałam sobie sprawy, że użyją jej przeciwko mnie.

- Dali ci możliwość spełnienia trzech życzeń? - zapytał Mat, marszcząc czoło.

- Przeszłam przez ter’angreal - wyjaśniła. - Starożytny traktat obowiązuje obie strony, choć teraz, kiedy portal jest zniszczony, nie ma już chyba prostego powrotu. Wiedziałam… na podstawie wcześniejszych doświadczeń, że nie ucieknę, chyba że po mnie przyjdziecie, nieważne, jakie bym wybrała życzenia ani jak ostrożnie bym je sformułowała. A więc wykorzystałam je, jak umiałam najlepiej.

- Więc, o co poprosiłaś?- spytał Mat. - Poza angrealem?

Uśmiechnęła się.

- Na razie zatrzymam to dla siebie. Tobie jestem jednak winna podziękowania, Matrim. Uratowałeś mi życie.

- Wobec tego sądzę, że jesteśmy kwita - odparł. - Ty uratowałaś mnie przed życiem w Dwu Rzekach. Żebym sczezł, jak sobie pomyślę, jakbym teraz stamtąd zmykał.

- A rana?

- Nie boli szczególnie mocno. - W istocie szarpała wściekle. Naprawdę mocno, mocno. - Nie musisz marnować swoich sił na coś takiego.

- Wciąż boisz się Jedynej Mocy, jak widzę?

Zjeżył się.

- Boję się?

- Nie powinnam się dziwić, masz swoje powody do ostrożności. - Uciekła wzrokiem. - Ale uważaj. Najbardziej nieprzyjemne wydarzenia naszego życia czasami zdarzają nam się dla naszego dobra.

Tak, wciąż ta sama Moiraine. Pierwsza do moralizowania i udzielania rad. Może jednak tym razem miała prawo - po tym wszystkim, co sama przeszła - udzielać mu wykładu na temat cierpienia. Światłości! Wiedziała, co ją czeka, a jednak wciągnęła Lanfear w ten ter’angreal? Może Mat nie był tu wcale takim bohaterem, może Noal nie był nim także?

- A więc, co teraz? - zapytał Thom, przysiadając w końcu na jakimś pniaku. Ognisko rozsiewało wokół przyjemne ciepło.

- Muszę odnaleźć Randa - oświadczyła Moiraine. - Będzie potrzebował mojej pomocy. Ufam, że pod moją nieobecność radził sobie dobrze?

- Nic nie wiem na ten temat - stwierdził Mat. - On jest na poły obłąkany, a równocześnie cały świat rzuca się sobie wzajem do gardeł. - Kolory zawirowały przed jego oczyma. Rand jadł posiłek w towarzystwie Min. Mat przegnał ten obraz.

Uniosła brew.

- Ale… - Mat zaczął się wycofywać - zasadniczo osiągnął cel, jako że większość wysiłków ludzkich jest teraz nastawiona na Ostatnią Bitwę. Poza tym Verin twierdziła, że oczyścił saidina ze skazy.

- Błogosławiona Światłości - szepnęła Moiraine. - Jak?

- Nie mam pojęcia.

- To zmienia wszystko - powiedziała, a jej uśmiech stał się szerszy. - Naprawił to, co kiedyś popsuł. „Smok sprowadzi na nas ból, ale Smok też zaleczy ranę”.

- Mat upiera się, że w związku z tym powinno się odbyć jakieś święto czy coś, na cześć tego wydarzenia - zauważył Thom. - Choć może po prostu szuka wymówki, żeby móc się napić.

- Powiedziałbym nie „może”, a „na pewno” - dodał Mat. - Tak czy siak, Rand jest strasznie zajęty. Elayne twierdzi, że wkrótce ma się odbyć jakieś wielkie spotkanie monarchów świata pod jego przewodnictwem.

- Elayne jest królową, więc?

- Jasna sprawa. Jej matkę zabił Rahvin - powiedział Mat.

- O tym mi już mówiłeś.

- Naprawdę? Kiedy?

- Całe życie temu, Matrim - odparła, uśmiechając się.

- No. Cóż, Rand go zabił. A więc to jest przynajmniej krzepiące.

- A pozostali Przeklęci? - dopytywała się Moiraine.

- Nic nie wiem - wykręcał się Mat.

- Mat był ostatnio zbyt zajęty, żeby nadążać za sprawami świata - wtrącił Thom. - Większość czasu zajmuje mu małżeństwo z Imperatorową Seanchan.

Moiraine aż zamrugała z zaskoczenia.

- Co zrobiłeś?

- To był przypadek.- Mat bronił się słabo, kuląc w sobie.

- Przez przypadek wziąłeś ślub z Imperatorową Seanchan?

- Oni mają jakieś takie starożytne obyczaje - tłumaczył się Mat, naciągając głębiej kapelusz na czoło. - Dziwni ludzie. - Zmusił się, żeby zachichotać.

Ta’veren! - powiedziała tylko Moiraine.

Skądś wiedział, że to powie. Światłości. Cóż, dobrze, że już wróciła. Mat sam był zdziwiony, jak mocno jest o tym przekonany. Któż by pomyślał? Ciepłe uczucia wobec Aes Sedai z jego strony?

- Dobrze - rzekła. - Widzę, że mamy sobie jeszcze dużo do opowiedzenia. Ale najpierw muszę znaleźć Randa.

Wiedział też z góry, że kiedy wróci na świat, zaraz zacznie wszystkimi rządzić.

- Ty sobie go znajdź, Moiraine, ja mam rzeczy do roboty w Caemlyn. Nie chcę się kłócić, i tak dalej, ale taka jest prawda. Ty zresztą też mogłabyś tam wpaść. Elayne najprędzej pomoże ci z Randem.

Przeklęte kolory. Jakby brak oka nie był już dość paskudny, to jeszcze te wizje zaćmiewające drugie, gdy tylko pomyśli o Randzie…

„Żeby sczezły te wizje”.

Moiraine spojrzała na niego spod uniesionych brwi. Mat tylko pokręcił głową i zarumienił się. Prawdopodobnie wyglądał, jakby miał jakiś napad czy coś.

- Zobaczymy, Mat - skonstatowała, a potem zerknęła na Thoma, który stał z paczką herbaty w dłoni. Mat skłonny był już go podejrzewać, że zaparzy ją w swoich rękach, żeby tylko dać Moiraine coś ciepłego do picia. Thom popatrzył na nią, a ona znowu wyciągnęła do niego rękę.

- Najdroższy Thomie - powiedziała. - Wzięłabym cię za męża, gdybyś mnie chciał za żonę.

- Co? - Mat osłupiał i poderwał się na równe nogi. Przytknął dłoń do czoła, omalże nie strącając z głowy kapelusza. - Co powiedziałaś?

- Cicho, Mat - skarcił go Thom. Nie ujął dłoni zaoferowanej mu przez Moiraine. - Wiesz, że nigdy nie przepadałem za kobietami zdolnymi do przenoszenia Jedynej Mocy, Moiraine. Wiesz, że w przeszłości stanęło to na drodze moich małżeńskich planów.

- Nie ma już we mnie wiele Mocy, najdroższy Thomie. Bez tego angreala nie jestem nawet dość silna, aby zostać wyniesiona na Przyjętą Białej Wieży. Jeżeli mnie zechcesz, pozbędę się go. - Uniosła drugą dłoń, odsłaniając widoki omalże graniczące z przyzwoitością. Zdjęła z tamtego nadgarstka angreal.

- Moiraine, nie wydaje mi się, aby to był dobry pomysł - stwierdził Thom, klękając i biorąc ją za ręce. - Nie, nie zabiorę ci wszystkiego.

- Ale z nim będę strasznie silna, silniejsza Jedyną Mocą niż kiedykolwiek przedtem, zanim trafiłam do Wieży.