Marco był, jak zwykle, w szkole. Gdzie podziewał się Ulvar, nigdy nie wiedzieli. Dwa lata temu z drżącym sercem posyłali braci po raz pierwszy do szkoły. Kariera szkolna Ulvara skończyła się po tygodniu, po czym nauczyciel zabronił mu wstępu nawet na dziedziniec. W ciągu tego tygodnia chłopiec zdążył powyuczać dzieci brzydkich słów, nazwał nauczyciela starym alfonsem, bił się z wszystkimi chłopcami po kolei i jak popadło, skaleczył kilku uczniów nożem, poszarpał ubranie na najładniejszej dziewczynce w klasie i ukradł skarbonkę, w której zbierano pieniądze na wsparcie zamorskich misji.
Zakaz pokazywania się w szkole go uszczęśliwił.
Lata poprzedzające rozpoczęcie nauki były dla rodziny koszmarem. Nigdy nie było wiadomo, co Ulvar kiedy wymyśli, i ciągle musieli być czujni. Jedynym, kto miał jakikolwiek wpływ na Ulvara, był Marco, ale co może osiągnąć jedno małe dziecko? Musieli ustalać dyżury, nigdy nie spuszczali Ulvara z oczu, bo wtedy zdarzyć się mogło wszystko.
Teraz chłopcy mieli po dziewięć lat i rodzina przestała w jakikolwiek sposób panować nad Ulvarem, kiedy Marco był w szkole. Ulvar przepadał zaraz po śniadaniu i mogli się jedynie domyślać, że spędza większość czasu w lasach i na wzgórzach. Dopóki nie docierały do nich wiadomości na temat zniszczeń albo nieszczęśliwych wypadków, musieli mu pozwolić chodzić własnymi drogami.
Nic innego zrobić nie mogli. Pewnego razu Malin chciała go zatrzymać, próbowała się dowiedzieć, gdzie on spędza całe dnie, ale nigdy więcej już tego nie powtórzyła.
Pobiegła za nim i prosiła, żeby się zatrzymał, chciała z nim porozmawiać, prosić, by był ostrożny w tym, co robi. Szła za nim aż do skraju lasu. Ulvar jednak w najmniejszym stopniu nie przejmował się jej prośbami, szedł po prostu dalej.
Wtedy Malin wpadła w złość. Nieczęsto jej się to zdarzało, była osobą niezwykle opanowaną, ale jego nonszalancja, nie reagowanie na żadne prośby, doprowadziło ją do ostateczności. Przecież chciała dla niego wyłącznie dobra!
Wbiegła do lasu i krzyknęła za nim:
– Wracaj natychmiast, ty przeklęty bachorze! Teraz nareszcie będzie koniec z tymi twoimi wyprawami do lasu!
I wtedy stanął przed nią wielki wilk z wyszczerzonymi zębami. To na nią groźnie warczał tym razem!
Odskoczyła, przerażona, pojęcia nie miała, co robić.
Bestia podeszła bliżej, nos marszczył się, odsłaniając coraz mocniej kły.
Nie widzieli tych okropnych wilków już od wielu lat, dlatego teraz Malin przeżyła podwójny szok. Nie można już było dłużej wmawiać sobie, że to zwyczajne wilki. Nikt nie mógł mieć wątpliwości, że te bestie są nierozerwalnie związane z Ulvarem.
W ostatnich latach miało miejsce kilka budzących zdumienie wydarzeń. Pewnego razu robotnik, którego wynajmowali do pomocy, padł sparaliżowany na podwórzu, a kiedy przybiegli, żeby go ratować, okazało się, że ma przy sobie różne cenne przedmioty, które ukradł w Lipowej Alei. Gdy tylko je oddał, mógł znowu wstać i opowiadał przerażony o jakimś strasznym iskrzeniu i huku oraz że to piorun powalił go na ziemię. Rzecz działa się w zimie i naprawdę trudno było uwierzyć, że to mógł być piorun.
Nad dziedzińcem zaś rozbrzmiewał ohydny, złowrogi śmiech Ulvara. Ten śmiech budził w Malin śmiertelną trwogę.
Innym razem Viljarowi przydarzyło się nieszczęście. Poszedł nad rzekę, żeby zebrać przybory rybackie, które mogła uszkodzić wiosenna powódź. Towarzyszyli mu obaj chłopcy, którzy mieli wtedy po cztery czy pięć lat. Viljar surowo im przykazał, że mają spokojnie stać na brzegu.
Nagle Viljar poślizgnął się na mokrym kamieniu i wpadł do wzburzonej wody. Wartki nurt miotał nim we wszystkie strony, tonący opił się wody i choć walczył rozpaczliwie, nie mógł znaleźć oparcia dla stóp.
Później opowiadał Malin, Belindzie i Henningowi, co wtedy przeżywał. Kiedy raz udało mu się nareszcie wystawić głowę nad powierzchnię, usłyszał ten wariacki śmiech Ulvara, który przenikał go do szpiku kości. To, co stało się potem, było niewiarygodne. Zdawało mu się, że obejmuje go i wciąga w dół jakaś niesamowita wodna istota. Lepkie łapy ściskały go za gardło i dusiły, potwór stroił okropne grymasy i śmiał się szyderczo w twarz Viljarowi, któremu ciemniało w oczach. Był pewien, że jego ostatnia godzina nadeszła, ogarniała go rozpacz, prosił Boga o pomoc, która, jak zwykle, nie nadchodziła, a to, co półprzytomny dostrzegał przed sobą, było z pewnością jedną z tych istot ze świata cieni, które Saga przepędziła z Grastensholm. A zatem zemsta…
Jednak nad paskudną istotą z zaświatów najwyraźniej panowała inna, większa siła. Poczuł, że coś go unosi z wody, nielicznymi palcami, jakie miał, chwycił się czegoś rosnącego przy brzegu, jakiejś rośliny o silnych korzeniach, jak mu się zdawało, i na wpół uduszony, trzymał się mocno. Dyszał ciężko, lecz był uratowany.
Od tej pory pozwalali Ulvarowi robić, co chce. Nie mogli postępować inaczej.
Wracał zawsze do domu razem z Markiem, którego ubóstwiał. I wtedy rodzina mogła odetchnąć. Lepszego opiekuna niż Marco dla Ulvara nie było.
Nie musieli się bać tylko jednego, że mianowicie w czasie swoich wypraw w nieznanym kierunku Ulvar będzie dręczył zwierzęta. Jak wszyscy obciążeni dziedzictwem, i jak w ogóle wszyscy Ludzie Lodu, miał znakomity kontakt ze zwierzętami. Rozumiał je.
I to była chyba jego jedyna pozytywna cecha.
Ulvar był najbardziej podobny do Kolgrima. Do tego najbardziej niepoprawnego. Ulvar także był niepoprawny. Malin zastanawiała się często, jaki tragiczny jest los obu tych chłopców. Kolgrim żył zaledwie czternaście lat i zginął nagłą śmiercią, którą ściągnęła na niego żądza posiadania skarbu, a prawdopodobnie także ingerencja Tengela Złego.
Nie życzyła Ulvarowi takiego losu. Nie chciała, żeby umarł młodo, pragnęła, by miał czas się poprawić. Czyż Ulvhedin tego nie dokonał? A przecież był co najmniej tak samo zły, jak Ulvar lub Kolgrim. Tylko że Ulvhedin miał pomocników. Villemo, Dominika i Niklasa. Troje wybranych.
Teraz wśród Ludzi Lodu nie było wybranych. Co prawda czarne anioły powiedziały Henningowi, że po odejściu Sagi on musi zająć jej miejsce jako wybrany, i rzeczywiście, miał on wyjątkowe zdolności, lecz nad Ulvarem władzy nie posiadał. Henning nie miał żółtych oczu ani zdolności nadprzyrodzonych. Dysponował jedynie niewiarygodną siłą, która pomagała mu rozwiązywać praktyczne problemy, jakich im w ostatnich czasach nie brakowało.
Ulvar pozostawał jednak poza zasięgiem jego wpływu.
Spowodował on w ostatnich czasach wiele okropnych wydarzeń, które naraziły na szwank opinię Ludzi Lodu. Tak jak wtedy, kiedy próbował podpalić willę pewnej starszej pani, która go nie lubiła. Jedynie błyskawiczna interwencja Viljara i Henninga uratowała zarówno willę, jak i dobre imię rodziny. Kiedy indziej znowu Ulvar uwięził chłopca, który się źle wyraził o jego wyglądzie. Więzień został poddany regularnym torturom, nim krewni Ulvara nie usłyszeli rozpaczliwych wrzasków i nie pobiegli z odsieczą. Ojciec pokrzywdzonego chłopca żądał odszkodowania i Viljar musiał zapłacić, żeby uniknąć procesu sądowego.
Dobrze wiedzieli, że Ulvar sieje postrach w okolicy i że ludzie go nienawidzą. Co jakiś czas docierały do nich opinie, że należy go oddać do jakiegoś zakładu i zamknąć na zawsze.
Rodzina jednak chciała uchronić syna Sagi przed takim losem. Dlatego, wciąż z duszą na ramieniu, pilnowali go jak mogli.
Nie protestowali więc przeciwko jego wyprawom do lasu, bo przynajmniej wtedy nikomu nie robił nic złego.