Выбрать главу

I po tej „morderczej” salwie pani Lie z godnością pożeglowała do wyjścia.

Malin próbowała stłumić uśmiech.

– Zastanawiam się, która to z nas nie zna swojego miejsca – powiedziała cicho. – Tego typu kobiety zawsze jakoś znajdą takiego biedaczynę, któremu przez całe życie jeżdżą po głowie.

Po raz pierwszy tego dnia Henning pozwolił sobie na blady uśmiech.

– Dziadek był właśnie takim biedaczyną, jak mówisz. – Jeszcze raz uściskał kuzynkę. – Och, Malin, jak ja się cieszę, że przyjechałaś!

– I ja się cieszę – powiedziała łagodnie. – Ale widzę, że to, czego ty potrzebujesz teraz najbardziej, to położyć się i spać, spać! Poproszę Line z Eikeby, żeby mi pomogła przy obrządku dziś wieczorem. Ona robi bardzo dobre wrażenie. Zatem zostaw teraz wszystko Malin i jazda do łóżka!

– Ale jeśli mama i tata wrócą?

– Wówczas obudzę cię natychmiast.

Henning odetchnął. Poczuł się śmiertelnie zmęczony.

Kiedy już się położył, Malin przyszła, żeby go okryć.

– Malin – wyszeptał sennie. – Nie miałem czasu, żeby o tym porozmawiać, ale ja tak strasznie tęsknię za Sagą.

Skinęła głową i pogłaskała go po twarzy.

– Oboje za nią tęsknimy. Tak mi przykro z powodu tego, co się stało. Jutro o wszystkim mi opowiesz, dobrze?

– Tak. i musimy się opiekować obydwoma jej synkami.

– Przynajmniej tyle możemy dla niej zrobić.

Henning zasnął natychmiast. Malin okryła go starannie i zeszła na dół zająć się domem. O własnym zmęczeniu musiała po prostu zapomnieć.

Stała przez chwilę przy łóżku i przyglądała się dwóm śpiącym spokojnie noworodkom. Na jej twarzy malowało się głębokie zatroskanie. Spoglądała to na jednego z chłopców, to na drugiego. Raz za razem.

W końcu wyszła na podwórze.

Kiedy jednak pomyślała o własnym życiu, jej serce mimo wszystko przepełniał spokój. Nareszcie znalazła swoje miejsce. Tu naprawdę będzie mogła wykorzystać wykształcenie i być przydatna.

Pod jej opieką znalazło się nieoczekiwanie trzech małych chłopców. I wszyscy rozpaczliwie tej opieki potrzebowali.

To było niezwykle przyjemne uczucie. Jest im potrzebna, niezbędna.

Mały Henning. Co on musiał przeżyć ostatniej doby!

Mimo woli spojrzała na drogę. Ale żaden powóz z rodzicami Henninga nie nadjeżdżał. W gruncie rzeczy nie umiałaby powiedzieć, czy spodziewa się tego, czy nie.

ROZDZIAŁ II

Wkrótce Henning i Malin zaprzyjaźnili się serdecznie. Darzyli się wzajemnym zaufaniem. Pracę w Lipowej Alei podzielili pomiędzy siebie tak, jak to przedtem zrobili Henning i Saga. Z tą tylko różnicą, że Malin była dużo silniejsza, jakby bliższa ziemi, więcej wiedziała o gospodarstwie i była bardziej pewna siebie.

Ona także prowadziła sprawy finansowe. Ponieważ w okolicy wyrosło wiele eleganckich willi, zatroszczyła się o to, by Henning sprzedawał ich mieszkańcom mleko, masło i inne produkty rolne. Zarabiał na tym nieźle, bo sąsiedzi byli na ogół ludźmi dobrze sytuowanymi, toteż bez uszczerbku dla nikogo w Lipowej Alei zawsze jacyś biedacy otrzymywali wsparcie.

Obaj chłopcy, Ulvar i Marco, nie mogli mieć lepszej opieki. Mamka przychodziła regularnie i karmiła Marca, obmyślili też lepszy sposób karmienia Ulvara, żeby nie musiał ssać gałganka.

Henning, rzecz jasna, nie miał zbyt wielu wolnych chwil, ale jeśli tylko coś takiego się zdarzyło, natychmiast siadał przy oknie i wyglądał na drogę. Na początku z wielkim zapałem. Wciąż wierzył, że rodzice mogą się pojawić dosłownie w każdej chwili.

Od czasu do czasu wyjeżdżał konno, żeby ich spotkać. Wracał na ogół późno, niestety zawsze sam.

Z czasem wyraźnie przycichł, a w jego oczach pojawił się cień. Malin widziała to wszystko, ale nie znajdowała żadnej pociechy, bo i skąd. Jedyne, co mogła zrobić, to kierować jego uwagę na inne sprawy, na pracę, którą trzeba było wykonać, a czasem nawet wymyślała coś zabawnego. Tylko co zabawnego można było znaleźć w tej sytuacji?

W końcu pewnego dnia przyszedł list. Od towarzystwa, którego własnością była „Emma”. List zaadresowano do „Młodego Henninga Linda z Ludzi Lodu”.

Długo siedzieli przy kuchennym stole, nie mając odwagi rozerwać koperty. Malin widziała, jak nadzieja w oczach Henninga gaśnie, a jej miejsce zajmuje coraz wyraźniejszy lęk… Pragnienie, żeby odsunąć jak najdalej tę chwilę, żeby po prostu położyć się i zasnąć, a potem spać dopóty, dopóki wszystkie straszne zmartwienia nie miną i nie nadejdą słowa, zapowiadające rychły powrót rodziców.

W końcu westchnął ciężko, ale zdecydowanie:

– Otwórz list, proszę cię!

Malin także wolałaby tego uniknąć. I ona wolałaby czekać dalej z nadzieją, że wkrótce rozlegną się przy wejściu radosne głosy.

Wiedziała jednak, że otwarcie tego listu jest jej obowiązkiem. Nie można wymagać od jedenastolatka…

Stanowczym ruchem rozerwała kopertę.

Litery tańczyły jej przed oczyma. Było tak, jak się obawiała. Martwym głosem odczytała Henningowi treść listu:

Mamy bolesny obowiązek poinformować, że wrak żaglowca „Emma” odnaleziono na wybrzeżu na północ od Arendol, Morze wyrzuciło na ląd także zwłoki dwojga podróżnych, lecz żadne z nich nie było Pańskim krewnym. Ponieważ minęło już bardzo wiele czasu od katastrofy, musimy liczyć się z tym, że nikt nie przeżył.

Malin opuściła list na kolana. Nie miała siły czytać ostatnich zdań, wyrażających ubolewanie i współczucie.

Jakby cała życiowa energia opuściła oboje. Siedzieli bez ruchu, dopóki nie zapadł zmierzch. Nie byli w stanie wykonać żadnego gestu.

W końcu milczenie przerwał Henning. Jeśli Malin spodziewała się, że wiadomość go załamie, to musiała teraz zmienić pogląd.

– Nie znaleziono ich – rzekł cicho, przygnębiony.

Malin nie wiedziała, co odpowiedzieć. Najrozsądniej byłoby z pewnością wyperswadować mu wszelkie iluzje, ale z jakiegoś powodu nie mogła tego zrobić. Może rozumiała, że chłopiec potrzebuje odrobiny nadziei, żeby w ogóle mógł żyć? Może wiadomość o śmierci rodziców jest tą kroplą, która przepełniłaby kielich goryczy, jaki los zesłał temu dziecku? Doznał już tyle bólu w swoim krótkim życiu. Jaśniejszym punktem była w tym wszystkim ich mała rodzina. Później obecność Sagi. I wszystko to zostało mu odebrane. Teraz ma tylko ją, Malin. Obiecywała więc sama sobie, że nie opuści chłopca, dopóki nie dorośnie.

– Masz rację – odparła. – Nie znaleziono ich.

Miała wrażenie, że Henning odetchnął. Że z jego piersi wydobyło się długie, bezgłośne westchnienie ulgi.

Opowiedział jej szczegółowo o ostatniej nocy Sagi. Opowiedział jej to pewnego wieczora, kiedy siedzieli przed kominkiem wpatrzeni w zapadający za oknami zmierzch. Mówił o Lucyferze, ojcu chłopców. I o czarnych aniołach z potężnymi skrzydłami, które zabrały Sagę, zanim zdążyła skonać. Opowiedział też o sile, jaką tchnął w niego jeden z aniołów, pokazał alraunę, którą nosił na szyi, i pozwolił dotknąć derek, w które zawinięte były noworodki. Derki już wystygły, ale Malin nawet teraz czuła coś jakby wibrowanie po cieple, które ochroniło dzieci przed nocnym chłodem.

Malin wierzyła we wszystko. Istniało tyle niezwykłych legend o Ludziach Lodu. Jedyne, o czym dyskutowali tego wieczora, to była przyszłość chłopców. Od jednego z nich pochodzić będzie największa osobowość wśród Ludzi Lodu. Drugi ma do spełnienia inne zadanie…

Rozmawiali o tym długo w noc.

Który z nich jest kim? Nie ulegało wątpliwości, że Ulvar należy do obciążonych; Malin nie chciała o tym mówić, ale czasami miała wrażenie, że w oczach dziecka dostrzega coś jakby błysk zła, gdy musiała go bardziej zdecydowanie przesunąć przy zmianie pieluchy. Ulvar nie lubił się też kąpać. Normalne dziecko protestowałoby w takiej sytuacji głośnym krzykiem. Ale nie on. On spoglądał tylko na nią tymi swoimi żółtymi oczyma, w których czaiła się nienawiść.