– Musisz się przywitać z koniem – powiedział głosem lekko drżącym, bo nie umiał powstrzymać uśmiechu szczęścia.
Belinda zaprosiła panienkę na kolację, ale przy stole Henning siedział jak niemowa. Nie byłby w stanie rozmawiać z nią, kiedy wszyscy słuchali, mowy nie ma! Poza tym przy stole był też Ulvar, który wcale nie ukrywał swoich poglądów i wciąż komentował zachowanie Anneli. Wszystkie próby uciszenia go lub wysłania do jego pokoju były daremne. Na tego typu upomnienia Ulvar był kompletnie głuchy. Nie poddał się nawet wtedy, gdy Viljar złapał go za ucho i chciał wyprowadzić z jadalni. Wrzeszczał, jak wielekroć przedtem:
– Podnosisz rękę na swojego wychowanka? Chcesz, żebym zameldował o tym na policji?
Wszyscy dobrze wiedzieli, że stać go na głośne żale i zawodzenie na temat, jaka mu się tu dzieje krzywda. Jemu, bezdomnej sierocie! Pozostawało więc tylko prosić Anneli, by nie zwracała uwagi na jego brzydkie słowa i wszelkie szykany.
Tak więc krótki romans Henninga dobiegł końca. Co jeszcze pozostało teraz, kiedy zbiory były pod dachem? Tęsknił rozpaczliwie, przez całe dnie i wieczory wystawał przy oknie i patrzył w stronę jej domu. Trwało tak, dopóki Ulvar nie zapytał, czy Henning zamierza ryczeć niczym jeleń na rykowisku. Wtedy się zaczerwienił, oczy napełniły mu się łzami i uciekł do swego pokoju.
Anneli była odważniejsza i robiła, co mogła. Wystawała wieczorami na rynku i rozmawiała z rówieśnikami, ale jednym okiem wciąż spoglądała w kierunku Lipowej Alei. Henning nigdy jednak nie przychodził, bo po prostu nie wiedział, że młodzi się tam zbierają. Nie znał miejscowych obyczajów.
W końcu sprawę wziął w swoje ręce Ulvar.
Oczy mu błyszczały złośliwie, gdy pewnego wieczora szedł w stronę rynku. Obecna tam młodzież śledziła go niespokojnym wzrokiem. Bardzo wielu zachowało mało przyjemne wspomnienia z czasów dzieciństwa, gdy podstępny Ulvar pastwił się nad nimi. Mimo że było ich teraz wielu, woleli z nim nie zadzierać. Ulvar, który się mścił, był tysiąc razy groźniejszy.
Przeszedł obojętnie koło Anneli.
– Henning chce się z tobą spotkać dziś wieczorem w stodole w Lipowej Alei – szepnął półgębkiem. – O ósmej.
Anneli z niesmakiem popatrzyła na wstrętną figurę, ale jego słowa bardzo jej się spodobały.
– Jak będę chciała – odparła zaczepnie.
Będziesz, będziesz, pomyślał Ulvar i posłał jej złośliwe spojrzenie swoich zielonożółtych oczu. Potem wrócił do domu.
Henningowi powiedział to samo. Że Anneli chce z nim rozmawiać. Czy może wyjść do stodoły o godzinie ósmej?
Henning stał jak słup soli. Policzki zrobiły mu się czerwone. Nie mógł wykrztusić ani słowa, skinął tylko głową.
Och, jak ładnie się ubrał tego wieczora! Przyczesane na mokro włosy gładko przylegały do głowy i wcale mu nie dodawały urody, podkradł też ojcu trochę wody po goleniu, która pachniała niebiańsko.
O godzinie ósmej Ulvar siedział skulony w swojej kryjówce pod dachem stodoły i spoglądał w dół. Teraz się zabawi! Nareszcie zobaczy kochającą się parę w akcji. To dopiero będzie coś!
Potem, kiedy tamci zapomną o bożym świecie, zeskoczy na dół prosto na nich i będzie śmiał im się w twarz, kiedy w popłochu będą się próbowali ubrać i uciec ze stodoły. Czuł, że ogarnia go podniecenie, i chichotał cicho w oczekiwaniu.
Ale sprawy nie potoczyły się tak, jak myślał.
Tamci przyszli oboje, lecz już pierwsze słowa, jakie wymienili, niemal jednocześnie wypowiedziane zdanie:„Podobno chcesz ze mną rozmawiać”, ujawniły intrygę Ulvara.
– To znaczy, że on się tu gdzieś chowa – mruknął Henning. – Wyjdźmy stąd!
I poszli. Ulvar ze złością patrzył, że spacerują po świeżo skoszonej łące, na otwartej przestrzeni, i on nie będzie mógł podejść do nich niezauważony. Był wściekły.
Zamiast zabawić się ich kosztem, doprowadził po prostu do spotkania. I Henning, ów prostoduszny młodzieniec, wierzył Anneli, kiedy go zapewniała, że niczego bardziej nie pragnie, jak pracować w gospodarstwie. Może ona sama też w to wierzyła?
W miesiąc po pierwszym spotkaniu uczucia obojga osiągnęły bardzo wysoką temperaturę. Przyjaciółki Anneli, które otrzymywały codzienne raporty, zaczynały się niecierpliwić.
– Jeszcze go nie doprowadziłaś do szaleństwa, Anneli?
– Ech, on jest taki nieśmiały, taki rycerski! Nigdy nie dotknie kobiety przed ślubem, to jego zasada.
– Przecież nie musicie czekać aż tak długo – podżegała jedna z przyjaciółek. – A zresztą to jest właśnie najbardziej zabawne. Podniecić mężczyznę tak, żeby nie był w stanie nad sobą panować.
Druga z zapałem kiwała głową. Żadna z nich nie odważyła się jeszcze na nic podobnego, ale teraz dostawały sprawozdania z pierwszej ręki o tym, co się przeżywa z mężczyzną, i przesadzały trochę na temat własnych doświadczeń. Najwyraźniej popychały Anneli do czynu.
Ona zatem robiła co mogła, by doprowadzić Henninga do takiego napięcia, że przestanie nad sobą panować, bo przecież jej uwodzicielskie talenty nie mogły się okazać gorsze niż zdolności przyjaciółek! To nie może być!
Poza tym sama też była nieznośnie ciekawa, jak to jest w miłości, a już zwłaszcza jak to jest z Henningiem. Uwodziła go więc jak tylko umiała. I w końcu pewnego wieczora w lesie stało się to, co było nieuchronne. Na szczęście Ulvar ich tego dnia nie podglądał. Był już wtedy w domu i dawno spał. Obecność Anneli sprawiała, że Henningowi zaczęło wirować w głowie; on, który przez cały czas starał się zachowywać rozsądek i walczyć z narastającą namiętnością, teraz był całkowicie oszołomiony. Anneli zaś nie robiła nic, by powstrzymać jego niecierpliwe ręce, poddawała się chętnie jego pieszczotom i ostatnie wyrzuty sumienia Henninga musiały utonąć w podnieceniu, pokonane przez tęsknotę, która go od dawna trawiła.
Po wszystkim był zrozpaczony i błagał ją o przebaczenie, ona jednak uśmiechała się zadowolona. W końcu osiągnęła to upragnione. Och, z jakim triumfem będzie mogła jutro opowiedzieć przyjaciółkom! Jakie to wszystko wspaniałe, podniecające!
Znacznie mniej podniecające okazały się sprawy w parę tygodni później, kiedy z płaczem trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy. Henning przyjął wyznanie ze spokojem, po prostu będą musieli wziąć ślub wcześniej niż sądzili. Gorzej było z przyjaciółkami.
Utraciła je już tego samego dnia, kiedy z taką dumą opowiedziała im o podboju. Wyszło wtedy na jaw, że nie zamierzają się z nią dłużej zadawać. Wysłuchały jej szczegółowych opowiadań o pierwszym prawdziwym miłosnym spotkaniu, potem popatrzyły na nią wyniośle i odeszły. Panny z porządnych domów nie chciały mieć nic wspólnego z kobietą upadłą.
Najgorsze jednak było przyznanie się do wszystkiego rodzicom!
Odbył się cichy ślub. Ojciec panny wyglądał jak gradowa chmura, matka pochlipywała. Viljar i Belinda twarze mieli blade ze wstydu, Malin nie ukrywała zmartwienia. Nikt więcej na ślub nie przyszedł.
Anneli wprowadziła się do Lipowej Alei i teraz już nie uważała, że życie na wsi jest takie interesujące. Wciąż miała mdłości, prawie nie wstawała z łóżka, o żadnej pomocy z jej strony nie można było nawet myśleć, całymi dniami obnosiła ponurą i nieszczęśliwą minę.
Straciła śliczną dziewczęcą figurę i musiała słuchać złośliwych komentarzy Ulvara na temat, jak doszła do stanu, w którym się właśnie znalazła. Tłumaczył jej to drobiazgowo ze wszystkimi detalami i nieustannie wypominał, że urodzi bękarta. Gotowa była krzyczeć na sam widok Ulvara.
Malin, która miała zamiar wyjść tej jesieni za Pera, odłożyła ślub na jakiś czas, bo teraz w Lipowej Alei sytuacja wcale się nie poprawiła. Wprost przeciwnie, Malin była potrzebna, żeby łagodzić sytuację i stosunki pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny.