Jodi Picoult
Bez mojej zgody
Tytuł oryginału MY SISTER’S KEEPER
Przełożył Michał Juszkiewicz
W książce wykorzystano fragmenty z:
Pisma Świętego wg Biblii Tysiącleci,
„Romea i Julii” Williama Shakespeare’a, przekł. J. Paszkowski,
„Hamleta” Williama Shakespeare’a, przekł. S. Barańczak,
„Króla Henryka VI” Williama Shakespeare’a, przekł. L. Ulrich,
„Raju utraconego” Johna Miltona, przekł. M. Słomczyński,
„O wojnie” Carla von Clausewitza, przekł. F. Schoener,
Wiersze Carla Sandburga, Edny St. Vincent Millay i D.H. Lawrence’a, przekł. K. Taukert.
Rodzinie Curranów,
najlepszym krewnym, z którymi nie łączą nas żadne więzy krwi.
Przyjmijcie wyrazy wdzięczności za to, że odgrywacie
tak wielką rolę w naszym życiu.
PODZIĘKOWANIA
Jako matka dziecka, które w ciągu trzech lat przeszło dziesięć operacji, chcę przede wszystkim złożyć podziękowania lekarzom i pielęgniarkom, codziennie niosącym pomoc i wsparcie rodzinom w najtrudniejszych momentach ich wspólnego życia. Dziękuję doktorowi Rolandowi Eaveyowi i personelowi pielęgniarskiemu na oddziale pediatrii kliniki stanowej w Massachusetts – dziękuję za szczęśliwe zakończenie, prawdziwe, nie literackie. Podczas pracy nad niniejszą powieścią jak zwykle uświadomiłam sobie, że wiem bardzo mało i muszę polegać na doświadczeniu i intelekcie innych ludzi. Za pozwolenie czerpania z życiowych doświadczeń, zarówno osobistych, jak i zawodowych, oraz za genialne literackie wskazówki dziękuję Jennifer Sternick, Sherry Fritzsche, Giancarlo Cicchettiemu, Gregowi Kachejianowi, doktorowi Vincentowi Guarerrze, doktorowi Richardowi Stone’owi, doktorowi Faridowi Bouladowi, doktorowi Erikowi Termanowi, doktorowi Jamesowi Umlasowi, Wyattowi Foxowi, Andrei Greene i doktorowi Michaelowi Goldmanowi, Lori Thompson, Synthii Follensbee, Robinowi Kallowi, Mary Ann McKenney, Harriet St. Laurent, April Murdoch, Aidanowi Curranowi, Jane Picoult oraz Jo – Ann Mapson. Za przyjęcie mnie na jedną noc do zastępu strażackiego, dzielnie stającego na posterunku do walki z ogniem, dziękuję Michaelowi Clarkowi, Dave’owi Hautanemi, Richardowi „Pokey” Lowowi i Jimowi Belangerowi (jemu także jestem winna złoty medal za korektę moich błędów). Za wsparcie, które czułam na każdym kroku, chcę podziękować Carolyn Reidy, Judith Curr, Camille McDuffie, Laurze Mullen, Sarze Branham, Karen Mender, Shannon McKennie, Paolo Pepe, Seale Ballenger, Anne Harris oraz nieustraszonemu personelowi działu sprzedaży wydawnictwa Atria. Za to, że pierwsza uwierzyła we mnie, dziękuję Laurze Gross. Najszczersze wyrazy wdzięczności kieruję pod adresem Emily Bestler – za jej nieocenione wskazówki oraz nieograniczone możliwości rozwijania skrzydeł. Dziękuję Scottowi i Amandzie MacLellanom oraz Dave’owi Cranmerowi, którzy pokazali mi radości i smutki codziennego zmagania się ze śmiertelną chorobą. Dziękuję za Waszą wielkoduszność. Zechciejcie też przyjąć ode mnie najlepsze życzenia długiego i zdrowego życia. Dziękuję też, jak zawsze, Kyle’owi, Jake’owi i Sammy’emu, a w szczególny sposób Timowi – za to, że jesteście tym, co najważniejsze.
PROLOG
Nie rozpoczynamy wojny lub, rozsądniej,
nie powinniśmy jej zaczynać bez postawienia sobie pytania,
co chcemy przez nią, a co podczas tej wojny osiągnąć.
Carl von Clausewitz, „O wojnie”
Moje najdawniejsze wspomnienie: mam trzy lata i usiłuję zabić swoją siostrę. Czasami obrazy powracają z niezwykłą wyrazistością. Przypominam sobie wtedy, że poszewka na poduszkę była szorstka, a spiczasty nos siostry wbijał mi się w dłoń. Oczywiście nie miała ze mną najmniejszych szans, lecz mimo to nie mogłam dopiąć swego. Uratował ją tata, który obchodził wieczorem nasze sypialnie, żeby powiedzieć wszystkim dobranoc. Zaprowadził mnie z powrotem do mojego łóżka. „To się nigdy nie wydarzyło” – powiedział.
Dorastałyśmy razem, ale mnie tak naprawdę nigdy nie było. Istniałam tylko jako dodatek do niej. W nocy przyglądałam się siostrze, przebijając wzrokiem mrok łączący nasze łóżka stojące pod przeciwległymi ścianami. Obmyślałam rozmaite sposoby, jak by to mogło się stać, i liczyłam je w myślach. Trucizna dosypana do płatków śniadaniowych. Zdradziecka fala powrotna, która porywa z kąpieliska na plaży i unosi na otwarte morze. Porażenie piorunem.
Koniec końców jednak nie zabiłam siostry. Poradziła sobie z tym sama.
Tak przynajmniej staram się myśleć.
PONIEDZIAŁEK
Bracie, jestem ogniem,
Który wzbiera pod dnem oceanu.
Nie spotkam cię, bracie –
Przynajmniej przez lata,
Może tysiące lat, bracie.
Wtedy cię ogrzeję,
Przytulę, otoczę kręgami,
Wchłonę i przemienię –
Może tysiące lat, bracie.
Carl Sandburg, „Krewni”
Kiedy byłam mała, wcale nie chciałam się dowiedzieć, jak się robi dzieci. Wielką tajemnicę życia stanowiło dla mnie zupełnie inne pytanie: dlaczego. Rozumiałam dobrze mechanikę całego procesu; uświadomił mnie starszy brat Jesse, chociaż już wtedy byłam pewna, że przekręcił przynajmniej połowę szczegółów. Dzieciaki z mojej klasy, kiedy nauczycielka nie patrzyła, wyszukiwały w szkolnym słowniku wyrazy „penis” i „pochwa”, ale moją uwagę zawsze przyciągały zupełnie inne sprawy. Na przykład: dlaczego są takie mamusie, które mają tylko jedno dziecko i już, a tymczasem inne rodziny dosłownie rosną w oczach? Albo dlaczego ta nowa, Sedona, opowiada każdemu, kto tylko chce jej słuchać, że dostała imię na pamiątkę miejscowości wypoczynkowej, gdzie rodzice ją zmajstrowali? Mój tata zawsze powtarzał: „Miała szczęście, że nie wybrali się wtedy na wakacje do Jersey City”.
Mam już trzynaście lat, ale z wiekiem te subtelności wcale nie stały się dla mnie bardziej zrozumiałe. Przeciwnie, pogmatwały się jeszcze bardziej. Słyszałam o dziewczynie z ósmej klasy, która rzuciła szkołę, bo zdarzyła się jej „wpadka”, i o sąsiadce, która „postarała się o dziecko”, żeby tylko mąż nie założył sprawy rozwodowej. Mówię wam, gdyby na Ziemi wylądowali dziś kosmici i gruntownie zbadali przyczyny, dla których dzieci przychodzą na świat, doszliby do wniosku, że w większości wypadków powodem narodzin jest zbieg okoliczności, nieumiarkowane spożycie alkoholu w niewłaściwy wieczór, niestuprocentowa skuteczność środków antykoncepcyjnych albo jeszcze coś innego, co jest równie mało pochlebne jak wszystkie pozostałe przyczyny.
Ja natomiast przyszłam na świat w bardzo konkretnym celu. Nie zawdzięczam życia butelce taniego wina, przepięknej pełni księżyca ani przymusowi gorącej chwili. Urodziłam się, ponieważ lekarz specjalista zadbał o to, żeby jajeczko mojej matki i nasienie mojego ojca połączyły się w określony sposób, dając w rezultacie szczególną kombinację bezcennego materiału genetycznego. Kiedy Jesse opowiedział mi, jak się robi dzieci, ja, nieufna z natury, poszłam do rodziców, żeby się dowiedzieć, jak to jest naprawdę. Nie spodziewałam się jednak, że powiedzą mi aż tyle. Usiedli ze mną na kanapie i zaczęli, oczywiście, od tego, co zwykle się mówi w takich sytuacjach. A potem wyjaśnili mi, że wybrali ten jeden malutki embrion, który był mną, ponieważ właśnie on i tylko on mógł uratować życie mojej siostry Kate. „Kochamy cię dzięki temu jeszcze bardziej – powiedziała wtedy mama z naciskiem – bo dokładnie wiedzieliśmy, czego się po tobie spodziewać”.