Выбрать главу

– Piekielnie dziwna sprawa – oceniła Jessica, kiedy skończył.

– Owszem. – W nocy zamienili niewiele słów. Zapewnił ją, że nic mu nie jest, i poszli spać. – Powinienem ci podziękować.

– Za co?

– Że zadzwoniłaś do Wina.

Skinęła głową.

– Po napaści tych bandziorów.

– Obiecałaś, że nie będziesz się wtrącała do moich spraw.

– Nieprawda. Obiecałam, że nie będę cię powstrzymywać. To różnica.

– Pewnie.

Jessica przygryzła dolną wargę. Miała na sobie dżinsy i o parę numerów za dużą bluzę Uniwersytetu Duke’a, a włosy mokre, bo przed chwilą brała prysznic.

– Powinieneś się do mnie wprowadzić – powiedziała.

– Słucham? – spytał, bo jej słowa uderzyły go jak cios prosty w szczękę.

– Przepraszam, że tak z tym wyskakuję, ale nie umiem owijać w bawełnę.

– Za to ja owijam jak marzenie – odparł.

Pokręciła głową.

– Żartujesz w najdziwniejszych momentach.

– Przepraszam.

– Wiesz, że nie jestem w tym dobra.

Wiedział.

Przechyliła głowę, wzruszyła ramionami, uśmiechnęła się nerwowo.

– Lubię, kiedy tu jesteś – powiedziała. – Tu jest twoje miejsce.

Serce mu urosło, zaśpiewało i zadrżało z obawy.

– To poważny krok.

– Wcale nie. Zresztą większość czasu spędzasz tutaj. A ja cię kocham.

– Ja ciebie też.

Zamilkli na dłużej, niż powinni. Jessica przerwała milczenie, zanim mogło wyrządzić nieodwracalną szkodę.

– Nic nie mów – wyrzuciła z siebie. – Chcę, żebyś to przemyślał. Głupio wybrałam moment, tyle masz teraz na głowie. A może wybrałam go właśnie dlatego, czy ja wiem. Nie mów nic. Wszystko przemyśl. Nie dzwoń do mnie. Wieczorem też nie. Przyjdę na twój mecz, a po meczu zabiorę Audrey na kielicha. Ma dziś urodziny. Zanocuj w domu. Porozmawiamy jutro, zgoda? Jutro?

– Jutro – zgodził się Myron.

ROZDZIAŁ 20

Przy biurku w recepcji siedziała Wielka Cyndi. „Siedziała” to niewłaściwe słowo. Na ten widok przychodził na myśl przysłowiowy wielbłąd, próbujący przecisnąć się przez ucho igielne. Blat biurka, którego nogi wisiały w powietrzu, kołysał się na jej kolanach jak huśtawka. Kubek z kawą niknął w dłoniach wielkich jak jaśki. Krótkie szpikulce włosów biły dziś w oczy różem. Makijaż kojarzył mu się z wypadkiem z kredkami świecowymi, którymi wymazał się w dzieciństwie, a biała szminka na ustach z filmem dokumentalnym o Elvisie.

Zazwyczaj Cyndi witała go warknięciem. Dziś jednak uśmiechnęła się i zatrzepotała powiekami, przerażając go o wiele bardziej niż zwykle. Wyglądała jak Bette Davis w Co się zdarzyło Baby Jane, tyle że Bette Davis na sterydach. Palcem środkowym wskazała w górę, unosząc go i opuszczając.

– Pierwsza linia? – spytał.

Pokręciła przecząco głową. Ruchy jej palca przyśpieszyły. Spojrzała na sufit. Myron podążył za jej wzrokiem, ale nie dostrzegł niczego. Cyndi przewróciła oczami. Na twarzy miała nieruchomy uśmiech cyrkowego klauna.

– Nie rozumiem – wyznał.

– Win chce się z panem widzieć – wyjaśniła. Myrona zaskoczył jej głos, usłyszał go po raz pierwszy.

Brzmiał tak pewnie jak głos hostessy programu kablowej sieci handlowej, w którym nie milkną telefony od wdzięcznych klientów opisujących nader szczegółowo, jak bardzo odmieniło się ich życie po zakupie zielonej wazy w kształcie góry Rushmore.

– Gdzie Esperanza? – spytał.

– Jest milutki.

– Czy Esperanza jest w biurze?

– Uznał, że to ważna sprawa.

– Ja tylko…

– Pan do niego idzie – przerwała mu Cyndi – i nie kontroluje swojej nieocenionej partnerki.

Uśmiechnęła się miło.

– Ja jej nie kontroluję. Chcę się tylko dowiedzieć…

– Gdzie jest biuro Wina. Dwa piętra wyżej.

Łyknęła kawy, wydając dźwięk, określany niezobowiązująco przez pewne osoby „siorbnięciem”. Dźwięk, po którym łosie w promieniu trzech stanów rzucają się na poszukiwanie samic.

– Powiedz jej, że tu wrócę – rzekł.

– Oczywiście. – Cyndi zatrzepotała rzęsami przypominającymi dwie tarantule w przedśmiertnych drgawkach. – Miłego dnia.

Okna narożnego gabinetu Wina wychodziły na Pięćdziesiątą Drugą Ulicę i Park Avenue. Złoty chłopiec firmy Lock – Horne Securities zasługiwał na najlepszy widok. Myron zagłębił się w luksusowym skórzanym fotelu w kolorze burgunda. Na pokrytych boazerią ścianach wisiało kilka obrazów przedstawiających polowanie na lisa. Dziesiątki dzielnych jeźdźców w czarnych toczkach, czerwonych żakietach, białych bryczesach, czarnych butach goniło ze strzelbami i psami za małym futrzastym stworzeniem, by go dopaść i zabić. To nie było fair play. Raczej gruba przesada. Jak zapalanie papierosa miotaczem płomieni.

Win pisał na laptopie, wyglądającym bardzo samotnie na pustkowiu jego ogromnego biurka.

– Na dyskietkach nagranych w domu Grega znalazłem coś ciekawego – powiedział.

– Tak?

– Nasz znajomy, pan Downing, miał adres internetowy w portalu America Online. Ten liścik otrzymał w sobotę.

Win obrócił laptop tak, żeby Myron mógł przeczytać na ekranie:

Temat: Seks!

Data: 03 11 14:51:36 wsch.

Od: Wrzebabka

Do: Downing 22

Spotkajmy się o dziesiątej. W umówionym miejscu. Przyjdź. Obiecuję ci najbardziej upojny wieczór, jaki można sobie wyobrazić.

F.

Myron podniósł wzrok.

– Najbardziej upojny wieczór, jaki można sobie wyobrazić? – spytał.

– Napisane z polotem, co?

Myron skrzywił się.

Win przyłożył rękę do serca.

– Nawet jeśli jest to obietnica bez pokrycia, gotowość pani F. do ryzyka i oddanie swojemu rzemiosłu budzą podziw.

– Mhm – mruknął Myron. – A kim jest ta F.?

– W AOL brak użytkownika o nazwie Wrzebabka – odparł Win. – Co o niczym nie świadczy. Wielu użytkowników nie ma nazw. Nie chcą, żeby wszyscy znali ich prawdziwe nazwisko. Przypuszczam jednak, że F. to kolejny pseudonim naszej przedwcześnie zmarłej Carli.

– Znamy już jej prawdziwe nazwisko – powiedział Myron.

– Tak?

– Liz Gorman.

Win uniósł brew.

– Słucham?

– Liz Gorman. Z Brygady Kruka.

Myron zrelacjonował rozmowę z Fredem Higginsem. Win rozsiadł się w fotelu i złożył dłonie koniuszkami palców. Z jego twarzy jak zwykle nie dało się nic wyczytać.

– Ciekawie, coraz ciekawiej – rzekł, kiedy Myron skończył.

– Powstaje pytanie: jaki związek może łączyć Grega Downinga z Liz Gorman?

– Silny. – Win wskazał głową laptop. – Możliwość spędzenia najbardziej upojnego wieczoru, jaki można sobie wyobrazić, jeśli ktoś da wiarę tej hiperboli.

– Wieczoru z Liz Gorman?!

– Czemu nie – odparł Win prawie obronnym tonem. – Nikogo nie wolno dyskryminować z powodu wieku czy implantów.

Znalazł się obrońca równych praw.

– Nie w tym rzecz. Wprawdzie nikt nie nazwał Liz Gorman ślicznotką, ale załóżmy, że Grega ona rajcuje…

– Jakiś ty płytki, Myronie. – Win z rozczarowaniem pokręcił głową. – Nie przyszło ci do głowy, że Greg dostrzegł w niej nie tylko powierzchowność? Miała bądź co bądź duże piersi.

– Jak w każdej dyskusji o seksie pomijasz sedno sprawy.

– To znaczy?

– Jakim cudem zawarli znajomość.

Win ponownie złożył dłonie, bębniąc koniuszkami palców po nosie.

– Uhm – mruknął.

– Właśnie, uhm. Oto kobieta, która od ponad dwudziestu lat się ukrywa. Podróżuje po całym świecie, zapewne nigdzie długo nie zagrzewa miejsca. Dwa miesiące temu obrabowuje bank w Arizonie. Pracuje jako kelnerka w malutkim barze na Dyckman Street. Jak ktoś taki mógł poznać Grega Downinga?