Zamilkł, jakby czekał na oklaski. Czułem się podle. Squares spytał beznamiętnie:
– A potem puściłeś ją na ulicę?
– Taa i nauczyłem paru sztuczek. Jak szybko zaspokoić faceta. Jak obsłużyć więcej niż jednego naraz. Nauczyłem ją wszystkiego.
Myślałem, że zaraz zwymiotuję.
– Mów dalej – zachęcił Squares.
– Nie. Dopiero wtedy, gdy…
– Zatem do widzenia.
– Tanya – rzekł.
– Co z nią?
Castman oblizał usta.
– Możecie dać mi trochę wody?
– Nie. Co z Tanyą?
– Ta suka trzyma mnie tutaj, człowieku. To nie w porządku.
– Taak, pokaleczyłem ją, ale miałem powód. Chciała odejść, wyjść za tego frajera z Garden
City. Myślała, że się kochają.
– Dajcie spokój, czy to Pretty Woman, czy co? Chciała zabrać ze sobą kilka moich najlepszych dziewczyn. Miały zamieszkać w Garden City z nią i tym frajerem, pójść na odwyk i takie bzdury. Nie mogłem na to pozwolić.
– Dlatego – powiedział Squares – dałeś jej nauczkę.
– Taak, pewnie. Tak to jest.
– Poharatałeś jej twarz otwieraczem do konserw.
– Nie tylko twarz. W końcu facet mógłby założyć jej worek na głowę, no nie? Ale owszem, wyczuwacie sprawę. To była lekcja dla innych dziewczyn. Tylko że – i to jest najśmieszniejsze – jej chłopak, ten frajer, nie wiedział, co zrobiłem. Przyjechał z tego swojego wielkiego domu w Garden City, spiesząc na ratunek Tanyi. Palant miał dwadzieścia dwa lata. Wyśmiałem go, a on do mnie strzelił. Ten wymoczkowaty księgowy z Garden City. Strzelił mi w bok z dwudziestkidwójki i kula trafiła w kręgosłup. Sparaliżowało mnie. Możecie w to uwierzyć? A potem, och, to jest cudowne, kiedy już mnie postrzelił, pan Garden City zobaczył, co zrobiłem Tanyi.
– Wiecie, jak postąpiła wielka miłość jej życia?
Czekał. Uznaliśmy, że to retoryczne pytanie i milczeliśmy.
– Wystraszył się i uciekł. Kapujecie? Zobaczył moje rękodzieło i dał nogę. Nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Już nigdy się nie zobaczyli.
Castman znów zaczął się śmiać. Starałem się stać nieruchomo i głęboko oddychać.
– Wylądowałem w szpitalu – podjął – całkowicie sparaliżowany. Tanya została z niczym. Wypisała mnie ze szpitala.
– Przywiozła tutaj i zajęła się mną. Rozumiecie, co mówię?
– Przedłuża mi życie. Jeśli nie chcę jeść, wpycha mi rurkę do gardła. Posłuchajcie, powiem wam wszystko, co chcecie wiedzieć. Musicie tylko coś dla mnie zrobić.
– Co? – zapytał Squares.
– Zabić mnie.
– Nic z tego.
– To zawiadomcie policję. Niech mnie aresztują. Przyznam się do wszystkiego.
– Co się stało z Sheilą Rogers? – zapytał Squares.
– Obiecajcie.
Squares spojrzał na mnie.
– Chyba usłyszeliśmy już dość. Chodźmy.
– Dobrze, dobrze, powiem. Tylko… pomyślcie o tym, dobra?
Przeniósł wzrok ze Squaresa na mnie i z powrotem na niego. Squares niczego po sobie nie pokazywał. Nie wiem, jaki wyraz miała moja twarz.
– Nie mam pojęcia, gdzie jest teraz Sheila. Do diabła, w ogóle nie rozumiem tego, co się stało.
– Jak długo pracowała dla ciebie?
– Dwa lata. Może trzy.
– Udało jej się uciec?
– Hę?
– Nie wyglądasz na faceta, który pozwala swoim pracownicom odejść – powiedział
Squares. – Dlatego pytam, co się stało.
– Pracowała na ulicy. Miała stałych klientów. Była dobra.
– W końcu zaczęła się zadawać z poważnymi graczami. To się zdarza. Niezbyt często, ale się zdarza.
– Jakimi większymi graczami?
– Handlarzami. Dużego kalibru. Myślę, że zaczęła prze wozić i przenosić towar. Co gorsza, przestała ćpać. Chciałem ją przycisnąć, tak jak powiedziałeś, ale miała już paru ważnych przyjaciół.
– Na przykład?
– Znacie Lenny'ego Mislera?
– Squares zastanowił się.
– Tego adwokata?
– Adwokata mafii – poprawił Castman. – Zgarnęli ją z prochami. Wyciągnął ją z tego. Squares zmarszczył brwi.
– Lenny Misler przyjął sprawę prostytutki złapanej z towarem?
– Jak wyszła, zacząłem węszyć. Chciałem się dowiedzieć, co kombinuje. Wtedy dwóch pierwszoligowych cyngli złożyło mi wizytę. Poradzili, żebym trzymał się od niej z daleka. Nie jestem głupi. Tam gdzie ją znalazłem, jest takich mnóstwo.
– Co było potem?
– Nigdy więcej jej nie widziałem. Słyszałem jeszcze, że poszła do college'u. Możecie w to uwierzyć?
– Do którego?
– Nie wiem. Może to tylko plotka.
– Jeszcze coś?
– Nie.
– Żadnych innych plotek?
Castman zaczął przewracać oczami. Widziałem w nich desperację. Chciał zatrzymać nas jak najdłużej, ale nie miał nam już nic do powiedzenia. Popatrzyłem na Squaresa. Kiwnął głową i skierował się do drzwi. Ruszyłem za nim.
– Zaczekajcie!
Nie zareagowaliśmy.
– Proszę, ludzie, błagam was! Powiedziałem wam wszystko, no nie? Współpracowałem. Nie możecie mnie tu zostawić.
Pomyślałem o niekończących się dniach i nocach, które spędzi w tym pomieszczeniu, i wcale mnie to nie obeszło.
– Pierdolone dupki! – wrzasnął. – Hej, ty! Kochasiu! Wylizujesz okruchy po mnie, słyszysz? Pamiętaj: kiedy to z tobą robi, gdy robi ci dobrze, to ja ją tego nauczyłem. Słyszysz? Słyszysz, co mówię?
Poczerwieniałem, ale się nie odwróciłem. Squares otworzył drzwi.
– Kurwa – zaklął znacznie ciszej Castman – to nie mija, wiesz. Zawahałem się.
– Może wydaje się czysta i miła, ale jest naznaczona. Wiesz, o czym mówię?
Usiłowałem nie słuchać. Mimo to te słowa wciąż rozbrzmiewały mi echem w głowie. Wyszedłem i zamknąłem drzwi. Otoczyła mnie ciemność. Tanya spotkała się z nami w połowie drogi do wyjścia.
– Zgłosicie to? – zapytała, niewyraźnie wymawiając słowa.
„Nigdy go nie skrzywdziłam”. Tak powiedziała.
Bez słowa pospiesznie wyszliśmy na zewnątrz, po czym zrobiliśmy kilka głębokich wdechów, jak nurkowie, którym zabrakło powietrza. Wsiedliśmy do furgonetki i odjechaliśmy.
10
Grand lsland, Nebraska
Sheila chciała umrzeć w samotności.
To dziwne, ale ból teraz zelżał. Zastanowiła się dlaczego. Nie ujrzała jasnego światła ani nie doznała gwałtownego olśnienia. Śmierć nie przynosiła pociechy. Nie otaczały jej anioły. Nie zobaczyła dawno zmarłych krewnych. Pomyślała o babci, która zawsze traktowała ją tak czule i nazywała „skarbem” – nie przyszła, by wziąć ją za rękę.
Była sama w ciemności.
Otworzyła oczy. Czyżby śniła? Trudno powiedzieć. Wcześniej miała halucynacje. Na przemian odzyskiwała i traciła przytomność. Pamiętała twarz Carly i to, że błagała ją, by odeszła. Czy to działo się naprawdę? Pewnie nie. Chyba było złudzeniem.
Kiedy ból wzmagał się, stawał się nie do zniesienia, a linia między jawą i snem się zacierała. Sheila przestała walczyć. Tylko w ten sposób można było znieść cierpienie.
Tylko jeśli rozumiesz, co się dzieje, czy naprawdę postradałeś rozum?
Głęboko filozoficzne pytanie. Dobre dla żywych. W końcu, po tych wszystkich nadziejach i marzeniach, po upadku i odnowie, Sheila Rogers miała umrzeć młodo, w męce i nie ze swojej ręki.
Podejrzewała, że może w tym być jakaś poetycka sprawiedliwość.
Gdy poczuła, jak coś w środku pęka i rozdziera się, istotnie zobaczyła wszystko wyraźnie i jasno. Przerażająco jasno. Wreszcie ujrzała prawdę.