Krzyczał głucho z przerażenia, bo za nim posuwała się jakaś wyjątkowo paskudna istota. Bez trudu poruszała się w gnoju i zdecydowanie zbliżała się od tyłu do Ulvara.
A on walczył, żeby uciec, poruszał z trudem omdlewającymi rękami, serce tłukło, jakby chciało się wyrwać z piersi i…
– Ulvar! Ulvar!
Ktoś szarpał go za ramię, chcąc go obudzić.
Otworzył oczy i spojrzał w zmartwioną twarz brata.
– Ulvar, dlaczego krzyczysz tak strasznie?
Ulvar wpadł w złość.
– Nie mieszaj się w nie swoje sprawy – syknął, ale czuł, że jego ciało spływa potem, a pościel jest cała mokra.
– Chciałem cię tylko wyrwać z koszmaru.
Ulvar wstał, żeby zmienić bieliznę. Odwrócił się do Marca plecami, nie chciał z nim rozmawiać.
Bo teraz domyślał się, kim był ten, który płynął za nim. To musiał być Tengel Zły! Może chciał powiedzieć Ulvarowi coś ważnego? I wtedy ten głupi, ten świętoszek…
Stał z prześcieradłem w ręce.
Zatem musiało chyba być tak, że on, Ulvar, spodobał się Tengelowi Złemu. Mogło być tak, że on sam został wybrany przez złego przodka i ma wypełnić dla niego wielkie zadanie. Jedno jest pewne: Tengel Zły jest straszliwym sojusznikiem. Potwór, którego słowo ludzkie opisać nie zdoła.
Ulvar poczuł, że zimny pot spływa mu strumieniem wzdłuż kręgosłupa i mimo woli gwałtownie zadrżał, nie był w stanie tego opanować.
Od tego dnia Ulvar był jak odmieniony.
Oczywiście przedtem był też niebywale kłopotliwy, a nawet w różnych sytuacjach niebezpieczny. Ale przeważnie było to gadanie, puste pogróżki. Teraz jednak stał się nieobliczalny. Dały o sobie znać wszystkie najgorsze cechy dotkniętego, którymi był obciążony.
Dostatecznie dużo już naczytał się o historii Ludzi Lodu, nie chciał tracić na to więcej czasu. To, że nie przeczytał rozdziału o szarym ludku, nie miało znaczenia, bo Heike i Vinga nie opisali rytuału wywoływania duchów ani nie zapisali odpowiednich formułek, więc i tak niczego by się nie nauczył. Nie mógł też dostać się do skarbu, bo go nie było w Lipowej Alei ani w pobliżu. Usłyszał kiedyś przypadkiem, że skarb przechowywany jest w mieście, w specjalnej skrytce w banku. Słowa te nie były, oczywiście, przeznaczone dla Ulvara, ale on już od dawna nieustannie nastawiał uszu, gdy tylko mógł coś podsłuchać. Wtedy zresztą dowiedział się też, że dostęp do skarbu może mieć tylko człowiek znający hasło. Tak więc dla niego sprawa była zamknięta.
Specjalnością Ulvara stało się podsłuchiwanie pod drzwiami. Tylu tajemniczych rzeczy można się było dowiedzieć w ten sposób.
Ale co tam, to wszystko drobiazgi nie mające znaczenia. Teraz Ulvar miał tylko jeden jedyny ceclass="underline" służyć swemu budzącemu grozę władcy. A to mógł prawdopodobnie najlepiej spełnić za pomocą fletu.
Do wszystkich diabłów! To nie będzie łatwe!
Ulvar nie przestawał rozmyślać, jak się do tego zabrać. Bezradnie przyglądał się gałązkom wierzbiny nad rzeką, ale zbliżało się Boże Narodzenie i nie ma mowy, żeby o tej porze ktoś potrafił zrobić piszczałkę. Kora po prostu nie zejdzie z gałązki, popęka na kawałki. A zresztą on sam nigdy nie zdołał wydobyć więcej niż dwa żałosne dźwięki z takiej piszczałki. Jeden, kiedy zatykał palcem otwór i drugi, gdy go nie zatykał.
Prawdę mówiąc, co to za dźwięki? Jakieś syczące popiskiwania.
Viljar z Lipowej Alei przyszedł któregoś ranka i zapytał, czy Ulvar by nie zebrał sieci z jeziora. Z dawnych czasów mieli prawo połowu na jeziorze, bo przecież kiedyś należało ono do Elistrand. Ulvar pogrążony w swoich rozmyślaniach miał największą ochotę odesłać Viljara do diabła, ale w końcu uznał, że skoro i tak nie ma nic innego do roboty, to dlaczego by nie? Na jeziorze przynajmniej nikt mu nie będzie przeszkadzał głupimi pytaniami.
Spadł właśnie pierwszy śnieg; pokrywał brudnoszarą mazistą powłoką ziemię i wyglądało na to, że lada moment stopnieje.
Ulvar ruszył w drogę po rozmokłej brei, zostawiając za sobą głębokie ślady. Umiał zebrać sieci sam, robił to już wielokrotnie. Zawsze wtedy dzielili się połowem. Część zostawała w Lipowej Alei, a część dostawała Malin. Marca nie było w domu. Chodził teraz do wyższych klas i musiał wstawać wcześnie rano.
Jezioro było spokojne, sprawiało wrażenie opuszczonego. Inne łodzie rybackie albo były tu już wcześniej, albo też pojawią się koło południa. Zepchnął łódź po ośnieżonym brzegu i lekko zsunął ją na wodę.
Kiedy Ulvar wyciągał ostatnią sieć, zaczęło się dziać coś dziwnego.
Dzień od rana był szary i chmury wisiały nisko nad ziemią niczym gęsta mgła, lecz to nie wyjaśniało zdarzeń.
Ulvar rozejrzał się nerwowo, szybko wyciągnął sieć i usiadł na ławeczce przy wiosłach.
Skąd się bierze ta ciemna mgła? Czy to chmury? A może obłok pary unoszącej się z wody?
Nagle znalazł się w samym centrum tego obłoku, całkowicie nim otulony, nie widział prawie nic. A dopiero co dostrzegał przecież brzeg. Mgła najwyraźniej wydobywała się z wody i unosiła w górę, ale też jakby zalewała go od góry, od strony chmur, i otaczała ze wszystkich stron.
Chwycił za wiosła, lecz uczynił to tak gwałtownie, że jedno wyskoczyło z dulki i uderzyło o burtę łodzi. Pospiesznie ulokował wiosło na miejscu i potem siedział bez ruchu z rękami na kolanach.
Uświadomił sobie, że ma w łodzi pasażera, mgła jednak była tak gęsta, że wszystko tonęło w ciemności. Rozpoznawał jedynie kontury postaci usadowionej na przedniej ławeczce.
Jakaś trudna do nazwania groza napełniła jego duszę. Domyślał się, kto tam siedzi. I zdawał sobie sprawę, że to, co tam jest, to jedynie siła myśli! Skąd bowiem mógłby się tu wziąć rzeczywisty Tengel Zły?
Ulvar starał się opanować panikę, trzymał się mocno burty łodzi, tłumił jak mógł pragnienie, by wyskoczyć do wody i na łeb, na szyję uciekać jak najdalej. Dygotał, mdłości dławiły go w gardle i czuł, że mokry, ciepły strumień moczu spływa mu po udach. Kręciło mu się w głowie, miał wrażenie, że zemdleje. Niekontrolowane jęki wydobywały się nieustannie z jego ust i nie był w stanie tego powstrzymać.
Od istoty na dziobie łodzi cuchnęło potwornie. Mimo gęstej mgły mógł widzieć obłok śmierdzącego pyłu, który otaczał jego nieproszonego pasażera.
Po chwili w mózgu Ulvara zaczęły się pojawiać myśli kogoś innego i wola kogoś innego. Nie padło ani jedno słowo, nie rozległ się ani jeden dźwięk z wyjątkiem jęków przerażonego chłopca, mimo to otrzymał on polecenia równie wyraźne, jakby każde słowo zostało wyryte w jego głowie. Tylko że nie było żadnych słów, jedynie myśli.
„Ty, mój wasalu, uczniu i niewolniku! Masz słuchać moich poleceń i wypełniać je dokładnie.”
– T…t…tak – wyjąkał Ulvar, bliski utraty przytomności ze strachu.
W jego głowie pojawiła się kolejna informacja: „Mój własny flet został zniszczony. Podobnie jak inny flet, który zdobyła jedna z moich służebnic. Oba zostały unieszkodliwione przez mego podłego wroga.”
Przez Shirę, pomyślał Ulvar i w tym momencie coś groźnie trzasnęło w jego głowie. Powinien bardziej uważać na swoje myśli. Nie pozwolił więc już sobie na konkluzję, że służebnicą, o której budząca trwogę zjawa mówi, była Tula. Tula jednak odwróciła się od swego złego przodka…
Ulvar tego nie uczyni. Nigdy by się nie odważył.
Uczucie zadowolenia płynące od zjawy uświadomiło Ulvarowi, że obcy rejestruje każdą najdrobniejszą jego myśl.
Ów dziwny wewnętrzny głos mówił dalej: „Ty masz pewną możliwość, choć musisz wiedzieć, że jest ona niewielka. Biada ci, jeśli ją zaprzepaścisz! W mieście jest pewna kobieta, która ma stary flet. Ona sama nawet o tym nie wie, ale ty pójdziesz tam i zdobędziesz ten flet. On nie jest najlepszy dla naszego celu, ale możesz zdobyć tylko ten, innego nie ma. Dostaniesz ode mnie instrukcje. Flet da się naprawić.