Выбрать главу

Ale przodek milczał. Ulvar kopnął potężnie jednego z policjantów, który podszedł zbyt blisko, co miało taki skutek, że drugi podniósł pałkę i wymierzył pojmanemu ogłuszający cios.

Dokładnie w chwili, gdy Ulvar tracił świadomość, poczuł nagle potworne gorąco, jakby ogarnął go ogień. było to uczucie tak intensywne, że wprost nieznośne. Słyszał nad sobą krzyk:

– O Boże! Dom Agdy się pali! Pewnie w zamieszaniu ktoś przewrócił lampę.

Flet, zajęczało coś w głowie Ulvara, a potem pochłonęła go ciemność.

Nic dziwnego, że Tengel Zły milczał. Drogocenny flet przepadł. Tengel Zły nie potrzebował już Ulvara.

ROZDZIAŁ XII

Henning siedział na skraju drogi tuż przy moście i przyglądał się swojej córce. Razem z synem Malin, Christofferem, rzucali z mostu patyki do wody. Rzucali z jednej strony, a potem bardzo szybko biegli na drugi kraniec mostu, żeby zobaczyć, czy wypłyną. Tysiące dzieci tak się bawiło przez tysiące lat dziejów świata.

Przyglądał się córce z przepojoną smutkiem czułością. Benedikte miała teraz jedenaście lat i nikt oprócz krewnych nie powiedziałby o niej, że jest ładna. Wyrośnięta prawie jak czternastolatka, sprawiała wrażenie szerokiej i kanciastej, mówiła niskim, dudniącym głosem. Włosy miała czarne o nieładnym odcieniu, stopy i dłonie wielkie jak łopaty. Twarz nosiła cechy obciążonych Ludzi Lodu – wystające kości policzkowe, żółte skośne oczy, nos spłaszczony, usta szerokie.

Czy to jednak dzięki wychowaniu, czy też dzięki dziedzictwu po dobrodusznym Henningu uśmiech miała ciepły i sympatyczny. Jej niezdarne ruchy przypominały podskoki małego psa i choć czasami była uparta i trudno było z nią wytrzymać, zdawało się, że ona sama najbardziej cierpi z powodu swego wyglądu.

Dzieci pobiegły drogą, próbowały złapać kilka tańczących motyli. Henning nie przeszkadzał im. Wrócą wkrótce same. To już dawne czasy, kiedy musieli się obawiać wilków w tutejszej parafii. Zniknęły wraz z Ulvarem.

Pięć lat już mijało od chwili dramatycznego aresztowania Ulvara w Christianii za zabójstwo kobiety. Naturalnie podejmowali wszelkie próby wydostania go na wolność, ale bardzo szybko okazało się to niemożliwe. Popełnił straszne przestępstwo i musiał ponieść karę. Z tego, co sąd i w ogóle wszyscy wiedzieli, wynikało, że nie istniały żadne okoliczności łagodzące.

Szybko też wszyscy musieli uznać, że więzienie nie jest odpowiednim dla niego miejscem, i został przeniesiony do zakładu, w którym umieszczano niebezpiecznych dla otoczenia chorych psychicznie. I tam do tej pory przebywał.

Krewni odwiedzali go, ale dla niego te wizyty nie miały żadnego znaczenia. Szarpał tylko kraty i miotał przekleństwa, które ich przerażały, straszył, co im zrobi, jeśli go stąd natychmiast nie wydostaną. Ale cóż mogli poradzić? Henning wiedział, że los brata bardzo dręczy Marca. Ów fantastyczny młody człowiek stał się zamknięty w sobie, chodził zamyślony i wciąż prosił Viljara i Henninga, a także Malin i Pera, by pomogli jakoś Ulvarowi. Próbowali wszystkiego po wielekroć, zwracali się nawet do króla z prośbą o łaskę, ale wszystko na próżno.

Zresztą jeśli Henning miałby być szczery, to i on czuł się znacznie bardziej bezpieczny wiedząc, że Ulvar jest zamknięty, choć współczuł biednemu kuzynowi. Wiedział przecież, że jest on ofiarą przekleństwa. Wiedział, że Ulvar z tym przyszedł na świat.

I to wcale sprawy nie ułatwiało.

Dzieci wróciły w towarzystwie młodej kobiety. Henning na jej widok poczuł radość i zrobiło mu się lżej na duszy.

Była to Agneta, córka nowego pastora. Łagodna i życzliwa ludziom osoba, dokładne przeciwieństwo Anneli. Henning od dawna pragnął poprosić ją o rękę, lecz dotychczas nie zdobył się na odwagę. Miał przecież córkę obciążoną dziedzictwem i niewiele kobiet podjęłoby się obowiązku wychowywania takiego dziecka.

Agneta jednak najwyraźniej żywiła dla małej głębokie przywiązanie. Taka była wobec niej miła i pełna wyrozumiałości, że Henning czuł ciepło w sercu, kiedy na nie patrzył. I wszystko wskazywało na to, że jej uczucia są odwzajemniane. Benedikte rozpromieniała się na jej widok, mogły obie siedzieć godzinami, szeptać coś i chichotać. Agneta często odwiedzała swoją małą przyjaciółkę, poza tym kilka razy w tygodniu udzielała obojgu dzieciom lekcji.

Henning nie od razu zauważył, że on także interesuje Agnetę. Ale teraz już wiedział, że obchodzą ją oboje, i ojciec, i córka. Sam jednak nigdy nie okazywał uczuć jakie do niej żywi.

Takie postępowanie odbiera kobiecie nadzieję. I w wielu przypadkach może się okazać nader ryzykowne. W przypadku Agnety było katastrofalne.

Henning wstał i przywitał się z tym swoim ciepłym uśmiechem, który jej trafiał wprost do serca.

– Jesteś zbyt dobra dla tych dzieciaków – powiedział skrępowany, bo nigdy nie nauczył się rozmawiać z kobietami. Anneli, jego żona, nie stanowiła pod tym względem wielkiej pomocy, bo przedrzeźniała wszystko, co powiedział, nieustannie wyśmiewała jego chłopskie maniery.

– Ja nie jestem dobra – odparła. – Mnie samej to sprawia przyjemność.

Uśmiechnęła się niepewnie, bo niełatwo jest darzyć uczuciem mężczyznę nie wiedząc, co on sam o tym myśli.

Była niedziela, nabożeństwo w kościele właśnie się skończyło i ludzie wracali do domu. Henning został z dziećmi, bo Benedikte miała pewne problemy z chodzeniem do kościoła. Natomiast mały Christoffer był niegrzeczny rano i za karę nie pozwolono mu pójść na nabożeństwo. Christoffer natychmiast postanowił, że teraz będzie niegrzeczny w każdą niedzielę.

Henning przyglądał się spod oka rozmawiającej z dziećmi Agnecie. Była ona na swój sposób bardzo pociągającą kobietą. Te szczere oczy i ten łagodny, śliczny uśmiech. Pszenicznoblond włosy i trochę zbyt skromny sposób ubierania się; była przecież córką pastora. A jakie miała ładne, jak wymownie gestykulujące ręce, gładziła nimi tak delikatnie i z taką czułością niesforne włosy Benedikte. Twarz miała szczupłą o regularnych rysach, w ogóle Agneta była szczupła, prawie chuda, ale taką miała budowę. Zgrabna i drobna, budziła w Henningu uczucia opiekuńcze. Wkrótce nadeszła Malin z Perem, a zaraz za nimi Viljar i Belinda. Wszyscy zatrzymali się przy moście w ten ciepły, słoneczny dzień lata, by chwilę porozmawiać. Malin zaprosiła Agnetę do domu na niedzielną kawę, a dziewczyna rzuciła pytające spojrzenie Henningowi, które Malin oczywiście natychmiast zarejestrowała.

– No i wszyscy z Lipowej Alei też są proszeni, rzecz jasna – dodała pospiesznie. – W tym tygodniu nasza kolej na kawę po nabożeństwie.

Zanim ruszyli dalej, nadbiegł Marco. Już z daleka dostrzegli w jego oczach lęk.

Jak zawsze na widok Marca Agneta doznała dziwnego uczucia. Marco był takim młodym człowiekiem, z którym bardzo chętnie by się zaprzyjaźniła. Mogłaby być jego bardzo dobrą, oddaną przyjaciółką. Nigdy jednak nie odważyłaby się w nim zakochać, to byłoby zbyt trudne do zniesienia. Walczyłaby z takim uczuciem desperacko. Niezwykła twarz Marca przyciągała spojrzenia wszystkich, można było rozkoszować się jego widokiem aż do bólu. Doznawało się wtedy skurczu serca, bo było w jego twarzy coś nieziemskiego, coś takiego, czego normalny człowiek nie mógł znieść.

Pospiesznie spojrzała znowu na Henninga i stwierdziła, że istotnie, widok Marca tak ją oślepił, iż z trudem rozpoznawała rysy tamtego.

Marco był zdenerwowany.

– Ulvar wyszedł na wolność – wykrztusił z trudem.

– Co? – krzyknęła Malin. – Uciekł?

– Nie. Wypuścili go.

– Wypuścili go? – zdumiał się Viljar. – Nie mogli przecież tak po prostu go wypuścić!

Marco patrzył w ziemię.