Выбрать главу

Froelich przytaknęła. Nagranie ukazywało sprzątaczy zaczynających pracę wokół stanowiska sekretarki. Niczego nie przeoczyli, wszystko zostało energicznie otarte z kurzu, wypolerowane, wymuskane. Każdy centymetr kwadratowy wykładziny oczyszczono odkurzaczem, śmieci z kubłów przesypano do czarnego worka, który powiększył się dwukrotnie. Mężczyzna sprawiał wrażenie nieco rozczochranego. Oddalał się, ciągnąc za sobą wózek. Kobiety cofały się wraz z nim. Szesnaście minut po północy zniknęli w ciemności, pozostawiając za sobą pusty pokój, nieruchomy i spokojny jak wcześniej.

– To wszystko – oświadczyła Froelich. – Nic więcej przez następnych pięć godzin i czterdzieści cztery minuty. Potem znów zmiana taśm i dalej nic od szóstej aż do ósmej, gdy przychodzi sekretarka. Później zaś sytuacja wygląda tak, jak stwierdziła wraz ze Stuyvesantem.

– Jak można oczekiwać – dodał głos dobiegający od drzwi – osobiście uważam, że naszym słowom można zaufać. Ostatecznie pracuję w służbach rządowych od dwudziestu pięciu lat, a moja sekretarka, jak się zdaje, jeszcze dłużej.

5

Stojącym w drzwiach mężczyzną był bez wątpienia Stuyvesant. Reacher rozpoznał go ze zdjęć z kamery. Wysoki, szerokie ramiona, po pięćdziesiątce, wciąż w niezłej formie. Przystojna twarz, zmęczone oczy. Mimo niedzieli miał na sobie garnitur i krawat. Froelich patrzyła na niego z obawą, on natomiast wpatrywał się w Neagley.

– To ty jesteś kobietą z taśmy – stwierdził. – Sala balowa, w czwartek.

Wyraźnie intensywnie o czymś rozmyślał, szybko wyciągał wnioski, analizował i niemal niedostrzegalnie kiwał głową, gdy doszedł do czegoś logicznego. Po chwili przeniósł wzrok z Neagley na Reachera. Wszedł do środka.

– A ty jesteś bratem Joego Reachera – oznajmił. – Wyglądasz zupełnie jak on.

Reacher skinął głową.

– Jack Reacher – przedstawił się, podając dłoń.

Stuyvesant ją ujął.

– Przykro mi z powodu twojej straty. Wiem, że minęło pięć lat, ale Departament Skarbu wciąż tęsknie wspomina twojego brata.

Reacher ponownie przytaknął.

– To jest Frances Neagley – przedstawił.

– Reacher ściągnął ją do pomocy w audycie – wyjaśniła Froelich.

Stuyvesant uśmiechnął się lekko.

– Już się domyśliłem – rzekł. – Sprytne posunięcie. I jak wyniki?

W gabinecie zapadła cisza.

– Przepraszam, jeśli cię obraziłam, szefie – powiedziała Froelich. – No wiesz, wcześniej, kiedy mówiłam tak o taśmie. Po prostu wyjaśniałam im sytuację.

– Jakie były wyniki audytu? – spytał ponownie Stuyvesant.

Milczała.

– Aż takie złe? No cóż, taką mam nadzieję. Ja też znałem Joego Reachera, nie tak dobrze jak ty, ale od czasu do czasu się kontaktowaliśmy. Był imponujący. Zakładam, że jego brat przynajmniej w połowie dorównuje mu inteligencją. Pani Neagley jest zapewne jeszcze bystrzejsza. A w takim razie musieli znaleźć dostęp do celu. Mam rację?

– Trzy pewniaki – oznajmiła Froelich.

Stuyvesant przytaknął.

– Oczywiście sala balowa – domyślił się. – Pewnie dom rodzinny i ta cholerna impreza w Bismarck. Mam rację?

– Tak – przyznała Froelich.

– Najwyższy poziom fachowości – wtrąciła Neagley. -Raczej nie do odtworzenia.

Stuyvesant uniósł dłoń, przerywając jej.

– Przejdźmy do sali konferencyjnej – zaproponował. -

Chcę pomówić o baseballu.

* * *

Poprowadził ich wąskimi, krętymi korytarzami do dość przestronnego pomieszczenia w samym sercu kompleksu. Pośrodku ustawiono długi stół, otoczony dziesięcioma krzesłami, po pięć z każdej strony. Sala nie miała okien. Ta sama szara wykładzina pod stopami, ten sam biały podwieszany sufit, te same jaskrawe halogeny. Wzdłuż jednej ściany ustawiono niski kredens z zamkniętymi drzwiczkami, a na nim trzy telefony, dwa białe, jeden czerwony. Stuyvesant usiadł, gestem wskazał krzesła po drugiej stronie stołu. Reacher zerknął przelotnie na dużą tablicę pełną notatek z nadrukiem Poufne.

– Będę z wami nietypowo szczery – zapowiedział Stuyvesant. – Tylko tymczasowo, rozumiecie to chyba. Uważam, że jesteśmy wam winni wyjaśnienie, ponieważ Froelich wciągnęła was w to za moją aprobatą i ponieważ brat

Joego Reachera należy w pewnym sensie do rodziny, zatem jego koleżanka także.

– Pracowaliśmy razem w wojsku – wyjaśniła Neagley.

Stuyvesant skinął głową, jakby już dawno doszedł do

podobnego wniosku.

– Porozmawiajmy o baseballu – rzekł. – Śledzicie rozgrywki?

Wszyscy czekali.

– Washington Senators nie istnieli już, gdy tu trafiłem -

podjął. – Musiałem zatem zadowolić się Baltimore Orioles, co nie zawsze mnie zachwycało. Ale czy wiecie, co jest wyjątkowego w tej grze?

– Długość sezonu – odparł Reacher. – Procent zwycięstw.

Stuyvesant uśmiechnął się, zupełnie jakby Reacher zasłużył na nagrodę.

– Może jesteś bardziej niż w połowie tak inteligentny

jak brat. W baseballu zwykły sezon rozgrywek obejmuje

sto sześćdziesiąt dwa mecze, znacznie, znacznie więcej niż

w jakimkolwiek sporcie. W innych sportach sezon to piętnaście, dwadzieścia, najwyżej trzydzieści parę meczów.

Koszykówka, hokej, futbol, piłka nożna – w każdym innym sporcie gracze mogą sądzić, że zdołają wygrać wszystkie mecze w sezonie. To realistyczny cel, zwiększający ich motywację. Od czasu do czasu nawet udaje się go osiągnąć. W baseballu jednak to niemożliwe. Drużyny najlepsze z najlepszych, wielcy mistrzowie, wszyscy przegrywają około jednej trzeciej meczów, przynajmniej pięćdziesiąt, sześćdziesiąt na rok. Wyobraźcie sobie, jakie to uczucie, z psychologicznego punktu widzenia. Jesteście wspaniałymi sportowcami, wściekłe ambitnymi, lecz wiecie z całą pewnością, że i tak będziecie często przegrywać. Musicie to sobie uświadomić, w przeciwnym razie będzie was to gnębiło. Ochrona osoby prezydenta wygląda dokładnie tak samo. To właśnie chciałem przekazać. Nie możemy zwyciężać każdego dnia. Musimy do tego przywyknąć.

– Tylko raz przegraliście – zauważyła Neagley. -W 1963.

– Nie – odparł Stuyvesant. – Ciągle przegrywamy, ale nie każda przegrana ma znaczenie. Tak jak w baseballu, nie każde udane odbicie to punkty, nie każda klęska oznacza spadek w światowych rozgrywkach. A u nas nie każdy nasz błąd zabija podopiecznego.

– Co więc chcesz nam powiedzieć? – naciskała Neagley.

Stuyvesant pochylił się lekko.

– Mówię, że mimo tego, co pokazał wasz audyt, powinniście wciąż w nas wierzyć. Nie każdy błąd kosztuje punkty.

Doskonale wiem, że dla człowieka z zewnątrz podobna

pewność siebie może wydawać się czymś oburzającym.

Musicie jednak zrozumieć, że nie mamy innego wyjścia.

Musimy tak myśleć. Wasz audyt pokazał kilka dziur

w ochronie. Należy teraz ocenić, czy da się je zamknąć,

i czy to w ogóle ma sens. Zostawię to osądowi Froelich.

Proponuję jednak, abyście pozbyli się wątpliwości co do naszej pracy. Jako zwykli obywatele. Nie uważajcie, że przegrywamy, bo nie przegrywamy. Zawsze będą istniały jakieś luki. To część naszej pracy. Demokracja. Przywyknijcie do niej.

Odchylił się na krześle, jakby skończył.

– A co z tą najnowszą groźbą? – spytał Reacher.

Stuyvesant zastanowił się chwilę, po czym pokręcił głową. Jego twarz się zmieniła, podobnie nastrój panujący w pomieszczeniu.

– W tym miejscu przestaję mówić szczerze – oznajmił.

– Zapowiedziałem już, że to tylko tymczasowe. Froelich