– Greg. Gdzie jest?
– Kto?
– Greg.
– Jaki Greg?
– Jaja sobie robisz?
– To mają być jaja?
Panterka spojrzał na Cegłówę. Cegłówa nic nie powiedział. Zanosiło się na wymianę fizycznych argumentów. Myron był w tym niezły. Mógł też śmiało założyć, że ci dwaj troglodyci również są dobrzy w te klocki. Wbrew wymowie filmów z Bruce’em Lee w pojedynkę bardzo trudno się obronić przed wytrawnymi przeciwnikami. Doświadczeni wyjadacze nie są w ciemię bici. Działają zespołowo. Nie rzucają się do walki jednocześnie.
– No to jak, chłopaki, skoczymy na piwo? Obgadamy sprawę.
Panterka prychnął drwiąco.
– Wyglądamy na rozmownych? – spytał.
– Zwłaszcza on. Myron wskazał Cegłówę.
Są trzy sposoby, żeby wyjść z takich kłopotów bez szwanku. Pierwszy, zawsze dobry, to ucieczka. Ci dwaj byli jednak na tyle blisko, żeby odciąć mu drogę lub spowolnić. Za duże ryzyko. Drugie wyjście: niedocenienie cię przez napastników. Jesteś przestraszony, kulisz się, a potem nagle – trach! – walisz znienacka. W tym przypadku zaskoczenie odpadało. Doświadczone oprychy rzadko lekceważą drągala, który ma ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu i waży sto kilo. Trzecie wyjście: uderzasz pierwszy, z całej siły. Zwiększa to prawdopodobieństwo unieszkodliwienia jednego wroga, zanim drugi zdąży zareagować. Należy to jednak zrobić z wyczuciem. Dopóki nie uderzysz, nie wiesz, czy mogłeś uniknąć fizycznego starcia. Lecz jeżeli czekasz na atak przeciwnika, wykluczasz trzecie wyjście. To wyjście wybrałby Win. Win wybrałby je zresztą nawet wobec jednego napastnika.
Myron nie miał jednak okazji dokonać wyboru, bo Cegłówa wypuścił cios w jego krzyż. Na szczęście to przewidział i, unikiem ratując nerki i resztę, rąbnął bandziora łokciem w nos. Chrupnęło optymistycznie, jakby rozwalił pięścią ptasie gniazdo.
Zwycięstwo, niestety, było krótkotrwałe. Tych dwóch znało się na robocie. Panterka zaatakował w momencie, gdy jego koleżka padł. Myron poczuł ból w nerce, ugięły się pod nim kolana, ale wytrzymał. Pochylił się nad Cegłówą i wyrzucił nogę do tyłu niczym tłok, lecz z braku pełnej równowagi chybił. Kopniak wyładował na udzie Panterki, nie wyrządzając mu krzywdy, był jednak na tyle silny, że go odepchnął. Tymczasem Cegłówa, sięgając na oślep, odnalazł włosy Myrona, chwycił, pociągnął i wrzasnął, bo Myron, unieruchomiwszy mu dłoń, wbił palce w czułe punkty pomiędzy stawami. Zaraz potem powracający Panterka rąbnął go w żołądek. Mocno zabolało. Myron wiedział, że jest w opałach. Przyklęknął na kolano i poderwał się, przyszykowaną dłonią trafiając w krocze Cegłówy. Bandzior wybałuszył oczy i upadł, jakby ktoś wyrwał mu spod siedzenia stołek. Chwilą potem od ciosu Panterki Myronowi zdrętwiała głowa. A po kolejnym obraz rozmył mu się przed oczami. Próbował wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Poczuł kopniak w żebra. Świat zawirował.
– Ej! Ej, co robisz? Hej, ty!
– Przestań! Co jest?!
Zamroczony Myron rozpoznał głosy Joego i Zganiacza z baru. Skorzystał z okazji, by odpełznąć na czworakach. Nie musiał. Panterka pomógł Cegłówie wstać. Pobiegli.
Do Myrona podeszli szybko Joe i Zganiacz.
– Jest pan cały? – spytał Joe. Myron skinął głową.
– Nie zapomnij pan przysłać zdjęcia z autografem. Kuzyn Brucie nie przysłał.
– Przyślę dwa – obiecał Myron.
ROZDZIAŁ 8
Przekonał Joego i Zganiacza, by nie wzywali policji. Nie było to trudne. Ludzie na ogół unikają kontaktów ze stróżami prawa. Pomogli mu wsiąść do taksówki. Kierowca w turbanie słuchał muzyki country. Wielokulturowość. Myron wydusił z siebie adres Jessiki w Soho i opadł na rozdarte siedzenie. Taksiarz – na szczęście – nie był rozmowny.
Myron podsumował swój stan fizyczny. Kości całe. W najgorszym razie stłuczone żebra. Można wytrzymać. Inna sprawa, głowa. Na dziś wystarczy tylenol z kodeiną, a jutro rano może advil lub podobny środek. Na urazy głowy nic nie działa lepiej niż czas i środki przeciwbólowe.
Drzwi otworzyła Jessica w płaszczu kąpielowym. Na jej widok, co zdarzało się często, znów trochę go zatkało. Bez żadnych wymówek napełniła wannę, pomogła mu się rozebrać i wsunęła się za jego plecy. Przyjemny dotyk wody koił. Jessica obłożyła mu głowę myjkami. Przylgnął do niej plecami i uszczęśliwiony głęboko westchnął.
– Kiedy studiowałaś medycynę? – spytał.
– Lepiej ci? Pocałowała go w policzek.
– Tak, pani doktor. Znacznie lepiej.
– Powiesz mi, co się stało?
Opowiedział. Słuchała w milczeniu, palcami delikatnie rozmasowując mu skronie. Jej dotyk przynosił ulgę. W życiu były pewnie przyjemniejsze rzeczy niż leżenie w wannie z ukochaną, lecz w tej chwili nie potrafił wyobrazić sobie nic przyjemniejszego. Ból stępiał i zelżał.
– Domyślasz się, co to za jedni? – spytała.
– Pojęcia nie mam – odparł. – Wynajęte bandziory.
– Chcieli wiedzieć, gdzie jest Greg?
– Na to wygląda.
– Gdyby to mnie szukali, też wolałabym zniknąć.
– Pewnie – odparł, podzielając tę myśl.
– Co zrobisz? Uśmiechnął się i zamknął oczy.
– Jak to? – spytał. – Żadnych kazań? Żadnych wyrzutów, że to zbyt niebezpieczne?
– Zbyt pospolite – odparła. – A poza tym jest coś jeszcze.
– Co?
– Coś, o czym nie mówisz.
– Ja…
Przytknęła palec do jego ust.
– Powiedz tylko, co zamierzasz zrobić.
Usiadł prosto. To straszne, jak łatwo w nim czytała.
– Muszę porozmawiać z ludźmi.
– Jakimi ludźmi?
– Z jego agentem. Z Leonem White’em, kolegą, z którym mieszka podczas meczów wyjazdowych. Z Emily.
– Z Emily. Twoją dawną miłością z uczelni?
– Uhm – odparł, szybko zmieniając temat z obawy, że Jessica znów odczyta jego myśli. – Jak udał się wieczór z Audrey?
– Doskonale. Gadałyśmy głównie o tobie.
– A konkretnie?
Zaczęła gładzić jego pierś. Jej dotyk już nie tylko koił. Palce pieściły jego ciało jak piórko. Delikatnie. Za delikatnie. Grała na nim jak Itzhak Perlman na skrzypcach.
– Och, Jess!
Uciszyła go.
– O twoim tyłku – powiedziała cicho.
– Moim tyłku?
– Tak, właśnie o nim. – Przyłożyła dłoń do jego pośladka – Nawet Audrey przyznała, że wygląda apetycznie, kiedy biegasz po parkiecie.
– Mam też rozum – zaprotestował. – Mózg. Uczucia.
– A kogo to obchodzi? – powiedziała, przytykając usta do jego ucha.
Kiedy dotknęły małżowiny, podskoczył.
– Ach, Jess…
– Ciiii – powiedziała, sunąc ręką w dół po jego torsie. – To ja tu jestem lekarzem, zapomniałeś?
ROZDZIAŁ 9
Dzwonek telefonu ugodził go w nerwy z tyłu czaszki. Myron zamrugał powiekami i otworzył oczy. Przez szparę w zasłonach wdarły się promienie słońca. Zbadał puste miejsce obok – rękami, a potem wzrokiem. Jessiki nie było. Telefon dzwonił dalej. Myron podniósł słuchawkę.
– Halo.
– A więc tu jesteś.
Zamknął oczy. Ból z tyłu czaszki się zdziesięciokrotnił.
– Cześć, mamo – powiedział.
– To już nie sypiasz w domu?
Jego domem była piwnica w domu rodziców, tym samym, w którym się wychował. Coraz częściej nocował u Jessiki. Miał trzydzieści dwa lata, był całkiem normalny, pieniędzy mu nie brakowało. Nie widział powodu, by nadal mieszkać z tatą i mamą.
– Jak tam podróż? – spytał.
Rodzice wybrali się na wycieczkę po Europie. Autokarową. Taką, podczas której zwiedza się w cztery dni dwanaście miast.