Выбрать главу

A taka właśnie historia była, znajdowała się przez cały czas w zasięgu ręki.

No, może to akurat przesada, nie tak znowu łatwo było ją po prostu wziąć. Ale on przekopał przecież dom w Lipowej Alei od fundamentów po dach i wielokrotnie widywał grube księgi pełne bezsensownych, jego zdaniem, znaków, zamknięte na klucz w sypialni Viljara i Belindy. Zamknięcie na klucz nie stanowiło dla Ulvara przeszkody. Pojąć po prostu nie mógł, dlaczego zamyka się w szafie te szpargały, w których zbiera się tyle kurzu.

Dopiero stosunkowo niedawno przyszło mu do głowy, co to może być. Wtedy wyniósł po kryjomu jedno opasłe tomisko i ukrył się z nim w piwnicy, przy okienku, przez które wpadało światło, i próbował coś z tego zrozumieć. Jakkolwiek jednak natężał umysł, niczego, oczywiście, nie pojmował. Próbował się domyślać, co poszczególne litery oznaczają, porównywał je ze sobą, ale jedyną literą, jakiej się kiedykolwiek nauczył, było „U”, pierwsza litera imienia Ulvar. Zresztą też nie doszedł do tego z własnej inicjatywy, po prostu Marco mu pokazał.

Długo się z tym wszystkim szamotał. To właśnie w tym czasie tyle przesiadywał w Lipowej Alei. W końcu jednak dał za wygraną. Uznał, że musi szukać pomocy.

No i, oczywiście, Marco pomógł mu bardzo chętnie, uradowany, że brat wykazuje zainteresowanie dla szkolnej pracy. Dziwiło go tylko, że Ulvar bardziej interesuje się pismem ręcznym niż drukiem, ale w końcu co to ma za znaczenie, a przy okazji nauczy się też pisać, więc właściwie będzie dodatkowa korzyść.

Ulvar starał się bardzo. Mozolnie wypisywał literkę po literce, kurczowo trzymał pióro w niezdarnych palcach i robił mnóstwo kleksów. Przeklinał i wymyślał, co chwila tracił cierpliwość i rzucał wszystko w kąt, ale wracał następnego dnia, zdecydowany zaczynać od początku.

W jakiś czas potem znowu zdumiał Marca. Bo te litery, których się nauczył, nie wystarczały mu. To znaczy, oczywiście, uważał je za potrzebne, ale było mu tego za mało. Dlaczego? zastanawiał się Marco.

Ulvar nie zamierzał powiedzieć otwarcie, o co mu chodzi, ale po długich i denerwujących dyskusjach Marco domyślił się nareszcie, czego bratu potrzeba. Oprócz nowoczesnego alfabetu istniało przecież stare pismo gotyckie.

Wtedy Marco powinien był zrozumieć, do czego to wszystko zmierza. Ale Marco był chłopcem zbyt prostolinijnym i ufnym. On się po prostu tylko cieszył, że brat wykazuje takie intelektualne zainteresowania. Jeśli o to chodzi, nigdy specjalnie swoich bliskich nie rozpieszczał. Zatem Marco uczył, a Ulvar pobierał nauki. Powoli i mozolnie. Zabrało to dużo czasu, ale czytać się nauczył. Zawsze trudniej jest nadrabiać zaległości komuś, kto wyrósł już z wieku szkolnego.

Ulvar był zadowolony. Teraz jest gotów! Nauczył się czytać i zdobędzie potrzebną mu wiedzę. Czas nadszedł.

Wymknął się z domu wczesnym rankiem, kiedy wszyscy jeszcze spali. Co prawda z sypialni Malin dochodziło gaworzenie jej synka, ale dziecko miało zaledwie rok i było całkowicie nieszkodliwe. Ulvar szedł zdecydowanym krokiem dalej, do Lipowej Alei.

Również tam panował spokój. Nawet trzyletnia córeczka Henninga jeszcze się nie obudziła. Ulvar nie interesował się takimi smarkaczami, nigdy się do nich nie odzywał, udawał, że ich w ogóle nie dostrzega. Nie, czekają na niego ważniejsze sprawy.

Znał dom w Lipowej Alei jak własną kieszeń, bez kłopotów więc otworzył drzwi do piwnicy. Ukrył się w swoim tajemniczym kącie przy okienku i wyjął ukrytą tam wcześniej najstarszą księgę. Nie odważył się przynieść ich tu więcej niż jedną. W końcu nie wiadomo, czy Viljarowi albo Belindzie nie przyjdzie do głowy zajrzeć do zamykanej na klucz szafy.

Otworzył księgę. Napisał ją Mikael Lind z Ludzi Lodu, ale o tym Ulvar nie wiedział. Pismo było stare i teraz bardzo już niewyraźne, zaczęto przecież te księgi spisywać w siedemnastym wieku. Ulvar nie miał, rzecz jasna, pojęcia o najstarszej ze wszystkich, o dzienniku Silje. Był to tak drogocenny zabytek, że przechowywano go razem ze skarbem.

Niczym najczystszy ton płynący ze strun harfy dotarła do moich uszu opowieść o Ludziach Lodu – czytał Ulvar.

Potem uniósł głowę.

– Ja umiem! – szepnął triumfalnie. – Potrafię czytać! Teraz dowiem się wszystkiego!

Nie szło to, niestety, tak szybko. A cierpliwość nigdy nie była cnotą Ulvara. Teraz jednak przechodził samego siebie, nie odkładał księgi, dopóki nie wyjaśnił sobie znaczenia każdego słowa, każdej literki. Pierwszego dnia zdołał odczytać zaledwie kilka stron. Mimo to nie zamierzał dać za wygraną, mowy nie było, żeby zrezygnować!

Nigdy w życiu! Odmówili mu prawa do poznania historii Ludzi Lodu, bali się, by nie wiedział za dużo. Ale Ulvar zawsze wygrywa, myślał sam o sobie. Teraz dostaną za swoje!

Wiele, wiele miesięcy później Malin siedziała przy stole w swojej jadalni i nalewała niedzielną zupę domownikom. Coś ją wyraźnie trapiło.

– Czym on się zajmuje, Per? Doszło już do tego, że nawet w niedzielę znika z domu. Tak dłużej nie można. Przez większość dni w tygodniu wychodzi wcześnie rano i wraca dopiero na obiad. Co on robi?

– Na razie nikt nam nie donosi, że dzieje się coś złego – odpowiedział jej mąż, pomagając pokroić mięso swemu czteroletniemu synkowi. – Myślę, że dopóki tak jest, możemy go zostawić w spokoju.

Malin nie była zadowolona.

– W te dni, kiedy Henning nie ma dla niego żadnego zajęcia, znika i nie pokazuje się całymi godzinami. I nikt go nie widzi. A jak go czasem ktoś z Lipowej Alei zobaczy, to na ogół wtedy, kiedy wraca do domu.

– Może jak dawniej chodzi do lasu? A o ile wiemy, zwierzętom krzywdy nie robi, więc nie przejmuj się nim, Malin. Dla ciebie to w końcu lepiej, kiedy go nie ma w domu.

– Tak, tak, pewnie masz rację… Śledzić go nie można. Ja kiedyś próbowałam, ale wściekał się okropnie, gdy mnie odkrył. Poważnie się wtedy wystraszyłam. Wiesz, ja myślę, że powinniśmy pojechać z wizytą do Szwecji. Moi rodzice zaczynają się już starzeć, a dla Ulvara byłoby dobrze, gdyby na jakiś czas stąd wyjechał.

– Dobrze, pojedziemy na wiosnę – obiecał Per. – Ale nie mogę twierdzić, że cieszy mnie perspektywa podróży z Ulvarem. To będzie chyba bardzo męcząca wyprawa.

Umilkli, bo wszedł Marco. Kiedy ten chłopiec się pojawiał, pokój jakby napełniał się blaskiem. Był teraz w wieku przejściowym od dziecka do młodzieńca i Malin uświadomiła sobie nagle, że bardzo się cieszy, iż jest szczęśliwą małżonką i należy do innego pokolenia niż Marco. Być teraz młodą dziewczyną w jego wieku to chyba beznadziejna sprawa. Było w nim coś tak promiennego i pociągającego, że dziewczęta chciały pewnie żyć tylko po to, by go jeszcze raz zobaczyć. A coś takiego bardzo działa na nerwy i okropnie męczy.

Nie zapytała Marca o Ulvara. Wiedziała, że to bez sensu. Odpowiedź zawsze była taka sama, uprzejmie wymijająca: „Nie wiem. Czyż jestem stróżem brata mego?”

Nie rozumiała tego. Pod wieloma względami bracia byli sobie tak bliscy, że wiedzieli wszystko o sobie. Niedawno jednak Marco powiedział coś, co mogło stanowić wyjaśnienie tej sprawy. „On spuścił zasłonę” – powiedział tylko. Nic więcej. Malin pojmowała to w ten sposób, że chłopców dzieli teraz jakaś przepaść i że obaj starają się wykorzystać możliwość uwolnienia się od siebie nawzajem. Zasunęli zasłony, tak by ten drugi nie mógł wszystkiego wiedzieć. Być może to było głupie tłumaczenie, ale nie umiała wymyślić nic innego.