Myron skinął głową. Wiedział.
– Mogę cię o coś spytać?
– Proszę.
– Po co ci te wszystkie tatuaże i kolczyki?
T.C. uśmiechnął się.
– Przeszkadzają ci?
– Nie. Tylko jestem ciekaw.
– Powiedzmy, że lubię je nosić. Wystarczy?
– Tak – odparł Myron.
– Ale w to nie wierzysz?
Myron wzruszył ramionami.
– Nie.
– To prawda, trocheje lubię. Ale przede wszystkim chodzi o biznes.
– Biznes?
– Biznes koszykarski. Pieniądze. Mnóstwo. Wiesz, ile kasy tłukę z reklam? Kupę szmalu. Dlaczego? Bo szokowanie popłaca. Spójrz na Deona. Popatrz na Rodmana. Im większy odpał, tym więcej mi płacą.
– Więc to wszystko pic?
– W dużej mierze. A poza tym lubię szokować, już taki jestem. Głównie na użytek prasy.
– Przecież prasa rozrywa cię na strzępy.
– I co z tego? Piszą o mnie, a ja na tym zarabiam. To proste. – T.C. uśmiechnął się. – Coś ci powiem. Prasa to najgłupsze zwierzę na tej bożej ziemi. Wiesz, co kiedyś zrobię?
Myron pokręcił głową.
– Pozbędę się tych kolczyków i reszty, zacznę się ładnie ubierać, grzecznie się wyrażać: „Tak, proszę pana”, „Tak, proszę pani”, i paść ich bzdurami o zespołowym wysiłku, które tak chętnie łykają. Czy wiesz, co się stanie? Ci sami popaprańcy, którzy piszą, że niszczę zasady gry, będą całować mój czarny tyłek niczym kamień w zamku Blarney. Będą pieprzyć o mojej cudownej przemianie. Nazwą mnie bohaterem. A ja tylko zmienię rodzaj picu.
T.C. uśmiechnął się szeroko.
– Niezły z ciebie agregat, T.C. – powiedział Myron.
T.C. odwrócił się plecami do basenu. Myron przyglądał się mu w milczeniu. Nie kupił wszystkich jego wynurzeń. Coś się za nimi kryło. Wprawdzie T.C. nie kłamał, ale nie mówił też całej prawdy. A może nie potrafił się do niej przyznać nawet przed sobą? Cierpiał. Naprawdę wierzył, że go nikt nie kocha, a taka świadomość, niezależnie od tego, kim jesteś, boli. Nie czujesz się pewnie. Chcesz się ukryć, otoczyć murami. Najsmutniejsze było to, że T.C. miał po części rację. Kto by się nim przejmował, gdyby nie grał w zawodową koszykówkę? Gdyby niewrodzony talent do tej prostej gry, gdzie byłby teraz? Przypominał piękną dziewczynę, która pragnie, byś odkrył w niej duszę. Do tego zaś mogła cię skłonić tylko jej uroda. Gdyby ją straciła, stała się brzydka, nikomu nie przyszłoby do głowy szukać pod zewnętrzną powłoką wewnętrznego piękna. Gdyby T.C. stracił sprawność fizyczną, spotkałoby go to samo.
W sumie nie był takim dziwakiem, za jakiego miała go opinia publiczna, ani też takim poukładanym gościem, za jakiego pragnął uchodzić w jego oczach. Myron, chociaż nie psycholog, nie miał wątpliwości, że za tatuażami i kolczykowaniem kryje się nie tylko chęć zdobycia pieniędzy. Tak gładkie wyjaśnienie nie tłumaczyło podobnej dewastacji ciała. W przypadku T.C. w grę wchodziło wiele czynników. Jako była gwiazda koszykówki, Myron niektóre z nich znał i rozumiał. W innych jednak nie mógł się połapać, ponieważ T.C. i on pochodzili z całkiem różnych światów.
– Mam pytanie – przerwał ich wspólną samotność T.C.
– Wal.
– Co tu robisz?
– Tu? W twoim domu…
– W zespole. Kiedy chodziłem do gimnazjum, oglądałem twoją grę w lidze akademickiej. Byłeś świetny… Dawno temu. Wiesz przecież, że to przeszłość. Przekonałeś się o tym na dzisiejszym treningu.
Myron starał się ukryć osłupienie. Czy on i Terry uczestniczyli w tym samym treningu? A jakże. I, niestety, T.C. miał rację. Doskonale pamiętał czasy, gdy był supergwiazdą drużyny. Pamiętał sparingi z ostatnią piątką w zespole, wychodzącą ze skóry w walce z pierwszą, która grała od niechcenia i bez motywacji. Pamiętał rozczarowanie tych pięciu z rezerwy, Wmawiających sobie, że dorównują graczom z wyjściowego składu, zmęczonym prawdziwymi meczami. W dodatku, jako student, rozgrywał najwyżej dwadzieścia pięć meczów w sezonie, podczas gdy zawodowcy rozgrywali ich blisko sto przeciwko znacznie lepszym rywalom.
Czy to mogło wystarczyć, by grać z nimi w drużynie? Kogo oszukiwał?
– Po prostu próbuję – odparł cicho.
– Trudno zrezygnować, co?
Myron nie odpowiedział. Zapadło krótkie milczenie.
– Hej, byłbym zapomniał – rzekł T.C. – Podobno jesteś za pan brat z finansowym magikiem z Lock – Home Securities. To prawda?
– Tak.
– Czy to ten białasek, z którym gadałeś po meczu? Myron skinął głową.
– Na imię ma Win.
– Wiesz, że Łomot pracuje na Wall Street?
– Powiedziała mi.
– Chce zmienić pracę. Czy twój przyjaciel mógłby z nią pogadać?
Myron wzruszył ramionami.
– Spytam go – obiecał. Win z pewnością przyklasnąłby jej poglądom na rolę seksu w starożytnych cywilizacjach. – A dla kogo ona pracuje w tej chwili?
– Dla małej firmy. Braci Kimrnel. Ale musi się przenieść. Nie chcą jej wziąć na partnera, mimo że zapieprza dla nich jak mały samochodzik.
T.C. dodał coś jeszcze, lecz Myron przestał go słuchać. Bracia Kimmel. Natychmiast skojarzył sobie nazwisko. Kiedy w domu Grega wcisnął guzik wybierający numer, pod który dzwoniono ostatnio, kobiecy głos w słuchawce powiedział: „Bracia Kimmel”. A przecież Łomot dopiero co mówiła mu, że nie rozmawiała z Gregiem od paru miesięcy.
Przypadek? Wątpił w to.
ROZDZIAŁ 16
Maggie Łomot już się ulotniła.
– Przyjechała specjalnie dla ciebie – wyjaśnił T.C. – Nic nie wyszło, więc wybyła. Jutro rano musi iść do pracy.
Myron sprawdził godzinę. Wpół do dwunastej. Długi dzień. Czas na lulu. Pożegnał się, życząc dobrej nocy, i skierował do samochodu. Stała tam – jakby nigdy nic – Audrey. Oparta o maskę, z rękami splecionymi na piersiach, skrzyżowanymi nogami.
– Wracasz do Jessiki? – zagadnęła.
– Tak.
– Mógłbyś mnie podwieźć?
– Wskakuj.
Obdarzyła go takim samym uśmiechem jak na treningu. Sądził wtedy, że jest pod wrażeniem jego gry. Teraz stało się jasne, że jej rozbawienie bliższe było kpinie niż uznaniu. W milczeniu otworzył drzwiczki. Zdjęła granatowy żakiet i położyła na tylnym siedzeniu. Poszedł w jej ślady. Poprawiła przy szyi golf barwy leśnej zieleni, robiąc dodatkową fałdę. Zdjęła perły i wcisnęła je do przedniej kieszeni dżinsów. Myron uruchomił silnik.
– Zaczynam składać to wszystko do kupy – powiedziała tonem, który mu się nie spodobał. W jej głosie było za dużo pewności. Wcale nie potrzebowała podwiezienia do domu. Chciała z nim pogadać w cztery oczy. To go zaniepokoiło. Uśmiechnął się do niej dobrodusznie.
– Ale nie ma to nic wspólnego z moim tyłkiem? – spytał.
– Słucham?
– Wiem od Jessiki, że obgadywałyście mój tyłek. Zaśmiała się.
– Tak. Z niechęcią przyznaję, że wygląda pysznie.
– Piszesz o tym artykuł? – zażartował, starając się ukryć samozadowolenie.
– O twoim tyłku?
– Tak.
– Jasne. Moglibyśmy go rozreklamować.
Jęknął.
– Próbujesz zmienić temat – upomniała go.
– Jaki temat?
– Powiedziałam, że składam wszystko do kupy.
– To ma być temat?
Zerknął na nią. Usiadła tak, żeby go widzieć, z kolanem na siedzeniu i lewą kostką wetkniętą pod pośladek. Szeroką twarz pstrzyły jej nieliczne piegi, lecz założyłby się, że w dzieciństwie miała ich znacznie więcej. Pamiętacie tę sympatyczną chłopczycę z szóstej klasy? Dorosła. Z pewnością nie pretendowała do miana piękności w klasycznym sensie. W jej urodzie było jednak coś tak ujmująco swojskiego, że miałeś ochotę ją przytulić i wytarzać w liściach w rześki jesienny dzień.