Ojciec zaciska powieki.
– Saro, zamknij się, do jasnej cholery. – Znów spogląda na mnie. – Możemy się porozumieć we trójkę czy musi zrobić to za nas adwokat?
Na te słowa łzy napływają mi do oczu, ale cóż, spodziewałam się tego, więc podnoszę głowę i pozwalam im płynąć.
– Ja już nie mogę, tatusiu.
– Czy ty w ogóle nie rozumiesz – pyta mama – jakie będą tego konsekwencje?
Moje gardło zaciska się jak migawka w aparacie fotograficznym. Jeśli znajdę jakieś argumenty na swoją obronę, będę musiała je przeciskać przez szparę wielkości łebka od szpilki. Wy mnie w ogóle nie widzicie, myślę, i nagle dociera do mnie, że powiedziałam to na głos. Za późno.
Cios spada tak szybko, że aż umyka oczom. Policzek płonie żywym ogniem, a głowa odskakuje w tył. Dostałam w twarz od własnej matki. Ślad po tym uderzeniu pali mnie jeszcze długo po tym, jak zniknął ze skóry. Tak za pamięci: wstyd ma pięć palców.
Kiedy Kate miała osiem lat, a ja pięć, pokłóciłyśmy się i w końcu stanęło na tym, że nie chcemy dłużej dzielić wspólnego pokoju. Problem w tym, że u nas nigdy nie było za dużo miejsca, a Jesse nie mieszkał wtedy jeszcze na strychu nad garażem, tylko w domu, ze wszystkimi, więc nie było wolnych pokojów. Sytuacja wydawała się bez wyjścia, ale Kate, starsza i mądrzejsza, wymyśliła, że podzielimy nasz pokój na pół.
– Którą stronę wybierasz? – zapytała dyplomatycznie. – Możesz wziąć, którą chcesz.
Zdecydowałam się na tę stronę pokoju, gdzie stało moje łóżko. Poza tym tutaj było też pudło, w którym trzymałyśmy nasze Barbie i półki z przyborami do pisania i rysowania. Kate chciała wziąć stamtąd flamaster, ale wtedy zwróciłam jej uwagę, że to już jest po mojej stronie.
– W takim razie podaj mi go – rozkazała.
Podałam jej czerwony pisak, a Kate wspięła się na biurko, sięgając w górę najwyżej, jak tylko mogła. – Pamiętaj – ostrzegła – że jak już to zrobię, to musisz zostać po swojej stronie, a ja nie mogę wchodzić na twoją. Tak?
Skinęłam skwapliwie głową, bo byłam zapalona do tego pomysłu tak samo jak ona. Miałam przecież dostać wszystkie najlepsze zabawki. Kate będzie mnie prosić, żeby mogła przyjść na moją stronę – i to bardzo szybko.
– Przysięgasz?
Wypowiedziałyśmy formułkę przysięgi. Kate narysowała nierówną linię biegnącą od sufitu po ścianie, blacie biurka i jasno – brązowym dywanie, aż do nocnego stolika pod przeciwległą ścianą. Kiedy skończyła, oddała mi flamaster.
– I pamiętaj – powiedziała – że kto łamie przysięgę, ten jest oszukańcem.
Usiadłam na podłodze po mojej stronie. Wyjęłam wszystkie nasze Barbie, co do jednej. Zaczęłam je stroić, robiąc z tego wielkie przedstawienie, tak żeby tylko jej pokazać, że teraz wszystkie są moje. Kate przysiadła na krawędzi swojego łóżka z kolanami pod brodą. Patrzyła na mnie, nawet nie drgnąwszy – aż do momentu kiedy mama z dołu zawołała nas na obiad.
Wtedy Kate uśmiechnęła się do mnie i wyszła z pokoju. Drzwi były po jej stronie.
Podeszłam do linii, którą narysowała na dywanie i nadepnęłam na nią bosą stopą. Nie chciałam wyjść na oszukańca, ale nie uśmiechało mi się też, że do końca życia nie będę mogła wyjść z pokoju.
Nie wiem, jak długo mama czekała, aż raczę zejść na obiad. Kiedy ma się pięć lat, każda sekunda dłuży się w nieskończoność. Wreszcie stanęła w progu i zobaczyła linię na ścianach i na dywanie. Zacisnęła powieki, jakby modląc się o cierpliwość, po czym podeszła do mojego łóżka i wzięła mnie na ręce. Zaczęłam się jej wyrywać.
– Zostaw mnie! – krzyczałam. – Nie będę mogła tu wrócić!
Po chwili mama dała za wygraną. Wyszła, ale zaraz wróciła z naręczem ściereczek, ręczników i poduszek. Porozrzucała je na podłodze po stronie Kate.
– Chodź – wyciągnęła rękę, ale ja ani drgnęłam. Mama przeszła więc przez linię i usiadła obok mnie na łóżku. – Ten staw należy do Kate, zgoda – powiedziała – ale rosną na nim moje lilie. Po ich liściach można przejść na drugą stronę.
Wstała. Wskoczyła na rozłożoną na podłodze kuchenną ścierkę, a z niej na poduszkę z kanapy. Obejrzała się na mnie przez ramię; patrzyła tak, dopóki nie stanęłam na tej samej ścierce co ona poprzednio. Poprowadziła mnie z niej na poduszkę, z poduszki na rękawicę kuchenną, którą Jesse uszył w pierwszej klasie, i tak dalej, aż do samych drzwi. Proste i pewne rozwiązanie: wystarczyło iść po śladach matki.
Stoję pod prysznicem. Drzwi są zamknięte na zamek, ale Kate wie, jak go otworzyć z zewnątrz. Wchodzi do łazienki.
– Chcę z tobą porozmawiać – oświadcza.
Wystawiam głowę zza plastikowej zasłony.
– Potem, jak skończę. – Chcę zyskać na czasie, żeby przygotować się do tej rozmowy, chociaż i tak w ogóle nie mam na nią specjalnej ochoty.
– Nie, teraz. – Kate siada na zamkniętym sedesie. Wzdycha ciężko. – Anno… To, co chcesz zrobić…
– Już to zrobiłam – poprawiam ją.
– Możesz to wszystko cofnąć, jeśli tylko zechcesz.
Jak to dobrze, że jest tutaj tyle pary, bo za nic w świecie nie chciałabym, żeby Kate mogła teraz zobaczyć moją twarz.
– Wiem – odpowiadam szeptem.
Kate milczy przez długą chwilę. Jej myśli, tak samo jak moje, gonią jedna drugą, jak szczur doświadczalny na kole w laboratorium goni własny ogon. Chwytamy się wszelkich możliwych rozwiązań, ale żadne nie jest dobre.
Po chwili znów wychylam się zza zasłony. Kate ociera oczy i spogląda na mnie.
– Nie rozumiesz – pyta – że jesteś moją jedyną przyjaciółką?
– Wcale nie – zaprzeczam natychmiast, ale przecież wiem tak samo dobrze jak ona, że to nieprawda. Kate zbyt rzadko pojawiała się w szkole, żeby dobrać sobie jakąś grupę koleżanek, w której mogłaby się odnaleźć. Znajomości, które zawarła podczas tamtego długiego okresu, kiedy czuła się całkiem dobrze, nie przetrwały próby czasu, zresztą z wzajemnością. Okazało się, że przeciętne dziecko nie bardzo wie, jak się zachować w obecności kogoś, komu w każdej chwili grozi śmierć, a z drugiej strony Kate też trudno było ze szczerym zapałem rozmawiać o testach predyspozycyjnych na koniec szkoły albo o zjazdach absolwentów, kiedy nie mogła mieć żadnej pewności, że ich dożyje. Miała oczywiście kilka znajomych, ale kiedy zapraszała je do nas, to z reguły było tak, że przychodziły jak na ścięcie, siedziały na skraju jej łóżka i liczyły minuty, kiedy będą już mogły sobie pójść, dziękując Bogu, że nie przytrafiło się im to samo.
Prawdziwy przyjaciel nie potrafi użalać się nad tobą.
– Nie jestem twoją przyjaciółką – mówię ostro, zaciągając zasłonę z powrotem. – Jestem twoją siostrą.
Udana ze mnie siostrzyczka, nie ma co. Podstawiam twarz pod prysznic, żeby Kate nie zauważyła, że też płaczę.
Nagle zasłona odjeżdża na bok ze świstem. Stoję przed Kate całkowicie obnażona.
– O tym właśnie chciałam porozmawiać – mówi ona. – Jeśli nie chcesz już być moją siostrą, nie ma sprawy, ale nie mogę stracić twojej przyjaźni.
Zaciąga zasłonę. Spowijają mnie kłęby pary wodnej. Po chwili słyszę szczęk klamki i cichy trzask zamykanych drzwi. Na nogach czuję powiew zimnego powietrza.
Ja także nie mogę znieść myśli, że mogłabym utracić ją na zawsze.
Tej nocy, kiedy Kate już śpi, wstaję i podchodzę do jej łóżka. Sprawdzam, czy oddycha, trzymając dłoń nad jej twarzą. Ciepłe tchnienie rozgrzewa moją skórę. Mogłabym opuścić dłoń, teraz, w tej chwili, zasłonić nos i usta, przytrzymać, kiedy będzie się wyrywała. Czym to będzie się różniło od tego, co już zrobiłam?
Słyszę kroki w korytarzu. Momentalnie chowam się pod kołdrę, do mojej bezpiecznej kryjówki. Odwracam się plecami do drzwi, żeby nie zdradzić się drżeniem powiek, kiedy wejdą rodzice.