Podróż do Szwecji rzeczywiście była męcząca. Ulvar od początku był wściekły, że musi jechać, i wyszukiwał tysiące powodów, by zostać w domu. Ale właśnie ten upór przekonywał ich, że powinni go stąd zabrać przynajmniej na jakiś czas.
To Marco trzymał go w ryzach podczas całego pobytu w Szwecji. Gdyby nie on, cała ta wizyta stałaby się prawdziwą katastrofą, bo Ulvar był nieustannie w szatańskim humorze i robił wszystko, by zepsuć nastrój. Dopiero poważna rozmowa z bratem sprawiła, że Ulvar zaczął odrobinę powściągać swoje pomysły i druga część wizyty przebiegała już spokojniej.
Christer i Magdalena uwielbiali swojego wnuka Christoffera, a na odjezdnym obaj bliźniacy dostali po sporej sumie pieniędzy. Ulvar bardzo się z tego ucieszył.
W drodze powrotnej niecierpliwił się tak bardzo, że stał się prawdziwą udręką. Nie wiedzieli, że dotarł w swojej lekturze do bardzo podniecających wydarzeń z historii Ludzi Lodu i że przerwał mu to właśnie wyjazd do Szwecji. Aż płonął z niecierpliwości, żeby się dowiedzieć, co było dalej.
Kiedy Malin powiedziała, że zostaną jeszcze na kilka dni w Christianii, żeby odwiedzić znajomych, oświadczył, że wraca sam do domu. Cel był już tak blisko, nie chciał czekać ani chwili dłużej.
– Wy możecie sobie zostać – powiedział cierpko. – Mnie ci ludzie nic a nic nie obchodzą, ja chcę wracać do domu!
Nawet Marco nie potrafił go zatrzymać.
– Rób, co chcesz – westchnęła w końcu Malin. – Wiesz, gdzie są klucze. I… Dziękuję ci za to, że byłeś taki sympatyczny po drodze!
Sympatyczny? Co za idiotyczne określenie! Tfu! Rzygać się chce! Ulvar wykrzywił się okropnie, ale nie miał dla nich już więcej czasu.
Chciał pojechać do domu pociągiem. Nowa linia łącząca Christianię i Drammen bardzo pociągała takich chłopców jak on przede wszystkim szybkością jazdy. Naturalnie rodzinie o niczym takim nie powiedział, bo by mu nie pozwolili. Rodzina podróżowała powozem i Ulvar był, praktycznie biorąc, niewidoczny dla innych ludzi. Teraz miał podróżować na własną rękę i korzystać z publicznych środków lokomocji.
Nie przejmował się w najmniejszym stopniu przerażonymi spojrzeniami ani zainteresowaniem, jakie wzbudzał na stacji i w pociągu. Wprost przeciwnie, cieszyło go, gdy widział dzieci i dorosłych, uskakujących na jego widok. Czuł się dumny i ważny. W całej Skandynawii nie było drugiego takiego jak on, tego był pewien.
Jazda koleją bardzo mu się spodobała. Stał na platformie, na samym końcu pociągu, i patrzył na umykające szyny. Dawało mu to jakieś oszałamiające uczucie, jakby władał całym światem. Śmiał się głośno, a wiatr rozwiewał mu włosy na wszystkie strony. Nie przejmował się tym, że twarz miał groteskowo czarną od węglowego pyłu. Niedługo skończy osiemnaście lat i jest oto w drodze do domu, by zgłębić do końca tajemnice Ludzi Lodu. To była dla niego sprawa najważniejsza.
Przyszedł konduktor, żeby przeciąć jego bilet. Ulvar nie kupił żadnego biletu i teraz także nie zamierzał tego zrobić. Pchnął więc konduktora z całej siły, tak że ten wyleciał poza barierkę, a sam poszedł na drugi koniec pociągu, gdzie też była platforma. Wyglądał makabrycznie, mały i pokraczny, umazany na czarno, z potarganymi włosami wokół twarzy jak nie z tego świata. Podróżni w lęku kulili się na ławkach.
Był teraz niedaleko od domu. Kiedy więc na jakimś zakręcie pociąg zwolnił biegu, Ulvar wyskoczył. Sturlał się z torowiska i przez las udał się do Lipowej Alei.
Konduktor przeżył upadek, lecz umiał opowiedzieć jedynie, że ten, który go wypchnął, był diabłem. Tak się przeraził, kiedy zobaczył tę istotę na platformie, że ledwo się odważył poprosić o bilet. W żadnym razie nie powinien był tego zrobić, mówił teraz, patrząc na swoje poturbowane ciało, powiązane bandażami, złożone na szpitalnym łóżku.
Ponieważ nikt z pasażerów Ulvara nie znał i ponieważ on po wyrzuceniu konduktora zniknął bez śladu, musieli przyznać konduktorowi rację: Owa straszna zjawa w pociągu chyba nie była z tego świata. Sprawę dyskretnie odłożono do archiwów.
Ulvar siedział w piwnicy w Lipowej Alei z jedną z ksiąg na kolanach. Wciąż jeszcze nie doszedł do końca historii Ludzi Lodu, ale był właśnie w bardzo ważnym punkcie.
Aha, myślał. Aha, aha, to oni się tego bali! To tego ja, ja, Ulvar silny i nieustraszony, miałem się nigdy nie dowiedzieć!
Czytał te księgi przez długie miesiące, które już teraz zaczynały się układać w lata, gniew szarpał nim w dni, kiedy nie mógł czytać, nie mógł się dostać do piwnicy, bo nie zawsze ta część domu wolna była od ludzkich spojrzeń. Wcale też niełatwą sprawą była wymiana książek, odłożenie do szafy przeczytanego tomu i wykradzenie kolejnego. Wymagało to czasu i cierpliwości. Całe morze czasu! Wiele razy podczas lektury zaciskał zęby ze złości, co oni przed nim ukrywali. Z wytrzeszczonymi oczyma czytał o Tengelu Złym i o skarbie, który nadal był dla niego niedostępny, i o śmiesznych próbach tych obciążonych, którzy podejmowali walkę ze złym przodkiem. Jak oni mogli?
Ale to ostatnie, to, co znalazł teraz, to przekracza wszystko!
Żaden dotknięty z Ludzi Lodu nie powinien nigdy brać do ręki fletu. Nikt z Ludzi Lodu nie powinien tego robić, ale przede wszystkim dotknięci. Bo pewna melodia zaczarowanego fletu jest tym dźwiękiem, który może wywołać Tengela Złego, wyrwać go z letargu i sprawić, że przejmie władzę nad światem. A wtedy biada światu!
Księga opadła na kolana, lecz Ulvar tego nie zauważył.
– No, to nareszcie wiemy! – szepnął z goryczą. – Tengelu Zły! Znalazłeś swojego człowieka!
Wtem drgnął. Cóż to za dźwięk? A może to tylko wyobrażenie? Coś w nim szumiało i zgrzytało. Coś pod nim drżało złowieszczo, jakby stłumione trzęsienie ziemi. A gdzieś w głębi głowy, albo może na zewnątrz, nie byłby w stanie powiedzieć, rozrastał się coraz trudniejszy do zniesienia zawodzący ton, jak echo wycia wichru.
Ulvar siedział bez ruchu z policzkami płonącymi ze strachu.
Powoli jednak zaczynała go przepełniać szalona duma. On, on został wybrany przez ich wielkiego przodka, by dokonać wielkiego czynu. Wyzwolić Tengela Złego!
Zerwał się na równe nogi, o mało nie zapomniał odłożyć księgi na miejsce, ale opanował się i udało mu się wślizgnąć po kryjomu do sypialni tak, żeby go nikt nie zauważył. Zostały do końca jeszcze trzy tomy, ale niech sobie stoją, mogą poczekać. Teraz Ulvar wiedział, co robić, poznał zadanie, jakie ma do spełnienia.
Biegł do domu, a jednocześnie nie opuszczały go wątpliwości:
Flet, zaczarowany flet. Skąd wziąć coś takiego? A poza tym zaczarowany? Co to znaczy? Istniało pewnie wiele sposobów zaklinania fletów?
W ogóle nie bardzo wiedział, jak flet wygląda. Teraz zrozumiał, że wszyscy w rodzinie milczeli na temat tego instrumentu właśnie ze względu na niego.
Ci cholerni idioci! Próbowali go oszukać! Ale pożałują tego!
Bo teraz jesteśmy silni, Tengel Zły i ja, jego najlepszy wasal!
ROZDZIAŁ XI
O, tak, Tengel Zły znalazł odpowiednie dla siebie narzędzie!
Tej nocy Ulvar miał okropny sen. Siedział w jakimś bagnie czy też w kloace pełnej najobrzydliwszych ekskrementów. Maź oblepiała jego ciało, chciał wyciągnąć w górę ręce, ale z palców spływały gęste strugi cieczy, które jakby wiązały go z tym gnojem.