Ulvar pomyślał: Ale jak odnajdę tę kobietę?
„Pokażę ci drogę” – przemknęło mu przez głowę i zaraz mgła zaczęła rzednąć. Ukazało się znowu czyste jezioro. Ławeczka na dziobie łodzi była pusta.
Ulvar czuł, że świadomość go opuszcza, i pospiesznie położył się na dnie łodzi, by nie wypaść do wody.
Ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego, myślał, ale mrok spłynął na niego i stłumił wszelkie uczucia. Nie chcę, nie mogę, on był taki ohydny!
Ale w żadnym razie nie odważę się też powiedzieć: nie.
Kiedy wspomnienie wydarzeń zbladło, Ulvar śmiał się ze swojego przerażenia. Oczywiście, że chce pomagać Tengelowi Złemu! Tengel jest przecież jego mistrzem, jego gwiazdą przewodnią!
Jakiż to honor! Jaka cześć zostać wybranym, nikt przedtem tego zaszczytu nie dostąpił. Owszem, Tula, lecz ona zdradziła swego wielkiego przodka.
Zły Tengel przekona się, że można polegać na Złym Ulvarze!
Bardzo szybko otrzymał instrukcje. W obrzydliwym, dławiącym marzeniu sennym dostał polecenie, że ma udać się do miasta, do Christianii. Kroki jego zostaną skierowane we właściwą stronę, nie należy się niczym martwić.
Zadanie polegało na tym, że powinien nawiązać rozmowę z pewną kobietą, którą spotka, i musi towarzyszyć jej do domu.
Szansa nadarzyła się bardzo szybko. Mógł, nie zwracając niczyjej uwagi, pojechać do Christianii i przenocować w mieście, gdyby zaszła potrzeba. Wszyscy domownicy wybrali się do znajomych z wizytą i mieli tam zostać przez sobotę i niedzielę. Bez przekonania prosili go, by im towarzyszył, ale on wymówił się chorobą. Coś z gardłem…
Przyjęli tłumaczenie z wyraźną ulgą.
Tylko Marco posłał mu wymowne spojrzenie. Przeklęty Marco, czasami to bardzo męczące mieć brata bliźniaka, przed którym tak niewiele można ukryć.
Zimowy zmierzch zapadał wcześnie. Ulvar błądził po głównych ulicach Christianii i czuł się cudownie wolny. Mrok osłaniał go przed ciekawskimi spojrzeniami przechodniów, kołnierz baraniego kożuszka miał wysoko postawiony i naprawdę nie zwracał niczyjej uwagi. Był niski, to prawda, i miał krzywe nogi jak po angielskiej chorobie, ale przecież w dzieciństwie nie dostał ani kropli matczynego mleka, poza tym jednak nie wyróżniał się specjalnie. A zresztą nigdy nie przejmował się tym, co ludzie o nim myślą.
Zabrał na drogę odpowiednią sumę pieniędzy, bo coś mu mówiło, że mogą się przydać. Nie wszystkie należały do niego, ale skąpiec Per może w końcu zafundować to i owo swojemu biednemu przybranemu synowi. W każdym razie Ulvar tak uważał.
Wsłuchiwał się w wewnętrzne impulsy, a te kierowały go w stronę jakiegoś rynku. Ulvar nie znał nazw ulic Christianii. Nie mógł jednak nie zauważyć, że zagłębia się w nędzną dzielnicę. Domy były nieduże i zniszczone, a ludzie, którzy chodzili po ulicach, w żadnym razie nie należeli do arystokracji. Bez przerwy potykał się o pijaków, którzy zasnęli na trotuarze. Raz po raz kopał któregoś z obrzydzeniem. Zamarzną tu w nocy na śmierć, myślał, ale nie ubolewał nad tym. Mają to, na co zasłużyli. Nigdy nie żywił żadnych szlachetniejszych uczuć dla bliźnich.
Teraz wiedział, że jest blisko celu. W całym ciele wibrowała niecierpliwość Tengela Złego. Ulvar rozglądał się. Choć wieczór był zimny, na ulicach znajdowało się zdumiewająco dużo ludzi. Handel na rynku już się zakończył, mimo to wielu kupców stało przy swoich straganach, mają tu chyba zamiar nocować, by nie zbierać towarów i nie rozkładać ich znowu rano.
Czy to ta kobieta, do której z woli Tengela Złego ma się zbliżyć? Tamta na chodniku? Ale, rany boskie, to przecież jest…
Tak, to ta, to ona, czuł to wyraźnie. Denerwująca niecierpliwość mieszała się z uczuciem zadowolenia; pulsowało mu w skroniach, w mózgu myśli Tengela…
Prostytutka? Miał rozmawiać z ulicznicą i prosić, by pozwoliła mu iść ze sobą do domu? Czuł, że twarz mu płonie. Ukradkiem obserwował kobietę.
Młoda nie była, jej najlepsze lata minęły już dość dawno temu, ale zachowała coś w rodzaju elegancji. Dojrzała kobieta w kapeluszu ozdobionym wysokimi piórami i mnóstwem wstążek, o sporym brzuchu ściśniętym mocno gorsetem.
Mimo wszystko nie wyglądała najgorzej. Włosy, które opadały kędzierzawą chmurą na twarz, były kasztanoworude, Ulvar widział to wyraźnie, bo kobieta stała w kręgu światła latarni. I chociaż była zbyt jaskrawo umalowana, to miała w sobie jakiś styl, niebrzydkie rysy i blask w oczach.
Przyszła mu do głowy podniecająca myśl. Dlaczegóż by nie?
W ciągu ostatnich miesięcy był tak zajęty księgami Ludzi Lodu, że nawet nie zauważył, iż on sam przemienił się z chłopca w młodego mężczyznę. Od czasu do czasu pospiesznie sam się zaspokajał i to rozwiązywało jego problemy w tej dziedzinie.
Ale z prawdziwą kobietą?
Dla Ulvara nie miało znaczenia, że to kobieta tego rodzaju. Była wystarczająco zmysłowa, by pobudzić jego fantazję. A pieniędzy miał dość.
Poza tym jego pan i władca sobie tego życzył.
Podszedł więc bliżej i mruknął: „Dobry wieczór”.
Odwróciła się zaskoczona. Być może jego ostry głos trochę ją przestraszył? Ulvar stał w cieniu, więc widział tylko, że to mężczyzna w ładnym kożuszku, sięgający jej do ramion. Ubrany był dobrze i pobrzękiwał trzymanymi w kieszeni monetami, ale czy trochę nie za młody?
– Co to za dzidziuś? – powiedziała udając rozbawioną. – Mleko pod nosem już ci wyschło?
– Mam dwadzieścia lat – skłamał Ulvar. Naprawdę miał teraz siedemnaście i pół. – I pomyślałem sobie, że zaproponuję pięknej pani, iż odprowadzę ją do domu. Nigdy nie wiadomo, jaki nędznik może stanąć na drodze urodziwej kobiety.
Było tak, jakby ktoś inny przemawiał przez niego, bo on sam nigdy specjalnie słów nie dobierał. A takt i elegancja także nie należały do jego cnót.
Kobieta zaśmiała się ochryple.
– Naprawdę umiesz się wyrażać, mój chłopcze! Ale to by cię kosztowało jakiś banknocik.
– Ile? – zapytał rzeczowo.
Wymieniła jakąś śmieszną sumę. Widocznie zapotrzebowanie na jej usługi w ostatnich latach spadło.
– Zapłacę dwa razy tyle, jeśli pozwoli mi pani odprowadzić się aż do mieszkania – oświadczył Ulvar z elegancją.
– Jezu, a co to za facet mi się trafił, co chce płacić więcej, niż mówię!
Ulvar nieostrożnie postąpił parę kroków naprzód i kobieta krzyknęła, przestraszona.
– Nie, fuj, a cóż to za maszkara! Ciebie nie chcę tknąć nawet pogrzebaczem!
– Nawet gdybyś wiedziała, co mam do zaoferowania?
Roześmiała się nerwowo i cofnęła o krok.
– Do zaoferowania? Co masz na myśli? Co ty możesz mieć do pokazania? Cały jesteś taki malutki?
Ulvar przewidział to pytanie i był przygotowany. Pospiesznie rozchylił poły kożucha i pozwolił jej spojrzeć.
– Boże, zmiłuj się, ale cudo! – krzyknęła tym swoim wulgarnym głosem. Ale wyraźnie jej zaimponował. – I już w pełnej gotowości, no, no! Chodź! Na co jeszcze czekamy?
Ujęła go pod rękę i poprowadziła w dół ulicy.
– Jak to się stało, chłopcze, że masz taki straszny wygląd? – zapytała ochryple, a rękę wsunęła mu pod kożuch, jakby chciała się przekonać, że to, co przed chwilą widziała, jest jednak rzeczywiste.
– E tam – odparł Ulvar obojętnie. – Nie wiem. Już się zresztą przyzwyczaiłem do swojej gęby i uważam, że jest bardzo przydatna.
Kobieta zadrżała, ale roześmiała się tylko. Nigdy w swoim grzesznym życiu nie spotkała mężczyzny tak obdarowanego jak ten młodzieniec. W ogóle ostatnimi laty nie mogła już znaleźć mężczyzny, który byłby w stanie zaspokoić jej potrzeby. No, ale teraz! Żeby on tylko nie był taki paskudny!