Dalej szła kobieta. Niezwykle piękna i pociągająca, o płomiennie rudych włosach i intensywnie zielonożółtych oczach. Ingrid, wiedźma z Grastensholm. A za nią jakiś młodszy mężczyzna, urodziwy, o prostej sylwetce, pewien siebie. Ulvar nie mógł wiedzieć, że to Niklas, a mimo to w jakiś sposób wiedział. Intuicja? Być może.
Za nimi stała liczna gromada duchów, lecz one teraz były bez znaczenia. Ponieważ Ulvar miał zdolność widzenia zmarłych, domyślał się, że to pozostali członkowie rodu, którzy spoczywają na tutejszym cmentarzu, ci zwyczajni, nie obciążeni. Tacy jak Silje – widział ją zresztą i od razu się domyślił, że ta łagodna, o silnej woli kobieta to musi być Silje. Dalej stali Vinga i Kaleb, i Gabriella, i Tristan Paladin, i…
Skąd on to wszystko wiedział? Skąd czerpał tę wiedzę i nie pomylił się ani razu?
Nie zostawili mu czasu na zastanawianie się.
– Ulvarze z Ludzi Lodu – rzekł Tengel Dobry suchym, surowym głosem, który brzmiał jakoś głucho, ale wywoływał silne echo. – Zawróć, póki jeszcze czas. Odwróć się od Tengela Złego, przyłącz się do nas i zacznij z nim walczyć!
Ulvar niemal podskoczył z oburzenia.
– Walczyć z nim? Z moim panem i mistrzem? Nigdy w życiu! I miałbym się przyłączyć do waszej gromady nędznych zdrajców? Wszyscy przecież mieliście szansę stać się sługami i naśladowcami naszego pana! I odrzuciliście to, co wam dano!
– Zastanów się, Ulvarze! Jesteś na złej drodze i wiesz o tym. Musisz otrzymać pomoc w twojej chorobie. Uwierz mi, Tengel Zły ci nie pomoże!
– Wcale nie jestem chory! – warknął Ulvar i podciągnął mocniej kurtkę na piersi, by ukryć paskudne rany. Wiedział, że twarz jego też już się mocno zmieniła, nos był do połowy przeżarty przez potworną chorobę, której nabawił się od tej ladacznicy z Christianii. To właśnie te oznaki choroby sprawiły, że wyrzucono go ze szpitala, z czego akurat się cieszył.
– Jesteś chory.
– To nie jest śmiertelne.
– Może nie od razu, ale nie ma nadziei, że wyzdrowiejesz. W domu, w Lipowej Alei, mógłbyś otrzymać pomoc. Zarówno Henning, jak i jego córka noszą w sobie uzdrowicielskie siły, choć sami o tym nie wiedzą. Zwróć się do nich. Czy ty nie rozumiesz, że zarażasz innych?
– To akurat bardzo mnie raduje – zachichotał Ulvar, choć w jego głosie wyczuwało się wahanie. Te upiory, jak je w duszy nazywał, sprawiały wrażenie bardzo pewnych siebie, takich silnych i takich surowych. – Nie spocznę, dopóki nie zarażę całego kraju.
– Licz się ze słowami, Ulvarze! Wiesz, że jest tu z nami Ulvhedin. A on posiada moc sprowadzenia cię pod ziemię. Bądź więc rozsądny, przyłącz się do nas i pomagaj nam w walce z naszym złym przodkiem!
Ulvar zaczął miotać przekleństwa: „Wy tchórzliwe kreatury, wy wstrętni…”, ale spojrzał na Ulvhedina i zamilkł. Nie chciał być wciągnięty w głąb ziemi tak jak Ludzie z Bagnisk!
Ulvhedin miał taką moc tylko nad upiorami, ale Ulvar o tym nie wiedział. Chcieli go po prostu trochę przestraszyć.
Blady sierp księżyca wypłynął na niebo i oświetlał nagrobki. Otoczony był delikatną mgiełką. W jego blasku stojące przed Ulvarem sylwetki wyglądały jeszcze bardziej niesamowicie. Budziły w nim lęk, choć się przed tym bronił. Czuł nerwowe dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
– W porządku, poddaję się – rzekł krótko.
Tengel Dobry uśmiechnął się powściągliwie.
– Coś szybko składasz obietnice. Za szybko jak na mój gust.
Ulvar wybuchnął:
– Czego wy, do cholery, chcecie? Mówię, że się poddaję! Co mam jeszcze powiedzieć?
– Dużo – odparł Tengel cierpko. – Ale najpierw idź i poproś Henninga o pomoc. Powiedz mu, że jego córka ma uzdrowicielskie zdolności!
– Phi! Ja pójdę do Marca, on zawsze mi pomaga.
– Nie chodź z czymś takim do brata! Jego nie wolno ci wykorzystywać!
– Co ty powiesz? – Ulvar wykrzywił twarz w paskudnym grymasie. – Zrobię, co będę chciał.
– Ulvhedin! – zawołał Tengel.
Olbrzym wyszedł naprzód.
– Nie, nie! – Ulvar zasłaniał się rękami. – Już dobrze, zrobię, zrobię!
– Co zrobisz?
– To, co chcecie!
– Dziękuję, ale pozwalam sobie wątpić. No, dobrze, Ulvar, ty urodzony w nieszczęściu, mogę ci pomóc w jednej prostej sprawie. Nie chcę się mieszać w leczenie twojej choroby, ale mogę sprawić, że nie będzie ona zakaźna. Tak, żebyś nie wyrządzał innym krzywdy. A jeśli chodzi o ciebie, to sam zdecydujesz, jak postąpić. Sam wybierzesz, po której stronie chcesz się opowiedzieć, ale gruntownie się zastanów! Nic dobrego nie przyjdzie do ciebie od Tengela Złego. Żaden sługa nie miał jeszcze pożytku ze znajomości z nim.
– Co wy możecie o tym wiedzieć?
– Ty uparty głupcze! – wtrącił się Niklas, zmęczony już tymi utarczkami. – Niestety, masz jeszcze do spełnienia zadanie, gdyby nie to, unicestwilibyśmy cię i uwolnili ludzkość od ciebie. Ale zakaźna siła twojej choroby musi być zlikwidowana, przynajmniej tyle możemy dla ludzi zrobić.
– Zadanie? Ja? Jakie zadanie? Ja wiem tylko o jednym, to znaczy że mam być posłuszny mojemu panu i mistrzowi. Możecie tu sobie stać i straszyć mnie, ile się wam podoba, na mnie to nie robi żadnego wrażenia, bo wy wszyscy jesteście martwi, martwi, a ja żyję! Ja jestem niepokonany, zapamiętajcie to sobie!
Tengel zrobił jeszcze jeden krok do przodu z tym skutkiem, że Ulvar cofnął się jeszcze bliżej muru, a zrobił to tak gwałtownie, że mało nie upadł. W najbardziej upokarzający sposób machał rękami, żeby nie stracić równowagi.
Kilkoma władczymi ruchami rąk i kilkoma cicho wymamrotanymi zaklęciami Tengel Dobry pozbawił jego chorobę zakaźnej mocy. Ulvar tego, rzecz jasna, nie poczuł, ale przecież wiedział, co się dzieje. Mimo woli dotknął swojej twarzy, lecz nic się w niej nie zmieniło.
– Mógłbyś przynajmniej zaleczyć najgorsze z moich ran swoją rtęciową maścią! – zawył.
Heike po raz pierwszy wyszedł naprzód i powiedział:
– Ulvarze z Ludzi Lodu! Już dostatecznie długo wystawiasz naszą cierpliwość na próbę. Na pamięć twojej matki prosimy cię, byś opowiedział się po właściwej stronie. Jeśli tak uczynisz, twoje rany natychmiast się zabliźnią. Idź teraz i nie zadawaj więcej bólu twoim bliskim. Innym ludziom także nie.
Tyle rzeczy Ulvar chciałby jeszcze powiedzieć i zrobić. Chciał ich przeklinać, lżyć, szydzić z nich, obrażać, ale ku swemu zdziwieniu usunął się pokornie pod mur, a potem poszedł ścieżką wiodącą na zewnątrz, poza cmentarz. Zdążył jeszcze zobaczyć, jak postaci jego zmarłych przodków rozpływają się w nocnym powietrzu i jak księżyc zaciąga samotną straż nad cmentarzem w Grastensholm.
Przytłaczało go uczucie wielkiego upokorzenia.
A pragnienie siania zła, smutku i śmierci wokół siebie było w nim większe niż kiedykolwiek przedtem.
ROZDZIAŁ XIII
Agneta była bardzo wzburzona, kiedy tego wieczora opuszczała dziedziniec Lipowej Alei. Nie chciała, żeby Henning odprowadzał ją do domu, choć sam to zaproponował. Wyszła więc niezauważenie, kiedy wszyscy zajęci byli wieczornym obrządkiem.
Jako córka pastora zareagowała gwałtownie na postawę rodziny wobec tego nieszczęsnego Ulvara. Nie spodziewała się po nich takiego zachowania. Zawsze sprawiali wrażenie niezwykle wyrozumiałych. Właśnie taki biedak, który pobłądził, jakim niewątpliwie był Ulvar, powinien móc liczyć na wsparcie z ich strony. Nie żeby go ukrywać. W ten sposób tylko nieuczciwi ludzie rozwiązują niewygodne dla siebie problemy!