Win zmarszczył brwi.
– Myślisz, że Kościej zabił ją, żeby ostrzec Downinga? – spytał.
– Dopuszczam taką możliwość.
– To dlaczego nie złamał jej po prostu kilku kości?
– Bo go tu jeszcze nie było. Przyjechał wczoraj wieczorem. Morderstwa mógł dokonać najemny gangster.
– Twoja teoria jest, łagodnie mówiąc, mało prawdopodobna – podsumował Win. – Jeżeli morderstwo miało być ostrzeżeniem, to gdzie się podział Downing?
– Uciekł.
– Dlaczego? Z obawy o swoje życie?
– Tak.
– Uciekł tuż po odkryciu, że Carla nie żyje? W sobotę wieczorem?
– Tak wskazywałaby logika.
– Wystraszył się? Morderstwa?
– Tak.
– Aha.
Win zamilkł i uśmiechnął się do Myrona.
– O co chodzi? – spytał Myron.
– Skoro zwłoki Carli odkryto dopiero dziś – zaczął śpiewnie Win – to powiedz mi z łaski swojej, w jaki sposób Downing dowiedział się o morderstwie w zeszłą sobotę wieczorem?
Myrona przeszedł dreszcz.
– Żeby twoja teoria się potwierdziła, Downing musiałby zrobić jedną z trzech rzeczy – ciągnął Win. – Po pierwsze, być świadkiem morderstwa. Po drugie, wpaść do mieszkania Carli po jej śmierci. Po trzecie, sam ją zabić. Co więcej, w jej mieszkaniu było dużo gotówki. Dlaczego? Skąd tam wzięły się te pieniądze? Miały pomóc w spłaceniu Kościeja? Jeśli tak, to dlaczego jego ludzie ich nie wzięli? Albo jeszcze lepsze pytanie: dlaczego nie wziął ich Downing?
Myron pokręcił głową.
– Strasznie dużo luk – przyznał. – A poza tym wciąż nie wiemy, co łączyło Grega z tą Carla, Sally czy jak ją zwał.
Win skinął głową. Nie przerwali marszu.
– I jeszcze jedno – dodał Myron. – Czy to możliwe, żeby mafia zabiła kobietę tylko dlatego, że spotkała się z Gregiem w barze?
– Bardzo wątpliwe.
– Tak więc ta teoria nadaje się w zasadzie do kosza.
– Nie w zasadzie – sprostował Win. – W całości. Szli dalej.
– Istnieje oczywiście możliwość, że Carla pracowała dla Kościeja.
Myron poczuł szturchnięcie lodowatego palucha.
– Słucham? – spytał, choć wiedział, do czego zmierza Win.
– Może była łączniczką Kościeja. Odbierała jego dług. Spotykała się z Downingiem, bo wisiał im na mnóstwo pieniędzy. Downing obiecuje zapłacić, choć nie ma z czego. Wie, że go osaczają. Wystarczająco długo grał na zwłokę. Wraca więc do mieszkania Carli, zabija ją i ucieka.
Zamilkli. Myron próbował przełknąć ślinę, ale w gardle dławiło go coś jak lód. Takie analizowanie możliwości miało jednak dobrą stronę: pomagało mu. Wprawdzie nogi wciąż były jak z gumy, lecz, w zasadzie, najbardziej uwierała go świadomość, że tak łatwo przeszedł do porządku dziennego nad martwym gangsterem w vanie. Owszem, człowiek ten był zapewne skończonym łotrem. Owszem, wepchnął mu lufę rewolweru do ust i, mimo polecenia Wina, nie rzucił broni. Owszem, świat bez niego najprawdopodobniej zyskał. Dawniej z powodu śmierci kogoś takiego czułby mimo wszystko jakieś wyrzuty sumienia. A dziś, szczerze mówiąc, nie odczuwał nic. Próbował wykrzesać z siebie odrobinę współczucia, ale było mu smutno jedynie dlatego, że nie jest mu smutno.
Dość autoanalizy. Otrząsnął się.
– Z twoim scenariuszem też są kłopoty – powiedział.
– Na przykład?
– Po co Greg by ją zabijał? Dlaczego nie uciekł przed spotkaniem w barze?
– Słuszne pytania – odparł po namyśle Win. – Chyba że w trakcie ich spotkania coś zaszło.
– Na przykład?
Win wzruszył ramionami.
– Wszystko sprowadza się do Carli – rzekł Myron. – Nic w niej się nie zgadza. Żaden handlarz narkotyków tak nie działa. Pracowała w barze jako kelnerka, ukrywała studolarówki o kolejnych numerach seryjnych, chodziła w perukach, miała kilka fałszywych paszportów, a na domiar wszystkiego… Szkoda, żeś nie widział miny Dimonte’a. Wie, kim była, i wpadł w popłoch.
– Rozmawiałeś z Higginsem z Departamentu Skarbu? – spytał Win.
– Tak. Szuka tych numerów seryjnych.
– To się przyda.
– Musimy też zdobyć wykaz rozmów telefonicznych z baru Parkview. Sprawdzić, do kogo dzwoniła Carla.
Zamilkli i szli dalej piechotą, żeby nie łapać taksówki za blisko miejsca zdarzenia.
– Win?
– Tak?
– Dlaczego nie chciałeś przyjść przedwczoraj na mecz? Win nie zwolnił kroku.
– Nie oglądałeś powtórki z tamtego meczu, co? – zapytał po chwili.
Mówił o meczu, w którym Myron odniósł kontuzję kolana.
– Nie.
– Dlaczego?
Myron wzruszył ramionami.
– Nie było sensu.
– Był.
– Zdradzisz jaki?
– Gdybyś go obejrzał, mógłbyś się uporać z przeszłością. Zamknąć sprawę.
– Nie rozumiem – odparł Myron.
– Wiem.
– Pamiętam, jak ty to oglądałeś. Pamiętam, że oglądałeś to wciąż od nowa.
– Nie bez powodu.
– Żeby się zemścić.
– Żeby ocenić, czy Burt Wesson sfaulował cię umyślnie – sprostował Win.
– Chciałeś mu odpłacić.
– Powinieneś był mi na to pozwolić. A wtedy może zapomniałbyś o przeszłości.
– Znasz tylko jedno rozwiązanie, Win: przemoc.
Win zmarszczył czoło.
– Nie melodramatyzuj – rzekł. – Wyrządzono ci podłe świństwo. Wyrównanie rachunków pozwoliłoby ci zapomnieć o sprawie. Nie chodzi o zemstę, lecz o równowagę. O podstawową ludzką potrzebę zrównoważenia szal.
– To jest twoja potrzeba, nie moja. Zrobienie krzywdy Burtowi Wessonowi nie uleczyłoby mi kolana.
– Ale pomogłoby zamknąć sprawę.
– Jak to zamknąć? To była przypadkowa kontuzja. Pech.
Win pokręcił głową.
– Nie oglądałeś taśmy z meczu.
– Po co? Kolano było już do niczego. Obejrzenie tej taśmy nic by nie zmieniło.
Win milczał.
– Nie wiem, o co ci chodzi – dodał Myron. – Po tej kontuzji żyłem dalej. Nigdy się nie skarżyłem, tak czy nie?
– Nigdy.
– Nie płakałem, nie wyklinałem bogów, nic z tych rzeczy.
– Nigdy – powtórzył Win. – Nigdy nas tym nie zamęczałeś.
– To dlaczego uważasz, że muszę przeżyć wszystko od nowa?
Win zatrzymał się i spojrzał uważnie na Myrona.
– Sam odpowiedziałeś na pytanie, tylko siebie nie słuchasz.
– Oszczędź mi tych pseudofilozoficznych sentencji z Legendy Kung Fu – odgryzł się Myron. – Dlaczego nie przyszedłeś na mecz?
Win ruszył.
– Obejrzyj taśmę – odparł.
ROZDZIAŁ 19
Myron nie obejrzał taśmy. Ale miał sen.
Przyśnił mu się szarżujący Burt Wesson. Dostrzegł w jego twarzy bliską oszołomienia rozradowaną agresję. We śnie wystarczyło mu czasu, żeby zejść z drogi Burtowi. Ale w tym śnie – jak w wielu innych – nie mógł się poruszyć. Zbliżało się nieszczęście, a jego nogi nie reagowały, stopy ugrzęzły w ruchomych, gęstych piaskach świata snu.
W rzeczywistości nie widział szarżującego Burta Wessona. Nic go nie ostrzegło. W chwili gdy obracał się na prawej nodze, nastąpiło straszliwe zderzenie. Nie tyle poczuł, co usłyszał trzask łamanej kości. Na początku nie było bólu, tylko bezbrzeżne zdumienie. Zdumienie trwające niespełna sekundę, lecz była to sekunda zatrzymana w czasie – zdjęcie, które robił tylko w snach. A potem przyszedł ból.
We śnie Burt Wesson znalazł się tuż – tuż. Wielki, siłowy gracz, koszykarski odpowiednik hokejowego brutala. Średni talent, ale ogromna masa ciała, z której potrafił robić użytek. Dzięki temu zaszedł daleko, choć na grę w szeregach zawodowców to nie wystarczyło. Przepadł w przedsezonowym naborze – ironia losu sprawiła, że ani on, ani Myron nie zagrali w zawodowej lidze. Zmieniło się to dopiero dwa dni temu.