Выбрать главу

Bo Agneta nie miała pojęcia, czym ten skarb jest, myślała, że chodzi tu o jakieś z materialnego punktu widzenia wartościowe przedmioty. Nie wiedziała nic o tym, jak niebezpieczny może być skarb, gdyby wpadł w ręce jednego z dotkniętych, owładniętych wolą czynienia zła. A jeśli o to chodzi, Ulvar należał w pewnością do najgorszych.

Silnym ciosem powalił ją znowu na ziemię.

– Ech, i co, myślisz, że by ci dał? Żebyś mi przyniosła? Masz naprawdę wysokie wyobrażenie o sobie, ty cholerna dziwko!

Próbowała się czołgać, ale on złapał ją wpół i rzucił na posłanie. Agneta znowu zaczęła krzyczeć, ze strachu i z bezgranicznego obrzydzenia.

Ulvar był coraz bardziej rozwścieczony, w końcu wpakował jej w usta jakąś brudną szmatę.

– Nareszcie zamkniesz pysk, ty przeklęta idiotko! I koniec już z tym wygłupianiem się.

Wszystko stało się śmiertelnie groźne, Agneta nie widziała możliwości ratunku. Biła i drapała, darła paznokciami jego skórę i kopała, ale co mogła osiągnąć? Ulvar miał przewagę pod każdym względem, a teraz trzymał szamoczącą się kobietę pod sobą.

Z obrzydzeniem, rozpaczą i przerażeniem poczuła, że bierze ją w posiadanie. Nie miało znaczenia, że sprawiło jej to potworny ból. Znacznie gorszy był wstręt, kiedy czuła, jak się w niej porusza. Cały akt był tak poniżający i tak upokarzający, że Agneta nie mogła pojąć, dlaczego jeszcze nie umarła.

Trzeba jednak przyznać, że nie zrezygnowała do końca. Broniła się przez cały czas. Nie była dla Ulvara łatwą zdobyczą. Długo musiał walczyć, zanim w końcu osiągnął zadowolenie.

Kiedy nareszcie skończył, był taki zmęczony, że po prostu opadł na posłanie. Agneta miała jeszcze tyle siły, że brutalnie zepchnęła go na podłogę i wylała mu na głowę zawartość jego własnego nocnika.

Potem złapała swoje ubranie i uciekła. Próbował ją złapać, ryczał wściekle, ale nie mógł się pozbierać na zalanej i śliskiej podłodze.

ROZDZIAŁ XIV

– Tato – pytała Benedikte swoim świszczącym głosem. – Dlaczego Agneta do nas nie przychodzi?

– Nie wiem, moje dziecko – odparł Henning zmęczony. – Naprawdę nie wiem.

Ale wiedział, dlaczego. To była jego wina. Nie powinien był nigdy nawet wspominać jej o swoich uczuciach. Trzy tygodnie temu Henning dostał list. Pełen wzburzenia list od Agnety. Czytał go tyle razy, że teraz była to już postrzępiona kartka.

Drogi Henningu, nie powinieneś myśleć, że chciałabym okazać Ci niewdzięczność za to, że poprosiłeś mnie o rękę. To naprawdę wielka życzliwość z Twojej strony. Ale musimy po prostu zapomnieć o tamtej rozmowie, Henningu. Ja nie jestem Ciebie warta i nigdy, nigdy nie wyjdę za Ciebie. Za nikogo innego także nie.

To dla mnie prawdziwy ból, że muszę Cię zranić, ale nie mogę postąpić inaczej, jak tylko napisać ten list. Moje lekcje z dziećmi też muszą się skończyć, bo ja już więcej do Lipowej Alei nie przyjdę. Pozdrów ode mnie kochane dzieci.

Twoja oddana na zawsze

Agneta

Nie rozumiał tego. Chciał nawet pójść na probostwo i zapytać ją, co to znaczy, ale kiedy przed kościołem spotkał pastorową, ta powiedziała mu, że Agneta jest chora, leży w łóżku i nie może przyjmować żadnych wizyt. Nie, Henning nie powinien przychodzić, to nie wypada, by mężczyzna odwiedzał kobietę leżącą w łóżku. Co jej dolega? To nerwowa sprawa, mruknęła pastorowa i poszła sobie. Wyglądało na to, że wie równie mało jak on, na czym polega choroba Agnety.

Henning zamierzał napisać list. Zupełnie neutralny list z pytaniem o zdrowie, ale nie potrafił sformułować go tak, jak by chciał. Bo cokolwiek napisał, to wynikało z tego jasno, że niczego nie rozumie i jest zraniony jej nagłym zerwaniem.

„Oddana”, napisała Agneta, a nie tylko „serdeczne pozdrowienia”. Oddanie oznacza dużo więcej.

Nie, nie wolno pozwalać sobie na żadne marzenia!

Ale zapomnieć o niej nie mógł.

W kilka dni po tym, jak Benedikte zapytała o Agnetę, do Henninga zaczęły docierać alarmujące raporty. Były to wiadomości wchodzące do domu kuchennymi drzwiami, powtarzane przez służbę w różnych domach. Docierały też, oczywiście, do Lipowej Alei.

Nie wszystko było tak jak trzeba z panienką na probostwie. Szeptano mianowicie, że niestety, moja pani, nie dbała o siebie za dobrze, a w końcu jej ktoś zajrzał pod spódnice, tak, tak, moja pani, jakiś kawaler…

To niemożliwe, myślał Henning, całkowicie tym ogłuszony. Nie Agneta! To nie może być prawda! Nie ona! Prosił służące, żeby nie rozsiewały takich plotek. Naprawdę mogłyby uwierzyć w coś takiego?

Ależ to prawda, sama pomocnica kucharki z plebanii to mówiła. A niech no tylko pastor i pastorowa się dowiedzą, to noga panienki na probostwie nie postoi!

Henning zły był sam na siebie za pytanie, które wyrwało mu się mimo woli:

– Skąd pomocnica kucharki może wiedzieć takie rzeczy?

– O, widziała z pewnością ubranie panienki – wyjaśniła służąca.

Agneta… chora? Za tym musi się kryć coś innego. Henning nie zamierzał wierzyć plotkom, był lojalny wobec Agnety. Myślał o tym, co napisała w liście do niego: Nie jestem Ciebie warta. Ważył i roztrząsał wszystkie informacje. Najpierw powinien jednak pójść do Agnety. List mógłby zostać przejęty przez jej rodziców, więc nie odważył się pisać.

Nie zdążył jednak wybrać się na probostwo, ponieważ zaszły nowe wydarzenia.

Ulvar miał tyle rozsądku, żeby wiedzieć, iż jego napad na córkę pastora może wywołać mnóstwo zamieszania i nie wiadomo, jak się to dla niego skończy. Zabrał więc wszystko, co mogło mu być potrzebne, i ukrył się w lesie. Niedaleko chaty komorniczej. Nie chciał stąd odchodzić, bo przecież musi zdobyć skarb, niezależnie od tego, ile by to miało kosztować.

Minęło jednak pięć dni, a nic się nie działo. Wobec tego wrócił do chałupy, bo tam miał jeszcze zapasy jedzenia. Agneta zaopatrzyła go dobrze w przysmaki ze spiżarni na plebanii.

Dni płynęły, jedzenie zaczynało się kończyć. Przeklęta dziwka, czy ona nigdy nie przyjdzie? Pozwoli mi tu leżeć i zdychać z głodu?

Jakaś ponura myśl kołatała w jego zepsutej duszy i mówiła mu, że Agneta rzeczywiście już nie przyjdzie.

Wspomnienie było dla niego mało przyjemne. Miło było zemścić się w ten sposób na Henningu, bo ten nędznik nie będzie już chyba teraz chciał mieć do czynienia z przechodzoną panienką! Ale ona sama upokorzyła Ulvara okropnie. Cholerna dziwka! Jeszcze za to dostanie!

A zresztą, chichotał pod nosem. Już i tak została ukarana.

Nie, nie może tak leżeć w tej chałupie i czekać nie wiadomo na co o głodzie! A poza tym musi zdobyć skarb!

Ostatecznie to głód zmusił Ulvara do opuszczenia kryjówki. Nie miał jeszcze żadnego konkretnego planu, ale nie wątpił, że wpadnie na jakiś pomysł. Marco mógłby mu pomóc. Marco bywał od czasu do czasu nieprawdopodobnie głupi, miewał jakieś szlachetne ideały, ale do brata zawsze odnosił się dobrze. Był Ulvarowi wierny. Tak, należy wykorzystać Marca.

Tengel Zły musiał długo czekać. Ale czas się zbliża!

Przeszedł przez zagajnik i skierował się wprost do Lipowej Alei. Była niedziela, a Ulvar wiedział, że w niedzielę wszyscy się tam zbierają. I głupia Malin, i ten jej jeszcze głupszy Per, i ich smarkacz, no i Marco.

– Teraz! Teraz dranie zobaczą! – powiedział Ulvar i poprawił pasek od spodni.

Henning gotów był właśnie iść na probostwo, kiedy przyszła Malin z rodziną. Malin była zmieniona na twarzy z przerażenia.

– Co się stało? – zapytał Henning na jej widok.

– Henning, tak mi przykro. Ale właśnie dowiedziałam się, że Agneta została wypędzona z domu.

– Co? Gdzie ona jest?

– Nie wiem. To się podobno stało dzisiaj rano. I proboszcza nie było w kościele, tylko wikary. Wszyscy wiedzą o awanturze.