Выбрать главу

Henning miał swój pogląd, jeśli chodzi o tego kuzyna. „Marco oczekuje swego czasu”, mawiał często. Wiedział bowiem, że obaj chłopcy zostali do czegoś przeznaczeni. Każdy ma do spełnienia swoje zadanie. Henning wiele się nad tym zastanawiał. Nie umiał tylko znaleźć odpowiedzi na pytanie, w czym to Ulvar mógłby odegrać pozytywną rolę.

Ale w życiu Henninga pojawiły się wkrótce inne sprawy, bardziej osobistego charakteru, nad którymi musiał się zastanawiać.

ROZDZIAŁ IX

Przy sianokosach tego roku pomagali im jak zwykle sąsiedzi i przyjaciele. Rodzina przeżyła kilka tragicznych lat, gdy nikt nie chciał okazać im pomocy, wtedy gdy szary ludek panoszył się w Grastensholm, ale teraz znowu było dobrze. W każdym razie dopóki Ulvar trzymał się z dala. Kiedy się tylko pokazywał, pomocnicy zabierali się do domu, nauczeni doświadczeniem.

W tym roku, 1871, wśród pomagających znalazła się też pewna młoda dziewczyna. Mieszkała niedaleko, w willi, i taki miała kaprys, żeby popracować w polu. Po-stanowiła, że przyjdzie pomagać. „Praca w polu jest taka malownicza, mamo, a poza tym mogę się przydać.”

Wieczorem wróciła do domu z rozmarzonym wzrokiem.

Och, czyż zawód rolnika nie jest wspaniały? Ach, pracować na roli, uprawiać ją! Spać na sianie, karmić małe, nieporadne jagnięta…

Matka była dużo bardziej trzeźwa:

– Siedzieć w oborze przez całą zimową noc i czekać na cielę. Prać ciężkie, śmierdzące gnojem ubrania w lodowatej wodzie. Wstawać przed świtem i wiedzieć, że wszystko, absolutnie wszystko i wszyscy w obejściu czekają, że przyjdziesz, nakarmisz, posprzątasz, przygotujesz co trzeba.

– Tak, ale to przecież fantastyczne! Dokładnie za czymś takim zawsze tęskniłam!

– Ach, tak? W ubiegłym tygodniu prawdziwe życie polegało na tym, by móc studiować na uniwersytecie, tylko dlatego, że ty, jako dziewczyna, nie masz do tego prawa. A jeszcze tydzień przedtem najbardziej interesowały cię bale w Christianii.

Córka nie słuchała. Z oczyma utkwionymi w dal myślała o przystojnym, budzącym zaufanie synu gospodarza z Lipowej Alei. Zwoził siano. Przyjeżdżał tylko od czasu do czasu, by załadować wóz. Zamienił z nią ledwie kilka słów, ale, och, jaki on pociągający! Trochę skrępowany, ale wysoki i silny, o głębokim głosie i prawdopodobnie absolutnie niedoświadczony, jeśli chodzi o kobiety. Następnego dnia znowu musi tam pójść.

Henning ją, oczywiście, zauważył, trudno było tego uniknąć. Błyszczała niczym gwiazda pośród ubranych na ciemno kobiet i dziewcząt wiejskich. Obcy ptak, który wcale nie pasował do tego środowiska.

Ma chyba około dwudziestu lat, myślał Henning. Włosy blond, z drobnymi loczkami nad czołem i grubym warkoczem upiętym wokół głowy. Ubrana w białą bluzkę i w spódnicę na szelkach z materiału w kwiatki. Inne kobiety nosiły przeważnie praktyczne suknie w brązową albo szarą kratę, a nadchodziła moda jeszcze bardziej surowa: czerń, bluzki zapięte wysoko pod szyję.

Dziewczyna miała na imię Anneli i Henning wiedział, gdzie mieszka. Ojciec był przedsiębiorcą, spekulował na giełdzie, pewien siebie. Rodzina miała wiele dzieci.

Anneli spoglądała na Henninga tak promiennie i radośnie, że naprawdę go to onieśmielało. Na jego poważną uwagę, że powinna widły trzymać pod sianem, jeśli chce je podnieść, odpowiedziała prawie frywolnie i Henning spłonął rumieńcem. Ale to chyba tylko on tak źle zrozumiał jej słowa.

Następnego ranka, od chwili gdy tylko otworzył oczy, dręczył go niepokój. Czy Anneli dzisiaj też przyjdzie? Z pewnością tylko przelotny kaprys sprawił, że chciała pomagać na łące.

Ale była. Gdy wypatrujące oczy Henninga dojrzały ją już z daleka, serce jego przepełniła spokojna radość.

Anneli oczywiście przybiegła. Kiedy wczoraj wieczorem rozchichotana opowiadała swoim dwóm przyjaciółkom o niebywale męskim młodym gospodarzu z Lipowej Alei, jedna z nich zawołała: „Ach, Boże, on! Od dawna strzelam do niego oczami, ale on nie patrzy na dziewczyny! Ludzie mówią, że mężczyźni z Ludzi Lodu są podobno fantastyczni w łóżku. Bo mają jakoby…” Dalsze słowa rozpłynęły się w niepohamowanych chichotach. „Ale czy to nie tylko ci przeklęci? Tacy jak Ulvar?” zapytała druga z przyjaciółek. Wszystkie trzy zgodziły się w końcu, że czegoś takiego nigdy na pewno nie wiadomo.

Przyjaciółki były chyba dużo bardziej doświadczone, niż Anneli myślała. Były też starsze. Ale ogarnęła ją ochota, by sprawdzić, jak to jest z tymi mężczyznami z Ludzi Lodu, to znaczy z Henningiem, oczywiście! Jej zainteresowanie nieustannie rosło. Niebezpieczne, to jest bardzo niebezpieczne, zdawał się szeptać jakiś wewnętrzny głos. Ale ona nie zamierzała przecież przekraczać granic! Panna z dobrej rodziny tak nie robi! Chociaż jaj dwie przyjaciółki…?

Na łące Henning nie miał odwagi rozmawiać z Anneli. Bał się, że ona go natychmiast przejrzy na wylot. Postanowił czekać do przerwy na posiłek.

Znalazł się jednak po tej samej stronie długiego kuchennego stołu, co ona. W dodatku daleko od niej. Nawet jej nie widział.

Jedyne, co uzyskał tego dnia, to kilka nieśmiałych uśmiechów na łące. Na nic więcej nie mógł się odważyć.

Został tylko jeszcze jeden dzień…

Henning cierpiał. Nie umiał rozmawiać z dziewczynami. Czuł się zawsze w ich obecności okropnie niezdarny. Ta jednak wznieciła niepokój w jego sercu, niepokój, który groził, że przerodzi się w poważną udrękę.

Przez cały wieczór był nieswój, miejsca nie umiał sobie znaleźć, rodzice przyglądali mu się z troską. Ich zawsze zrównoważony syn, dwudziestoletni teraz. Co się z nim stało?

Tylko Malin wiedziała, co się święci. Widziała dziewczynę i natychmiast się zorientowała, jak bardzo Henning jest nią zainteresowany. Rzeczywiście dziewczyna jest ładna, ale czy to odpowiednia osoba dla niego? Oj, chyba nie!

Parobcy żartowali z nią dosyć niewyszukanie, a ona odpowiadała im tym samym. Chociaż, trzeba powiedzieć, umiała ich osadzić w miejscu. Pochodzę z lepszego domu i trzymajcie swoje brudne łapy przy sobie, zdawała się mówić całą swoją postawą.

Henning jednak znalazł łaskę w jej oczach, Malin to widziała i wcale jej to nie zdziwiło. Chłopiec zrobił się taki przystojny w ostatnich latach. Spod szerokiego czoła spoglądały czyste oczy, w których w ogóle nie było fałszu. Henning miał takie ciepłe, sympatyczne spojrzenie, że aż wzruszające. Jak niewiele trzeba, żeby zranić kogoś takiego! Był szeroki w ramionach, a wąski w biodrach, miał duże dłonie, które mogły z niezwykłą czułością pieścić dziewczynę.

O, tak, Malin rozumiała oboje.

Tylko że tak bardzo do siebie nie pasują! Czy oni tego nie widzą?

Trzeciego i ostatniego dnia Henning miał szczęście. To znaczy Anneli wykazała inicjatywę i po pracy Henning oprowadzał ją po gospodarstwie. Z wielką czułością i dumą mówił o zwierzętach i budynkach, a ona szczebiotała kokieteryjnie, jak to dziewczęta w pewnym wieku mają w zwyczaju, przez cały czas uważnie kontrolując, jak się zachowuje i jak wygląda.

– Och, jaki ty musisz być szczęśliwy – szeptała, przytulając wdzięcznie do siebie małego kotka, z czym było jej bardzo do twarzy. – Zawsze marzyłam o tym, żeby mieszkać na prawdziwej wsi. Móc pracować ze zwierzętami…

Z lekkim grymasem wytarła rękę, którą przed chwilą powąchała świnia.

– Naprawdę o tym marzyłaś? – naiwnie pytał Henning z uszczęśliwioną miną. – A ja myślałem, że jesteś na to za elegancka. Taka panna z miasta, która się boi, że pobrudzi sukienkę.

– Och, nie! Coś ty, ja wcale taka nie jestem!

Jej powieki opadały i podnosiły się obiecująco. Potwornie skrępowany tym, że się nieustannie rumieni, Henning z bijącym sercem szedł do drzwi.